Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Mateusz Ratajczak
Mateusz Ratajczak
|

"Idź pan w...". Tak sponsorzy reagowali na ich pomysł. Dziś KSW to milionowy biznes

32
Podziel się:

- Słyszeliśmy, że chcemy organizować walki psów, że takie gale to oglądają gangsterzy i kryminaliści. Słyszeliśmy, że nigdy nie rozwiniemy się. Bolało - mówi w wywiadzie dla money.pl Martin Lewandowski, twórca Konfrontacji Sztuk Walki. W sobotę w Katowicach organizuje 41 galę imprezy. W rozmowie opowiada o początkach biznesu. Wyjaśnia też, dlaczego wcale nie uważa, że organizuje celebryckie bijatyki.

Martin Lewandowski założył KSW wraz z Maciejem Kawulskim. Pierwszą galę zorganizowali 13 lat temu
Martin Lewandowski założył KSW wraz z Maciejem Kawulskim. Pierwszą galę zorganizowali 13 lat temu

- Słyszeliśmy, że takie gale to oglądają gangsterzy i kryminaliści. Słyszeliśmy, że nigdy się nie rozwiniemy. Bolało - mówi w wywiadzie z money.pl Martin Lewandowski, twórca Konfrontacji Sztuk Walki. W sobotę wieczorem w Katowicach odbędzie się już 41 gala KSW.

Mateusz Ratajczak, money.pl: Przede mną siedzi biznesmen i organizator współczesnych igrzysk dla mas.

*Martin Lewandowski, współwłaściciel i współzałożyciel Konfrontacji Sztuk Walki: *Wszystko się zgadza. I chyba nic w tym złego.

Niektórzy złośliwcy przekonują, że zarabiacie na okładaniu się celebrytów pięściami.

Celebryckość, objazdowy cyrk - znam te oskarżenia. I zupełnie się nimi nie przejmuję, nie zgadzam się z nimi. Każda gala Konfrontacji Sztuk Walki to widowisko sportowe, a nie jakieś celebryckie przedstawienie.

Podczas całej gali na ogół mamy tylko jedną walkę, którą można na siłę wrzucić do worka "starcie gwiazd". Pozostałe siedem, osiem to starcia zawodowych wojowników.

W sobotę podczas 41. gali KSW zmierzą się raper Popek i Tomasz Oświeciński, który chyba jeszcze nie ostygł po roli w filmie Patryka Vegi. Bez celebrytów się nie da?

Tym, którzy chcą oglądać tylko walkę zawodowców, oferujemy kilka godzin rozrywki. Walkę, jak pan to nazywa, celebrytów mogą więc potraktować jako przerwę. Ale wystarczy obejrzeć całą galę, by zobaczyć, na co stawiamy. Na sport.

Walka Popka i Tomka nie umniejsza wydarzeniu, nie wpływa na jakość i prestiż. Oni się tu nie znaleźli, bo ich wytypowaliśmy i wykreowaliśmy. Przez lata budowaliśmy markę KSW, która teraz przyciąga także osoby znane z filmów, ze świata rozrywki. Niektórzy przychodzą do nas w celach komercyjnych, niektórzy w celach sportowych. W tym przypadku obaj uznali, że chcą się sprawdzić w mieszanych sztukach walki. Aby zostać "freakfighterem" w KSW trzeba zasłużyć. Nie każdy, kto ma znaną twarz może stanąć w klatce.

Niech pan pamięta, że na koniec dnia jestem przedsiębiorcą. Na każdy sport na świecie zarabiają setki towarzyszących mu komercyjnych elementów: transmisje, linie akcesoriów. Muszę zorganizować galę, muszę wiedzieć, co przyciągnie do nas widzów. Robią to i zawodowcy, i osoby pozornie niezwiązane z walkami, ale popularne. To jest ogromne przedsięwzięcie, które musi zarabiać. I nie ma co tego ukrywać.

