Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Agnieszka Zawadzka
|

Konsekwencje deficytu

0
Podziel się:

Toczą się dyskusje na temat wysokości planowanego na przyszły rok deficytu budżetowego. Teresa Lubińska, nowa minister finansów, jest za jego podwyższeniem i wykorzystaniem dodatkowych pieniędzy na naukę i wysokie technologie. Przeciwko opowiadają się przedstawiciele NBP.

Konsekwencje deficytu

Toczą się dyskusje na temat wysokości planowanego na przyszły rok deficytu budżetowego. Teresa Lubińska, nowa minister finansów, jest za jego podwyższeniem i wykorzystaniem dodatkowych pieniędzy na naukę i wysokie technologie. Przeciwko opowiadają się przedstawiciele NBP, powołując się głównie na przyjęte harmonogramy wejścia do strefy euro.

Z jednej strony mamy więc szlachetne zamiary zwiększenia środków na finansowanie zaniedbanej w Polsce a ważnej dla naszego dalszego rozwoju strefy gospodarki, z drugiej – suche liczby wymaganych przez Unię wskaźników. Tak mogłoby to wyglądać na pierwszy rzut oka. Ale deficyt budżetowy, czyli różnica między wydatkami a przychodami państwa ma dla gospodarki znaczenie kluczowe.

Przede wszystkim – brakujące środki trzeba gdzieś znaleźć. Zazwyczaj ich źródłem są zaciągane przez państwo długi – na rynku krajowym lub zagranicznym. I tu pojawia się pierwszy problem, czyli koszt obsługi tego zadłużenia – powiedzmy w uproszczeniu – „odsetki”, które zwiększą w następnych latach wydatki państwa.

Jednak niemal każda firma zaciąga kredyty na rozwój, można by więc nad tą konsekwencją deficytu przejść do porządku (przy założeniu, że wydane pieniądze zostaną dobrze zainwestowane, przyniosą budżetowi dodatkowe wpływy i pozwolą na pokrycie kosztów obsługi długu w następnych latach).

Pozostają jednak inne, bodaj czy nie poważniejsze problemy. Przy zadłużaniu się na rynku krajowym środki zgromadzone przez banki przeznaczane są głównie na zakup papierów skarbowych. Bankom taka inwestycja opłaca się znacznie bardziej, niż udzielanie kredytów firmom, ponieważ jest w bardzo niewielkim stopniu obarczona ryzykiem, tania w obsłudze (nie muszą badać wiarygodności klienta, prowadzić skomplikowanej dokumentacji, kontrolować terminowości spłat itd.). W związku z tym przedsiębiorcom coraz trudniej jest uzyskać kredyt, coraz mniej pieniędzy przeznaczanych jest na inwestycje w sektorze prywatnym (znacznie od państwowego efektywniejszym!) i, co za tym idzie, spowolniony jest wzrost gospodarczy.

Zaciąganie długów za granicą jest rozwiązaniem dla gospodarki tańszym – ale i bardziej niebezpiecznym. Przede wszystkim – gdy spływają do nas pieniądze z zagranicy – umacnia się złotówka. To zaś zmniejsza konkurencyjność naszego eksportu, powodując problemy nie tylko dla gospodarki ale i bezpośrednio dla firm produkujących wyroby na rynki zagraniczne. Po drugie: ryzykujemy, że w razie kryzysu walutowego wartość naszego długu nagle gwałtownie wzrośnie.

Rząd będzie musiał sfinasować z czegoś dodatkowe koszty jego obsługi – sięgnie więc zapewne do kieszeni obywateli.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)