Pojawiły się jednak głosy, że jednak z takich bomb trafiła do Al-Kaidy.
Informacyjna Agencja Radiowa rozmawiała o tej sprawie z Wojciechem Łuczakiem z magazynu "Raport: Wojsko, Technika, Obronność". Nasz rozmowca przypomniał, że sprawą bomb walizkowych interesował się w swoim czasie nieżyjący już generał Aleksander Liebiedź. Będąc wysokim urzędnikiem administracji prezydenta Jelcyna, Liebiedź miał dostać informacje, że w arsenale jądrowym brakuje nawet kilkunastu takich ładunków. Gdy zainteresował się tą sprawą - powiedział Łuczak - dostał od Jelcyla ostrą reprymendę.
Wojciech Łuczak podkreśla, że gdyby taka bomba trafiła w ręce al Kaidy, mielibyśmy już zapewne do czynienia z szantażem atomowym. Ponieważ jednak ta sprawa jest otoczona ścisłą tajemnicą, nadal nie wiadomo, czy bomby walizkowe zostały należycie zabezpieczone. Według Łuczaka ładunki takie mogłby zniszczyć z odległości nawet kilkuset metrów całą bazę zaopatrzeniową, most o znaczeniu strategicznym czy duży port morski.