Obaj panowie dość ostro wypowiadają się o sobie. Oświeciński nazywa Popka idiotą, Popek odpowiada podobnie. I tak w kółko. Reżyserujecie to?

Nigdy nie ma schematu. Nigdy nie ma u nas zestawiania danych osób na siłę, kreowania konfliktów. Nigdy nie mówiliśmy, żeby teraz ktoś źle wypowiadał się o czyjejś rodzinie, bo to podkręci atmosferę. Jeżeli ktoś tak wyobraża sobie naszą rolę, to jest w błędzie. Podgrzewanie walki przed wejściem na ring to styl i inwencja niektórych zawodników. To ambicje, adrenalina.

Nasza rola jest inna. Podpowiadamy, z kim walka ma sens. W końcu chodzi o to, żeby w klatce prezentowany był podobny poziom, podobne warunki fizyczne, aby walka na koniec dnia zaciekawiła publiczność. Dziś ludzie odzywają się do nas sami.

Odzywają się i co mówią?

Na początku każdy przekonuje, że przyszedł tylko spróbować się, że jest na chwilkę. Przykład? Mariusz Pudzianowski. Z początku traktował KSW jako coś nowego, na próbę, pewnie też dodatkowe źródło pieniędzy. Teraz to jest gość, który ma ambicje, żeby walczyć o najwyższe cele. To nie jest dla niego zabawa.

Wracając do pana pytań o najbliższą galę. Popek ma za sobą pięć walk, w tym trzy wygrane. Tomek ma doświadczenie w judo. To nie są ludzie wyciągnięci z kapelusza.

źródło: Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta

Nie byłoby KSW, gdyby nie połączenie rozrywki ze sportem?

Konfrontacja Sztuk Walki powstałaby, ale nigdy nie wzniosłaby się na taki poziom. Rozpoznaje nas młodzież w szkole, starsze panie w sklepie.

Naprawdę?

Rozpoznawalność KSW i głównych zawodników jest ogromna. Nawet jak nie kojarzą dziedziny sportu, to doskonale wiedzą, gdzie walczy Mariusz Pudzianowski czy Mamed Chalidow. Majowa gala na Stadionie Narodowym zgromadziła 58 tysięcy widzów. To trzecia największa impreza sportowa w historii współczesnej Polski i druga największa gala MMA na świecie.

Sport budzi u nas ogromne emocje. W tym roku, ze względu na termin katowickiej gali, przy wigilijnym stole wielu Polaków będzie mówić nie tylko o polityce, ale o walkach. Jestem o tym przekonany.

A może polityków na gale powinien pan zaprosić?

Politycy maja to do siebie, że dużo mówią i nic za tym nie idzie. Wymiękliby. A w KSW jest realna walka. Zawodnicy chcą sobie obić twarz, założyć dźwignię, odciąć dopływ powietrza. Przeciwnikowi trzeba zrobić krzywdę, żeby wygrać.

Każdy zawodnik może wrócić do domu ze złamaną nogą, ze złamaną ręką. Oni nie mają na celu się zbłaźnić podczas walki i nie ma tu miejsca na żarty. Oczywiście wszystko zabezpieczamy. Są sędziowie, są zasady, jest pełne zabezpieczenie medyczne, wykwalifikowana kadra. Podstawa to jednak wygrana.

Sobotnie wydarzenie w Katowicach to już 41 gala pod marką KSW. Trochę lat już minęło. Jak myśli pan o pierwszych imprezach, to...

... to widzę totalną amatorkę. Było w tym sporo optymizmu młodzieńczego i pasji, a mało przewidywania możliwych zdarzeń.

W biznesie trzeba się przygotować na wszystkie możliwości. Tak jest przy organizacji gali walki, gdzie stać się może naprawdę wszystko. O godzinie 19 każdy element ogromnej układanki musi być dopieszczony do końca. Gala startuje, transmisja leci.

