Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Czarny scenariusz dla służby zdrowia. Potrzeba kilkudziesięciu miliardów złotych

0
Podziel się:

Całkowite nakłady na leczenie Polaków są jednymi z najniższych w krajach OECD. Gorsze pod tym względem są tylko Meksyk, Estonia i Turcja. A jeśli sprawdzą się najgorsze scenariusze, to może być jeszcze gorzej.

Czarny scenariusz dla służby zdrowia. Potrzeba kilkudziesięciu miliardów złotych
(REPORTER)

- Trzeba zwiększyć finansowanie polskiej służby zdrowia do 6 proc. PKB. Skoro Czesi mogą, to dlaczego my nie? - apeluje w rozmowie z money.pl sekretarz Naczelnej Rady Lekarskiej Konstanty Radziwiłł, który kandyduje w wyborach do Senatu z PiS. Całkowite nakłady na leczenie Polaków są jednymi z najniższych w krajach OECD. Gorsze pod tym względem są tylko Meksyk, Estonia i Turcja. A jeśli sprawdzi się czarny scenariusz, to może być jeszcze gorzej.

Radziwiłł mówi, że obecnie wydatki na służbę zdrowia to około 4 procent PKB. Tymczasem w zachodniej Europie to około 10 procent lub więcej. On sam chce, byśmy wydawali na ten cel 6 procent, a więc tyle co kraje Grupy Wyszehradzkiej. Sekretarz Naczelnej Rady Lekarskiej uważa, że nie ma bowiem sensu porównywanie się z dużo mocniej rozwiniętymi gospodarkami. Dlatego za wzór stawia właśnie naszych południowych sąsiadów. Dodaje również, że 6 proc. to odsetek, który m. in. WHO uważa za optymalny dla krajów tego regionu Europy.

Taka zmiana oznaczałaby kilkadziesiąt miliardów złotych więcej z budżetu. - To możliwe w ciągu 2-3 lat, bo trzeba być również odpowiedzialnym. A skoro jest to możliwe w Czechach, to dlaczego nie u nas? - uważa Konstanty Radziwiłł. - My w Polsce mamy tendencję do tego, żeby zmiany wprowadzać już, najlepiej od jutra. Tymczasem w tym przypadku trzeba zachować się tak, by nie zachwiać równowagi budżetowej.

Rzeczywiście, nasi południowi sąsiedzi, podobnie jak inne kraje Grupy Wyszehradzkiej, wydają na leczenie swoich obywateli więcej, niż ma to miejsce w Polsce. Trzeba jednak wziąć pod uwagę fakt, jak rozkłada się finansowanie prywatnej i publicznej służby zdrowia. Dopiero gdy weźmiemy łączną kwotę, to okaże się, że np. Węgrzy przeznaczają na tę dziedzinę życia więcej od nas.

Polska natomiast jest pod tym względem jednym z najgorszych krajów całej organizacji i wydaje na publiczne leczenie mniej niż 5 proc. PKB, a niespełna połowę tego - na placówki prywatne. - Według statystyk OECD w Polsce wydajemy ok. 4,8 proc. PKB na zdrowie. W rzeczywistości jednak liczba ta waha się w okolicach 4,4 proc. - uważa sekretarz Naczelnej Rady Lekarskiej.

Gorzej jest tylko w takich krajach jak Meksyk, Estonia i Turcja. Tam w sumie na służbę zdrowia (ze środków publicznych i prywatnych) wydaje się nawet mniej niż 5 proc. PKB.

Bezkonkurencyjne w tej kwestii są Stany Zjednoczone, które na leczenie obywateli dają w sumie 17 proc. PKB (po równo na publiczne i prywatne placówki). W przeliczeniu na jednego mieszkańca oznacza to około 9 tysięcy dolarów. Dla porównania, w Polsce jest to zaledwie około... 700 dolarów.

Średnio w krajach OECD państwa wydają na służbę zdrowia około 10 proc. PKB. Zdaniem analityków organizacji, odsetek ten może jednak zwiększyć się w ciągu 40 lat nawet do 15 procent, w dobie starzejących się społeczeństw i nasilania się chorób cywilizacyjnych. Holendrzy taki poziom chcą osiągnąć już w trakcie nadchodzącej dekady.

