Zagranica naszym politykom nie służy. A to minister rzuca się żonie na szyję w noworocznym uniesieniu i amerykańska policja myśli, że chce jej ukraść telefon, innym znów razem dwaj szanowni reprezentanci parlamentu oskarżani są o podróżowanie po Cyprze golfowym wózkiem, który nie wytrzymał konfrontacji z ich ułańską fantazją...
Jana Rokitynie podejrzewam co prawda - choć przyznam, sam nie wiem dlaczego - o uniesienie wywołane spożyciem, a ministerAndrzej Czumazaklinał się że jako jedyny z całej chicagowskiej Polonii nie miał w ustach kropli alkoholu. Jednak i oni okazali się mieć na pieńku ze złym, zagranicznym wymiarem sprawiedliwości. Niedoszły premier z Krakowa w kajdankach opuszcza samolot Lufthansy i ląduje na noc w komisariacie, świeżo upieczony minister sprawiedliwości przyznaje publicznie, że nie szły mu interesy i narobił długów za Oceanem (choć wszystkie - jak podkreśla - dawno spłacił), a według _ Polityki _ wkrótce będzie miał na głowie jankeskich komorników.
Po takich wiadomościach czuję mieszaninę złości i wstydu. Złości na to, że reprezentują mnie na świecie takie _ osobistości _ i że przez pryzmat ich _ wyczynów _ będę oceniany, kiedy przyznam się - a nigdy tego nie ukrywam - skąd przyjechałem do obcego kraju. Wstydzę się natomiast za nich i w ich imieniu, ale na swój własny rachunek - bo w żadnym z powyższych przypadków wstydu bohaterów nie było widać. Wolą zajmować bezpieczniejszą pozycję pokrzywdzonych.
A swoją drogą, teraz premier Tusk powinien chyba sprawdzić, czy minister sportu owego pamiętnego Sylwestra w 1999 roku nie spędzał czasem w towarzystwie obecnego ministra sprawiedliwości. I czy nie było wówczas w Stanach kogoś jeszcze z obecnej ekipy rządowej. Tak na wszelki wypadek może jeszcze wysłać _ federalnym _ link do strony z nazwiskami i zdjęciami obecnych i pewnie też przyszłych ministrów i zapytać, czy czegoś za Oceanem nie nabroili. Bo jeszcze się okaże, że ci wstrętni Amerykanie wiz nie chcą nam znieść z zupełnie innych powodów niż mówią.
autor jest dziennikarzem Money.pl