źródło: Radoslaw Józwiak / Agencja Gazeta

Gdzie popełniliście błędy?

Na przykład przy wyborze zaplecza medycznego. Podczas jednej z walk któremuś zawodnikowi został rozcięty łuk brwiowy. Krew leci, medycy wkraczają do akcji. Dziś chyba każdy wie, że krwawienie tamuje się m.in. roztworem z adrenaliną. Tymczasem oni zaczęli zakładać opatrunek na całą głowę. Zawodnik powalczył w tym może minutę i cisnął na ziemię. Krew znowu leciała, walka przerwana, znowu akcja medyków. Porażka.

Ile was kosztowały pierwsze gale?

Przyznam szczerze, że nie pamiętam już. Nie były to miliony złotych, to chyba jasne. Z perspektywy dzisiejszych gal, to były grosze. Naprawdę.

A zaczęło się...

Gdy pracowałem w warszawskim hotelu Marriott. Odpowiadałem za promocję hotelu, ale także zajmowałem się wszystkim, co związane ze sportem. Pod sobą miałem m.in. restaurację Champions. Z Maćkiem Kawulskim (współzałożycielem KSW) poznałem się trochę wcześniej.

Szybko złapaliśmy wspólny język. Maciej był już po jednej zawodowej walce w swoim życiu. I tak się zaczęło. Pamiętam ten dzień, gdy siedzieliśmy w restauracji i rozmawialiśmy o zorganizowaniu własnej gali.

Pomogło miejsce pracy. Dzięki temu mieliśmy do dyspozycji całe zaplecze techniczne, budżet promocyjny i wizytówkę, która otwierała wiele drzwi do sponsorów. Zawodnicy z kolei mieli zapewnione jedzenie i mieszkanie w najlepszym hotelu w mieście. Może trudno w to uwierzyć, ale rozwój mieszanych sztuk walki w Polsce nie byłby możliwy, gdyby nie moja praca w hotelu Marriott.

Jest pomysł i co dalej? Jak przekonać firmy, żeby wyłożyły pieniądze na coś, czego w Polsce nie ma? I nikt tego nie zna?

Było naprawdę ciężko. We dwóch dzwoniliśmy całymi dniami do firm i ludzi, którzy wpadli nam do głowy. To były godziny rozmów. Chcieliśmy, by wyłożyli dosłownie kilka tysięcy złotych. I co nam mówili? „Idź pan w ...”. (śmiech)

Chyba oczarowaliśmy niektórych zapałem. Naprawdę. Przyszli do nich zaangażowani, młodzi ludzie. I tak powoli zebraliśmy garstkę sponsorów.

"Słyszeliśmy, że chcemy organizować walki psów, że takie gale to oglądają gangsterzy i kryminaliści. Słyszeliśmy, że nigdy nie rozwiniemy się. Bolało".

Momenty zawahania były?

Jasne. Najwięcej, gdy odbijaliśmy się od kolejnych osób i firm. Słyszeliśmy, że chcemy organizować walki psów, że takie gale to oglądają gangsterzy i kryminaliści. Słyszeliśmy, że nigdy nie rozwiniemy się. Bolało.

Czasami spotykam się z tamtymi osobami. Po latach patrzą trochę inaczej.

Zazdroszczą, bo udał się panu biznes.

(śmiech) Nie mam do nikogo żalu. To była nowa dyscyplina. Teraz jest łatwiej, teraz mamy oglądalność, mamy osiągnięcia.

I ile dziś jesteście warci?

Ciężko powiedzieć. Moglibyśmy jedynie spekulować. A to byłyby tylko teoretyczne rozważania, nie rzetelne wyliczenia.

A szukacie częściowego inwestora?

Rozglądamy się, badamy rynek. Chcemy wychodzić z KSW poza Polskę. Czujemy już, że tutaj wszystko udało nam się zrealizować i widzimy sufit. Dlatego chcemy podbijać Europę. I nie mamy na to kolejnych 13 lat. To trzeba zrobić szybciej.

