Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Dariusz Rosati mówi, że rząd i PiS nie rozumieją idei wspólnoty europejskiej

0
Podziel się:
Dariusz Rosati mówi, że rząd i PiS nie rozumieją idei wspólnoty europejskiej

Money.pl: 24 listopada będzie głosowany budżet UE na 2006 rok, Polska jako jedyny kraj nie zamierza go poprzeć, czy to stanowisko minister finansów jest dla Pana zrozumiałe, przecież finansowo nic na tym nie zyskujemy?

Dariusz Rosati: Częściowo rozumiem stanowisko pani Lubińskiej, ale się z nim nie zgadzam. Pani minister wierzy, że sprzeciwiając się projektowi budżetu na 2006 rok uda jej się zyskać lepszą perspektywę dla budżetu na rok 2007. Założenie jest takie, że jeśli państwa członkowskie UE nie porozumieją się co do założeń budżetu na lata 2007-13 to w roku 2007 będzie obowiązywał budżet z 2006 roku plus ułamek wzrostu PKB. Jeśli jednak Polsce uda się położyć budżet na 2006 rok, a nie uda się zmienić perspektywy, to może to być działanie bardzo szkodliwe dla interesów naszego kraju. Możemy być wtedy postrzegani przez inne państwa członkowskie jako kraj, któremu ciągle coś nie pasuje i który nie umie zawierać kompromisów. Odnoszę wrażenie, że rząd i PiS ciągle jeszcze nie rozumieją idei wspólnoty europejskiej. Ostatnie nasze wystąpienia na forum europejskim pokazują nas jako partnera trudnego. Uważam to za niepoważne , bo nic na tym nie zyskujemy, a niestety psujemy sobie opinię w oczach UE.

Money.pl: Wiemy, że budżet będzie przyjęty większością głosów już niezależnie od stanowiska Polski, jakie mogą być konsekwencje takiego naszego stanowiska?

D.R.: To pierwszy występ minister Lubińskiej na forum europejskim. Tu działa mechanizm podobny do tego jaki mamy w nowej szkole, jeśli zrobimy dobre wrażenie na początku, to później będą nam uchodziły inne grzeszki. Natomiast jeśli źle wypadniemy, to będzie się to za nami ciągnęło bardzo długo i będzie się nam patrzyło bardzo dokładnie na ręce i oceniało wszystkie najmniejsze potknięcia. Nowa minister finansów wykazała się brakiem zrozumienia dla idei współpracy państw UE w kwestii budżetu. Efekt jest taki, że nie zdoła go zablokować, a jej decyzja jest niezrozumiałą dla naszych partnerów, bowiem nie ma żadnego rozsądnego argumentu, który uzasadniałby ten nasz sprzeciw.

Money.pl: Czy taka postawa może przełożyć się na możliwości wynegocjowania lepszego budżetu na lata 2007-13?

D.R.: Absolutnie nie. Gdybyśmy wcześniej porozumieli się z krajami, które też chciałby większego budżetu i stworzyli wspólny front, mogłoby to coś dać, albo przynajmniej pokazać, że jakaś silna grupa będzie walczyła o swoje interesy. Teraz pokazujemy się jako jednostka, która pilnuje wyłącznie własnego interesu i to w sposób dość prymitywny. Takie stanowisko może nam uniemożliwić w przyszłości możliwość porozumienia, ponieważ będziemy już postrzegani jako kraj, który jest konfliktowy i utrudnia współpracę. Myślę, że tutaj ktoś źle doradził pani minister.

Money.pl: Czy możliwe jest, że w tej sprawie jeszcze coś się zmieni, że albo stworzymy sojusz z innymi państwami przeciwko budżetowi, albo sami zmienimy zdanie?

D.R.: Nie widzę szansy na przekonanie innych krajów do zmiany stanowiska. Myślę jednak, że możliwa może być zmiana zdania naszego kraju. Po co się stawiać na tzw. aucie i w pozycji izolowanej na początku działalności nowego rządu. Można przecież wyjść z tego z twarzą, powiedzieć, że idziemy tym na ustępstwo, ale liczymy, że innym razem zostanie nam to zrewanżowane. Trzeba jednak pamiętać, że gdyby jakimś cudem udało nam się zwiększyć budżet na 2006 rok, to jest on tak skonstruowany, że w efekcie Polska wcale nie dostanie więcej pieniędzy, a musielibyśmy płacić wyższą składkę. A to nie byłoby znowu wcale takie opłacalne.

Pytała: Donata Wancel

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)