Deficyt budżetowy Grecji będzie w tym roku dwa razy wyższy niż oczekiwano. Do końca tygodnia nowy premier Giorgio Papandreou (na zdjęciu) ma przedstawić plan uzdrowienia finansów publicznych.
Minister finansów Grecji Giorgos Papakonstantinou będzie zmuszony do przedstawienia przewodniczącemu grupy euro, Jean-Claude Junckerowi oraz unijnemu komisarzowi ds. ekonomicznych i walutowych Joaquinowi Almunii, hiobowych wieści.
Po tym, jak jeszcze przed kilkoma tygodniami, poprzedni rząd konserwatystów szacował tegoroczny deficyt budżetowy na sześć procent produktu krajowego brutto (PKB), grecki bank centralny mówi o kwocie deficytu wielkości nawet dwunastu procent.
Już wiosną brukselska komisja wszczęła przeciwko Grecji postępowanie deficytowe. Komisja zobowiązała ją do obniżenia deficytu w 2010 r. do trzech procent PKB. Według najnowszych danych wydaje się to całkiem nierealne. Od czasu przystąpienia kraju do unii walutowej w 2001 r. Grecji udało się spełnić te wytyczne tylko w jednym roku budżetowym.
Do 24 października Grecja musi przedstawić komisji UE nową koncepcję konsolidacji finansów państwa. Podczas walki wyborczej Papandreou obiecał pracownikom budżetówki podniesienie płac powyżej stopy inflacji oraz zamrożenie taryf dostawców usług komunalnych. Jeszcze przed Bożym Narodzeniem osoby w trudnej sytuacji socjalnej mają otrzymać _ dopłatę solidarnościową _ z kasy państwa. Mimo niepewnej sytuacji finansowej premier chce dotrzymać swoich obietnic. Pakiet ma kosztować trzy miliardy euro.
Ministerstwo finansów zastanawia się teraz, w jaki sposób osiągnąć w 2010 r. większe wpływy do kasy państwa. Mowa jest o podniesieniu podatków konsumpcyjnych oraz jednorazowym specjalnym podatku od zysków, jakim objęte byłyby banki i przedsiębiorstwa.