Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Michał Kot
|

Cypr Północny żyje ze studentów

0
Podziel się:

Zagraniczni uczniowie zostawiają tu 300 mln euro rocznie - to duża kwota biorąc pod uwagę, że PKB kraju nie przekracza 2 mld euro.

Cypr Północny żyje ze studentów

Skąd ma wziąć pieniądze izolowany gospodarczo i nieuznawany niemal przez nikogo mały kraj bez poważnych zasobów naturalnych? Od zagranicznych studentów - odpowiadają władze tureckiego Cypru Północnego.

"Turystyka i edukacja to priorytety naszego rozwoju gospodarczego. Sektor uniwersytecki to ważna część naszej gospodarki" - tłumaczy PAP Mehmet Ali Talat, prezydent Tureckiej Republiki Cypru Północnego, która powstała po tureckiej inwazji na Cypr w 1974 r. i jest uznawana jedynie przez Turcję.

Na tym skrawku lądu zamieszkanym przez ok. 260 tys. mieszkańców istnieje siedem uniwersytetów - pięć miejscowych i dwie filie uczelni tureckich. Studiuje tam ok. 40 tys. studentów, w tym 30 tys. z zagranicy, głównie z Turcji, Iranu, Pakistanu i krajów afrykańskich, ale także Bałkanów, Wielkiej Brytanii i USA.

_ Problemy uniwersytetów tureckiej części Cypru obrazują zagmatwaną sytuację tego kraju, który nie istnieje na politycznej mapie Europy. Rektor Halil Guven wspierany przez swój rząd, liczy, że do 2009 roku uda się załatwić kwestię uznania placówek naukowych przez UE. "Jeśli się to nie uda, rozwiązaniem może być tylko albo zjednoczenie Cypru, albo formalne przekształcenie się w filię uczelni tureckiej" - przyznaje. _Co ich przyciąga? Niskie ceny, dobrze wyposażone i zorganizowane uczelnie, niemal 100 proc. zajęć w języku angielskim, międzynarodowa kadra naukowa i śródziemnomorski klimat wyspy.

"Każdy zagraniczny student zostawia u nas co najmniej 10 tys. euro rocznie" - mówi bez ogródek Hassan Ince, wiceszef miejscowej Izby Handlowej. Nie chodzi przy tym o opłaty za studia, ale o to, ile na studentach zarabiają sklepikarze, taksówkarze, restauratorzy, czy właściciele wynajmowanych mieszkań. 300 mln euro to niebagatelna kwota dla kraju, którego roczny PKB nie przekracza 2 mld euro.

Rozwój uniwersytetów na Cyprze Północnym robi tym większe wrażenie, że nie jest wynikiem przemyślanej strategii, a rektorzy wszystkich uczelni zgodnie narzekają na niewystarczające wsparcie ze strony władz.

"Utrzymujemy się wyłącznie z opłat od studentów i to nam musi wystarczyć" - twierdzi prorektor drugiego co do wielkości Near East University, prof. Huseyin Gokcekus. Jego czysto komercyjna uczelnia została założona przez jednego z najbogatszych Cypryjczyków, Umita Hassana, który mianował się jej rektorem.

Na Cyprze Północnym szkolnictwo wyższe traktowane jest jak biznes i nikt nawet nie udaje, że jego rozwój ma służyć lepszemu wykształceniu tutejszego społeczeństwa. Ten efekt osiągany jest mimochodem.

_ Paradoksem jest, że co roku z Erasmusa korzysta kilka tysięcy studentów z Turcji, która nie jest i długo jeszcze nie będzie w UE. Mieszkańcy Tureckiej Republiki Cypru Północnego uważają się natomiast za obywateli UE. Przypominają, że w 2004 roku do Unii wstąpił cały Cypr, z tym że traktat akcesyjny zawiesił stosowanie unijnych przepisów na terytorium pozostającym poza kontrolą uznawanego na forum międzynarodowym, greckiego rządu. _ "Mało kto zdaje sobie sprawę, że tureccy Cypryjczycy należą do najlepiej wyedukowanych społeczeństw w tym regionie świata" - zauważa prof. Wojciech Forysiński, który wykłada problematykę europejską na największym i najbardziej renomowanym, publicznym Eastern Mediterranean University (EMU).

Przyznaje, że poziom akademicki uczelni jest zróżnicowany i do niektórych mniejszych uczelni przylgnęła nazwa "supermarketów z dyplomami". Prawdą jest, że nacisk kładzie się na działalność dydaktyczną, a nie badawczą, ale najlepsze uniwersytety, z dobrymi wykładowcami, bibliotekami i laboratoriami, nie odstają poziomem od czołowych placówek tureckich. Są za to o wiele tańsze: roczna opłata wynosi maksymalnie 2-3 tys. euro. Cypryjczycy płacą połowę.

Choć dyplomy uczelni są uznawane na świecie i pozwalają na kontynuowanie nauki np. na uniwersytetach amerykańskich czy brytyjskich, nieuregulowany status tureckiej samozwańczej republiki daje się we znaki studentom. Greckie władze Cypru, w myśl swojej polityki izolacji tureckiej części wyspy, nie uznają tamtejszych uniwersytetów, które w rezultacie są "niczyje".

"Na listach oenzetowskiego Międzynarodowego Stowarzyszenia Uniwersytetów przy naszej uczelni w rubryce "kraj" jest adnotacja "inne"" - mówi rektor EMU Halil Guven. I tłumaczy, dlaczego z tego powodu jego studenci nie mogą korzystać z unijnego programu wymiany studentów Erasmus.

Otóż, by wziąć udział w popularnym programie, placówka naukowa musi uzyskać certyfikat odpowiedniej krajowej instytucji nadzorczej. Ale Komisja Europejska nie przyjęła certyfikatu wydanego przez władze Cypru Północnego, bo ich nie uznaje.

Władze greckiego Cypru, choćby nawet chciały, nie mogą wydać dokumentu, ponieważ w myśl ciągle obowiązującej cypryjskiej konstytucji z 1960 roku kwestie tureckiej edukacji są w wyłącznej kompetencji mniejszości tureckiej. Konstytucja pochodzi jeszcze z czasów, gdy dwie wspólnoty: turecka i grecka, miały żyć pokojowo w jednym państwie.

Taki sam problem dotyczy uczestnictwa w prowadzonym pod egidą UE tzw. procesie bolońskim, który zmierza do ujednolicenia do 2010 roku standardów szkolnictwa wyższego w UE, w tym równorzędności cykli nauczania, dyplomów i stopni naukowych. "Z biurokratycznych powodów cierpią studenci, co hamuje rozwój sektora" - ubolewa Hassan Ince z Izby Handlowej.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)