Money.pl: Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy, Komisja Europejska wszyscy tną prognozy wzrostu gospodarczego dla Europy i USA. Kiedy Pana zdaniem kryzys finansowy na świecie się zakończy i jak to może odbić się na naszej gospodarce i czy również grozi nam recesja?
Stanisław Gomułka, ekonomista, były wiceminister finansów w rządzie Donalda Tuska: Wydaje mi się, że głęboki kryzys w sektorze finansów powoli zmierza ku końcowi i zbliżamy się do poprawy. Przede wszystkim mam tu na myśli wzrost wartości indeksów giełdowych, czy też wzrost zaufania na rynku międzybankowym. Bardzo silne działania rządów i banków centralnych okazały się chyba w swojej skali wystarczające, aby zahamować rozwój tego kryzysu.
* Jednak dla przeciętnego Kowalskiego to marna pociecha. On przede wszystkim widział gigantyczne spadki na giełdach, a teraz ma na przykład coraz większe problemy z uzyskaniem taniego kredytu w banku.*
Niestety, pomimo tych wszystkich działań, nie mamy poprawy w sferze realnej. Tutaj się dopiero zaczyna przekładać kryzys rynku finansowego. Silny spadek cen, czy wartości akcji na giełdach zaczyna wywoływać _ efekt bogactwa _, czyli czujemy się o wiele biedniejsi niż wcześniej. Inwestorzy stają się jeszcze ostrożniejsi przy zakupach, co bardziej zwiększa niepokój na rynkach.
Czy Pana zdaniem sektor finansowy w Polsce nie reaguje jednak zbyt rygorystycznie na ten kryzys?
Jest pewne ryzyko związane z funkcjonowaniem banków. Departamenty zajmujące się w tych instytucjach oceną ryzyka, mogą działać _ za ostrożnie _ doprowadzając do zbyt głębokiej redukcji akcji kredytowej. W tym wypadku inicjatywa leży po stronie banków i ich zarządów, aby nie dopuścić do takiej sytuacji. Należy bowiem zauważyć, że w Polsce większość kredytów jest spłacana na czas, nie ma więc zagrożeń ze strony silnego wzrostu złych długów, a wartość kredytów hipotecznych nie jest duża. Istotne jest, aby zarządzający nie kierowali się w obecnej sytuacji emocjami. Należy sobie zdać sprawę z tego, że zbytnia ostrożność uderzy w system bankowy i w sferę realną. Mam nadzieję, że z czasem m.in. wzrost konkurencji będzie wymuszała zmiany i w tym względzie. * *
- * ZOBACZ TAKŻE:*
Działania rządu, NBP czy KNF mogą jednak znacznie szybciej pomóc w łagodnym przejściu tego kryzysu finansowego zarówno bankom jak i ich klientom.
Dotychczasowa działalność tych trzech instytucji jest moim zdaniem zbyt rygorystyczna. W obecnej sytuacji właśnie trzeba przełamywać czynniki psychologiczne, które mogą doprowadzić do załamania działalności kredytowej. Te działania, które zostały już podjęte np. przez nadzór bankowy raczej pchają nas w kierunku silniejszego spowolnienia gospodarczego.
* Resort finansów i NBP podjęły jednak pewne działania zmierzające do zmniejszania napięcia w sektorze bankowym. Choćby zwiększenie limitu gwarantowanych depozytów bankowych. Uważa Pan, że są one niewystarczające? *
NBP i Ministerstwo Finansów powinno skierować swoje działania w kierunku odbudowy zaufania - to jest numer 1 w obecnej sytuacji. Potrzebne są bardziej agresywne decyzje, może nie takie jak w UE czy USA, bo tam mamy do czynienia z recesją. Może Ministerstwo Finansów powinno rozważyć wprowadzenie gwarancji bez limitu na czas określony? Po 6 miesiącach, kiedy sytuacja się ustabilizuje, można by znieść takie bezgraniczne gwarancje.
Recesja puka do drzwi coraz większej liczby krajów. Z prognoz wielu instytucji wynika, że najgorsze dopiero przed nami.
Komisja Europejska oczekuje wzrostu gospodarki Unii w przyszłym roku na poziomie 0,2 proc. a w Strefie Euro ma to być 0,1 procent.W przypadku USA ma to być z kolei między 2-4 proc. Moim zdaniem są to prognozy zbyt optymistyczne. Za kilka miesięcy Komisja zapewne zweryfikuje swoje dane i prognoza już będzie bardziej pesymistyczna. Spodziewam się, że ten wzrost w przypadku Unii będzie pomiędzy 0 proc. a minus 2 proc. Należy zwrócić uwagę na kilka sektorów, które notują znaczne spadki popytu. Do takich należy przemysł motoryzacyjny, budownictwo czy szeroko pojęty sektor inwestycyjny. Jeśli jednak już mówimy o recesji, to raczej ma ona charakter umiarkowany. Według mnie obecna sytuacja jest inna niż choćby 30 lat wcześniej. Wtedy doszło do silnego wzrostu inflacji. Teraz jest inaczej. Dlatego spodziewam się recesji, ale nie tak długotrwałej.
Jak spodziewana recesja w wielu krajach może przełożyć się na gospodarkę w Polsce?
href="http://news.money.pl/artykul/bruksela;prognozuje;polska;zwolni;przez;kryzys,205,0,382669.html">Komisja Europejska spodziewa się w 2009 roku wzrostu gospodarczego w Polsce na poziomie 3,8 procent. Prognozy analityków koncentrują się na poziomie 3-4 proc. Moim zdaniem, będzie to raczej bliżej 3 proc. W przypadku Polski nie możemy jednak mówić o recesji, ale o umiarkowanym spowolnieniu. Oczywiście nie możemy uniknąć tutaj kłopotów związanych z rynkiem motoryzacyjnym czy budownictwem. Spadek produkcji będzie zapewne znaczny, szczególnie jeżeli chodzi o eksporterów np. części do aut. W budownictwie oczekuję na korekty planów inwestycyjnych.
Kiedy Pana zdaniem możemy spodziewać się apogeum spowolnienia w Polsce?
W I połowie 2009 roku należy liczyć się z silnym spadkiem tempa gospodarczego w Polsce. Największych problemów oczekiwałbym właśnie w przemyśle i budownictwie.
Są jednak czynniki, które wspierają producentów jak np. relatywnie słaby złoty w porównaniu z poprzednimi miesiącami.
Rzeczywiście, mamy kilka czynników, które są dla nas w obecnej sytuacji korzystne. Jeśli spojrzymy na kryzys z lat 2001-2002, mieliśmy wtedy do czynienia jednocześnie z umocnieniem złotego, który powodował znaczny spadek rentowności eksporterów. Tym razem, przy obecnym kursie złotego firmy wysyłające towary za granicę osiągają większą zyskowność. We wspomnianych latach mieliśmy także wysokie stopy procentowe. Teraz są one na znacznie niższym poziomie i być może dojdzie do ich obniżenia w najbliższym czasie. No i kolejny czynnik, który jest dla nas korzystny, to malejące ceny ropy naftowej...
Nie ma obaw, że ceny ropy na rynkach światowych pójdą nagle w górę?
Jeżeli oczekujemy tak niskiego wzrostu gospodarczego w przyszłym roku w Europie i w USA, to będzie to poważnym czynnikiem raczej zmniejszającym popyt globalny na ropę.