"Solidarność" i Federacja Przedsiębiorców Polskich chcą poprawić los ponad miliona osób pracujących na umowach cywilnoprawnych. Proponują między innymi pełne oskładkowanie umów zlecenia. Pomysłowi przyjrzy się teraz rząd.
- To dla mnie historyczna chwila, bo do drużyny NSZZ "Solidarność", która od lat walczy z umowami śmieciowymi, po raz pierwszy dołącza organizacja zrzeszająca pracodawców - powiedział, nie kryjąc dumy, Piotr Duda, szef "Solidarności".
"Solidarność" i Federacja Przedsiębiorców Polskich chcą reformować rynek pracy, ale tym razem nie ma to nic wspólnego z przyjętym w połowie marca projektem Kodeksu pracy. Pomysł jest zupełnie inny i objąć ma osoby, które wykonują obowiązki w oparciu o umowy zlecenia, agencyjne i inne umowy o świadczenie usług.
Takie same składki na etacie i zleceniu
Obie organizacje proponują objęcie tych typów umów składkami emerytalno-rentowymi, a więc pełne oskładkowanie. Biorąc pod uwagę obciążenia, umowy cywilnoprawne zostałyby zrównane z umowami o pracę. Ma to służyć dwóm celom: po pierwsze zachęcać pracodawców, by proponowali umowy o pracę, ale, co ważniejsze, da to osobom, które na ich podstawach wykonują obowiązki, szansę na dobrą, godną emeryturę.
Zobacz też: * *Szwed o projekcie kodeksu pracy: Mamy problem
- "Solidarność" od lat jasno mówi, że wiele lat pracy i uczciwe odprowadzanie składek daje godziwą emeryturę. Przez "uczciwe" należy rozumieć odprowadzanie ich od całości wynagrodzenia. Jeśli składki są odprowadzane od minimalnego wynagrodzenia, to nawet jeśli człowiek będzie pracował 70 lat, to i tak dostanie głodowe świadczenie – wyjaśnił.
Szef związku przywołał przykład kierowców tirów, którzy skarżą się, że choć najważniejszym składnikiem ich wynagrodzenia są diety i ryczałty, to składki mają odprowadzane od „gołego” wynagrodzenia, które nierzadko jest ustalone na poziomie płacy minimalnej.
- Trzeba skończyć z tą patologią! – postuluje Duda.
Wyższe składki, wyższe wynagrodzenie
"Solidarność" i Federacja proponują, by przy ujednolicaniu zasad podlegania obowiązkowemu ubezpieczeniu emerytalnemu i rentowemu uwzględnić maksymalną podstawę naliczania składek do wysokości 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia.
Aby osoby, które dziś otrzymują wyższe wynagrodzenie do ręki, nie poczuły się stratne, gdy od ich pensji odciągane będą dodatkowe składki, "Solidarność" i Federacja domagają się, by przy tej okazji ich wynagrodzenia zostały zwiększone.
- Wynagrodzenia tych osób powinny zostać „ubruttowione”, czyli podniesione o kwotę dodatkowych składek płatnych po stronie ubezpieczonego, aby ochronić jego wynagrodzenie netto – czytamy w postulacie.
Pełne oskładkowanie i podwyższenie wynagrodzenia powinny iść ze sobą w parze. W przeciwnym razie zleceniobiorcy będą mieli prawo poczuć się pokrzywdzeni.
Propozycje zostaną złożone na ręce premiera Mateusza Morawieckiego, ale "Solidarność" i Federacja Przedsiębiorców Polskich mają nadzieję, że również Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wyrazi zainteresowanie propozycjami. Przedstawiciele obu organizacji zapewniają, że rząd wie o opracowanych postulatach.
- Rada Ministrów z przychylnością przygląda się naszym działaniom. Rząd czeka na wspólne inicjatywy pracodawców i związków zawodowych – zapewnił Marek Kowalski, Przewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Sprawiedliwość dla zleceniobiorców po latach
"Solidarność" i Federacja chcą rozwiązać jeszcze jeden problem, który dotyczy okresów składkowych zleceniobiorców i innych osób, które pracowały w oparciu o umowy cywilnoprawne.
Duda przypomniał, że przez lata państwo nie tylko tolerowało sytuacje, w których przetargi wygrywały firmy, które tną koszty, oszczędzając na pracownikach (bo zatrudniali ich nielegalnie lub właśnie w oparciu o umowy cywilnoprawne), ale wręcz je do tego zachęcało. Skoro głównym kryterium przyznania zamówienia była niska cena usługi, to firmy nierzadko zawierały ze swoimi pracownikami po kilka umów zlecenia, z których każda opiewała na bardzo niską kwotę.
W rezultacie firmy wygrywały przetargi, państwo płaciło za usługę mniej niż by musiało, gdyby pracownicy otrzymali umowę w pełni zgodną z prawem – a prawdziwymi przegranymi byli właśnie zleceniobiorcy. Aby naprawić ten błąd, "Solidarność" i Federacja postulują zapisanie należnych im składek na ubezpieczenie społeczne, które nie zostały im zapłacone od wynagrodzeń od 2009 r.
Przedsiębiorca, który zapisze składki na kontach, zostanie zwolniony z obowiązku ich zapłaty, a więc skorzysta z abolicji. Nie będzie musiał się obawiać, że kontroler ZUS wystawi mu sięgającą niekiedy wielu tysięcy złotych karę za brak odprowadzenia tych składek.
Autorzy projektu są pewni, że na wprowadzeniu pomysłów w życie skorzystają wszyscy: zleceniodawcy, bo będą mogli liczyć na wyższe świadczenia emerytalne, firmy, bo dokonując zapisów na kontach emerytalnych, unikną kary finansowej (a ta może być nakładana za przestępstwa popełnione nawet 5 lat wstecz), wreszcie – państwo. Z szacunków Solidarności i Federacji wynika, że wejście w życie wszystkich proponowanych zmian spowoduje wzrost wpływów do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych o ponad 2,7 mld zł.
Wysyp pomysłów na prawo pracy
Może zaskakiwać, że choć wkrótce zainteresowane instytucje rozpoczną dyskusje nad kształtem przyszłego prawa pracy, "Solidarność" i Federacja zgłaszają własny pomysł na usprawnienie rynku pracy. To dziwi tym bardziej, że "Solidarność" miała w Komisji Kodyfikacyjnej swojego przedstawiciela, więc nie była pozbawiona możliwości komentowania kolejnych pomysłów.
Piotr Duda nie kryje rozczarowania projektem.
- Jest zły i mam nadzieję, że nigdy nie ujrzy światła dziennego. Jeśli zostanie przyjęty, to kierunek jest jeden: ulica. Już niejednokrotnie pokazaliśmy, że umiemy walczyć o swoje - zagroził.
W swojej opinii nie pozostaje odosobniony: "Projekt Kodeksu pracy to partyzancka rewolucja". Prof. Monika Gładoch krytycznie o nowym prawie pracy
W jego opinii pewne postanowienia indywidualnego Kodeksu pracy można jeszcze zaakceptować, ale zbiorowego Kodeksu pracy nijak nie da się obronić.
Niezależnie od tego, że Piotr Duda uważa projekt za jednoznacznie zły, ma żal do poszczególnych członków Komisji, którzy jeszcze przed zakończeniem jej prac informowali media, czasem w sposób bardzo emocjonalny, o różnych dyskutowanych akurat pomysłach.
- Pamiętajmy, że Komisja Kodyfikacyjna nie jest organem legislacyjnym i nie tworzy prawa. Do ostatecznej wersji Kodeksu droga jeszcze daleka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl