Money.pl: Panie pośle, czy hasło „Nicea albo śmierć” jest jeszcze aktualne?
Jan Maria Rokita: Ja myślę, że to hasło stało się momentem, od którego skończył się protekcjonalizm w traktowaniu Polski w Europie. Dziś już w Europie nie odważy się nikt powiedzieć, iż Polska traci okazję do tego aby milczeć. Polska polityka odzyskuje swoją podmiotowość w Europie i to pokazały także ostatnie wydarzenia na Ukrainie. Niewątpliwie początkiem tej przemiany stał się symboliczny spór o konstytucję europejską. Z tego jestem bardzo zadowolony.
Money.pl: Czy dzisiaj by Pan powtórzył to z trybuny sejmowej?
J.M.R.: Oczywiście tak, dlatego że jeśli „Nicea albo śmierć”, oznacza podmiotowość polskiej polityki europejskiej, jeśli oznacza bardzo zdecydowaną obronę polskiego interesu w Europie, to jest to ta nowa linia polskiej polityki europejskiej i polskiej polityki zagranicznej w ogóle, której Polska bardzo potrzebuje.
Money.pl: To oznacza odrzucenie tego traktatu?
J.M.R>: Z decyzją w sprawie traktatu, ja bym proponował aby się jeszcze bardzo głęboko wstrzymać. W Polskim narodowym interesie leży to, ażeby wiedzieć co w sprawie traktatu zadecyduje przynajmniej tych piętnaście państw, które dały kiedyś mandat do rozpoczęcia negocjacji. Traktat może najwcześniej wejść w życie od 1 listopada 2006 roku. 2 lata w polityce to jest bardzo dużo czasu. Polska powinna go wykorzystać, nie mamy powodu żeby się w tej sprawie spieszyć.
Money.pl: Na razie jednak Polacy nie chcą tego traktatu, tak wynika z ostatniego sondażu?
J.M.R.: Traktat jest kiepski, w związku z tym istnieje dość zasadniczy podział opinii w Polsce. Jedni powiadają: trzeba przyjąć kiepski traktat, bo Polska nie powinna rozbijać jedności Europy, drudzy powiadają: traktat jest tak kiepski, że nie należy go przyjmować. W moim przekonaniu czas rozwiąże ten problem.
Przepytywała: Donata Wancel