- Nie ma czegoś takiego, jak idealna kwota wydatków na służbę zdrowia - komentuje w rozmowie z money.pl Andrzej Sośnierz, były prezes Narodowego Funduszu Zdrowia, który także kandyduje do Sejmu z komitetu wyborczego PiS. - Zawsze chciałoby się większych nakładów, ale to do niczego nie prowadzi. Oczywiście, ilość pieniędzy jest problemem, ale równie mocno trzeba się skupić na tym, jak one są wydawane.

Były szef NFZ zwraca uwagę na to, że w tej chwili wydatki na opiekę medyczną są o połowę wyższe, niż jeszcze 10 lat temu i jako przykład podaje onkologię. - Władza chwali się, że daje dużo więcej pieniędzy na tę dziedzinę niż jeszcze kilka lat temu. Pytanie tylko, co z tego wynika? Świadczenia realizowane są tak jak wcześniej i dla pacjentów tak naprawdę niewiele się zmienia - diagnozuje Sośnierz.

Co dziewiąta złotówka na służbę zdrowia

Słowa byłego prezesa NFZ potwierdzają dane przedstawiane przez OECD. Niemal we wszystkich krajach organizacji, nakłady na służbę zdrowia zwiększają się szybciej niż Produkt Krajowy Brutto w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Tak było w 25 z 28 krajów, wziętych pod uwagę w raporcie "Finansowa równowaga systemów ochrony zdrowia". W latach 90. można tak było powiedzieć jedynie o 11 z 34 badanych państw.

Według raportu, wydatki "zdrowotne" w przeliczeniu na jednego Polaka rosły w ostatnim 25-leciu średnio o ponad 5 proc. rocznie, podczas gdy PKB co roku wzrastało przeciętnie o niespełna 4 proc.

Oznacza to mniej więcej tyle, że co dziewiąta złotówka, wydawana z budżetu państwa wędruje do służby zdrowia. Gorzej jest tylko na Węgrzech, gdzie takie przeznaczenie znajduje tylko jedna dziesiąta wszystkich wydatków budżetowych.

To nie tylko słaby wynik, jeśli chodzi o region, ale również znacznie poniżej średniej krajów OECD. Wzorem w tym względzie jest Szwajcaria, która 22 proc. wydatków kieruje właśnie na służbę zdrowia. Co piąty dolar wydany z budżetu Stanów Zjednoczonych przeznaczony jest później na leczenie Amerykanów.

W Polsce za finansowanie publicznej służby zdrowia jest Narodowy Fundusz Zdrowia. Utrzymuje się on przede wszystkim ze składek zdrowotnych, które płacą wszyscy pracownicy i przedsiębiorcy. W efekcie budżet funduszu w 2015 roku wynosi niespełna 70 miliardów złotych. Oprócz składek, które odpowiadają za około 90 proc. wydatków na służbę zdrowia, świadczenia są w niewielkim stopniu finansowane z podatku dochodowego.

Z kolei w Holandii sprawdza się system, w którym dużo większą rolę w finansowaniu służby zdrowia pełnią obowiązkowe ubezpieczenia, w połączeniu ze składkami zdrowotnymi. Każdy pełnoletni Holender musi po ukończeniu 18. roku życia wybrać firmę, w której wykupi polisę, a niepełnoletni są ubezpieczeni wraz ze swoimi rodzicami lub opiekunami. Władze ustalają odgórnie, co musi znaleźć się w podstawowym koszyku świadczeń.

Za to w Australii służba zdrowia w 100 procentach finansowana jest z podatków dochodowych, podobny system wprowadzono również w Nowej Zelandii i Norwegii.

Prywatyzacja nie taka zła

We wszystkich wymienionych powyżej krajach, służba zdrowia w dużej mierze (ponad 80 proc.) finansowana jest ze środków publicznych. W Polsce wskaźnik ten jest niższy i prawie 1/3 wydatków na polskie szpitale i przychodnie pochodzi z prywatnych źródeł. - Wokół prywatyzacji służby zdrowia narosło wiele mitów i strachu, ale to wszystko jest mało merytoryczne - komentuje Andrzej Sośnierz. - Więcej uwagi poświęca się na to, kto jest właścicielem zakładu opieki zdrowotnej niż na to, co oznacza to dla pacjenta.

