Wczoraj media tryumfalnie obwieściły, że rząd wyciągnął wnioski z katastrofy smoleńskiej i liczna polska delegacja poleci do Brukseli aż czterema samolotami.Po tak przedstawionym newsie nie wiedziałem komu bardziej współczuć – rządowi czy mediom.
Wyobraźmy sobie kogoś, kto nosił czarną kufajkę i został w nocy potrącony przez samochód. Człowiek ten wyciąga z tego następującą lekcję – zaczyna konsekwentnie ubierać się na biało. Również w czasie śnieżniej srogiej zimy. Nie przyszło mu natomiast do głowy nosić elementy odblaskowe, bo to już wymaga odrobinę większej abstrakcji w myśleniu.
Rząd zachowuje się właśnie jak taki czarno-biały konwertyta. Rozdzielimy delegację na samoloty, premier w jednym, wicepremier w drugim i tak dalej i już po problemie. Pytanie po co kierować tak liczną delegację w jedno miejsce na techniczne rozmowy już nie pada.
W USA zarządzanie ryzykiem nie polega na tym, ze prezydent i wiceprezydent lecą na dwa samoloty, ale że jak jeden leci, drugi obowiązkowo zostaje w kraju. U nas to nie przejdzie, bo jak to – zastępca ma być tak pokrzywdzony?
**[
Wszystko o katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. ]( http://www.money.pl/archiwum/wydarzenia/smierc;lecha;kaczynskiego.html )**Katastrofa smoleńska była bezprecedensowym wydarzeniem nie tylko dla Polski, ale również w skali światowej. Choć naturalnie narzucały się analogie z Katyniem, trafniejsze byłoby porównanie tej tragedii do zamachów z 11 września 2001.
W Nowym Jorku w 2001 i w Smoleńsku w 2010 zobaczyliśmy, że nic nie jest pewne, a zwłaszcza spokój i stabilna sytuacja polityczna, że wytrawny pokerowy gracz musi się liczyć ze znaną z westernów sytuacją, że ktoś wywróci stolik i wyciągnie broń. To była ogólna i najważniejsza lekcja tej tragedii. Niestety, lekcja ta wydaje się zignorowana przez wszystkie strony politycznych gier nad trumnami.
Tragedia z 10 kwietnia miała olbrzymie szansę odmienić nasze spojrzenie na zarządzanie krajem. Postawiła szereg ważnych pytań: o sukcesję władzy, ordynacje wyborczą, działanie wywiadu, funkcjonowanie NBP, rolę liderów w partiach politycznych, by wymienić tylko garstkę. Trzeba tylko spojrzeć na nią jak na element większej całości, a nie jak na po prostu lotniczy wypadek.
Jeśli jedynym efektem katastrofy ma być zakup nawet najbezpieczniejszych samolotów dla VIP-ów i procedury rozdzielania delegacji, to oznacza, że ze Smoleńska zrozumieliśmy może dziesięć procent i ofiara tych ludzi poszła na marne.
Wysłanie czterech samolotów do Brukseli to nie zarządzanie ryzykiem, ale wręcz obrażanie inteligencji co bardziej krytycznych wyborców. W obecnych wyborach prezydenckich na to jeszcze za wcześnie, ale miejmy nadzieję, że w przyszłorocznych parlamentarnych ci krytyczni wyborcy wystawią za to słony rachunek.
ZOBACZ TAKŻE:
Autor felietonu jest ekonomistą specjalizującym się w zagadnieniach racjonalności,
ekonomii behawioralnej i psychologii hazardu