- Wielu ludzi wciąż myśli, ze w publicznym szpitalu czy przychodni pracują anioły, a lekarze i pielęgniarki za wykonywanie swoich obowiązków nie pobierają pensji - ironizuje były szef NFZ. - To bardzo stereotypowe myślenie, szczególnie, że czasem publiczne leczenie może kosztować więcej, niż prywatne.

Zdaniem byłego prezesa NFZ nie sprawy własnościowe mają tu kluczowe znaczenie, lecz to, czy pacjent musi płacić za leczenie. - Co obchodzi chorego, kto zarządza placówką, w której on się leczy? Dla niego liczy się to, czy musi za pobyt w szpitalu zapłacić, czy nie - twierdzi Sośnierz i przyznaje, że prywatyzacja służby zdrowia nie byłaby złym rozwiązaniem, pod warunkiem, że zostałoby to zorganizowane w taki sposób, by pacjent nie musiał z tego tytułu ponosić kosztów. - W Polsce i tak zdecydowana większość przychodni i lekarzy rodzinnych działa już jako prywatne podmioty. To pozwala przede wszystkim lepiej kontrolować pieniądze, więc wracamy do punktu wyjścia: nie chodzi o to, by dosypywać ich do służby zdrowia bez umiaru.

Stracimy miliony?

Zamiast dokładać pieniądze do służby zdrowia, może się okazać, że trzeba jej będzie jeszcze zabierać. Wielki, warty 712 mln złotych projekt e-zdrowie, który miał zinformatyzować szpitale i przychodnie, nie ruszy zgodnie z planem. Ministerstwo tłumaczy, że nie udało się połączyć w jedną całość różnych elementów systemu. A to może oznaczać utratę gigantycznego dofinansowania z Brukseli.

O tym, że wdrażanie elektronicznych rozwiązań do polskich szpitali i przychodni znów trzeba będzie przełożyć, money.pl pisał już pod koniec września.

- Wystąpiły opóźnienia w realizacji, głównie związane z działaniami integracyjnymi już przygotowanych komponentów. Zgodnie z informacjami przekazanymi do MIiR przez Ministerstwo Zdrowia realizacja projektu nie zostanie w pełni zakończona do 31 grudnia 2015 roku - potwierdzał Piotr Popa, rzecznik prasowy Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju. - O fakcie tym została poinformowana Komisja Europejska.

Niedotrzymanie terminu może oznaczać poważne problemy finansowe. Projekt miał być dofinansowany z Unii Europejskiej kwotą ponad 600 mln złotych. Jeżeli nie zostanie rozliczony do końca grudnia, pieniądze przepadną. Zdaniem ekspertów, to czarny, ale realny scenariusz.

- Nie ma szans na wprowadzenie tego systemu w tym roku, a kolejne przekładanie terminu realizacji projektu spowoduje, że dofinansowanie przepadnie, ponieważ Unia Europejska jest dość rygorystyczna pod tym względem - twierdził niedawno w rozmowie z money.pl Wojciech Bociański, ekspert ds. służby zdrowia Business Center Club. - Nie ma woli politycznej na wprowadzenie tego systemu. Trzeba poczekać na to, co będzie się działo po wyborach.

Do sprawy sceptycznie podchodzą również inni eksperci. - Pierwotnie rzeczywiście wszystkie dokumenty medyczne miałby mieć postać elektroniczną, ale okazało się to w przypadku wielu wykorzystywanych przez nasze szpitale i przychodnie nierealne. Dlatego Ministerstwo Zdrowia przygotowało zmiany w ustawie, które umożliwią mu elastycznie traktowanie tego obowiązku. Obowiązek dotyczyć będzie tylko tych dokumentów, których standardy zostaną określone w oddzielnym rozporządzeniu resortu - dodawał Krzysztof Nyczaj, ekspert Izby Medycyna Polska i konsultant GUS.

Więcej na temat opóźnień i możliwej utraty unijnych środków przeczytasz tutaji tutaj.

Zobacz także: Zobacz także: Jesteś na L-4? szykuj się na kontrolę z ZUS
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)