Jeżeli nie pobijemy Europy, to zostaniemy zmarginalizowani tylko do Polski. Nie możemy do tego dopuścić, jeżeli chcemy się rozwijać.

Na drugiej stronie przeczytasz, jak KSW kontraktuje zawodników i ile im płaci. Poza tym dowiesz się, jak właściciele chcą rozwijać biznes

Jak kontraktujecie zawodników?

Sami się do nas zgłaszają. Oczywiście na początku to my do nich pukaliśmy. Lata działalności pozwoliły też na przefiltrowanie dobrych menadżerów od typowych naciągaczy.

Naciągaczy?

Przychodzili do nas ludzie, którzy obiecywali wspaniałych zawodników z całego świata. Problem polegał na tym, że nie potrafili ich nigdy do Polski przywieźć. Rynek długo się cywilizował, dziś już takich kwiatków nie ma.

To teraz konkrety. Ile kosztują zawodnicy?

Różnie (śmiech).

To nie są konkrety.

Wybierając zawodnika nie patrzymy tylko na jego żądanie finansowe. Dokładnie analizujemy, co może wnieść do federacji, jaki może być jego długoterminowy wkład. Najtańszy zawodnik, zupełnie nieznany w KSW, kosztował nas dwukrotność średniej krajowej.

A najwyższa stawka?

Na walkę w tej chwili potrafimy wyłożyć ponad milion złotych.

źródło: KSW

Dla dwóch zawodników.

Na zawodników z najwyższej półki. Podział jest oczywiście w różnej proporcji. Na początku najwięcej płaciliśmy za wyprodukowanie gali, jej organizację. To było 80 proc. wydatków. Teraz wszystko się odwróciło. To gaże stanowią od 60 do 70 proc. budżetu.

A miewają zachcianki?

Jasne, ale nie ma żadnych „odpałów”. Lata temu na galę przylatywał Mirko Filipovic, znany zawodnik MMA. Wtedy pojawiał się u nas gościnnie, nie walczył. I... zażądał kosmetyczki. Chciał po prostu dobrze wyglądać przed kamerami. Spełniliśmy zachciankę, wszystko zorganizowaliśmy.

Żaden z zawodników nie żądał oddzielnej garderoby, trzech tańczących pań i muzyki latynoskiej przez cały dzień. To zwykle są oczekiwania dotyczące diety, liczby pokojów, czasu zakwaterowania, organizacji przejazdów.

Organizacja gali to kwota...

Najdroższa i zarazem największa nasza gala to koszt ponad 9 milionów złotych. Tyle wydaliśmy na galę na Stadionie Narodowym w Warszawie.

"Nie trzeba żonglować w mediach zyskami. My wiemy, fiskus wie, nasi kontrahenci też wiedzą, czy opłaca się współpracować".

A gala za granicą to jeszcze większe pieniądze.

Bo robimy wydarzenia w drogich miejscach. KSW gościło na w Londynie na Wembley oraz w 3Arena w Dublinie. Mało kto zdaje sobie sprawę, ale na długi czas trzeba tam wysłać całe biuro i opłacać wszystko w euro. A to podbija koszt.

A skąd ta niechęć do mówienia o finansach?

Nie trzeba żonglować w mediach zyskami. My wiemy, fiskus wie, nasi kontrahenci też wiedzą, czy opłaca się współpracować.

Szybko zaczęliście zarabiać?

Pierwsze trzy, cztery gale były na minusie. Dopiero później były jakieś zyski, ale to raczej nieodczuwalne pieniądze. To był jednak sygnał, że mamy szansę rosnąć. Z pracy w hotelu zrezygnowałem dopiero po trzech latach od pierwszej gali. To już wiele mówi o początkach.

Otworzyłem z Żoną agencję marketingową, urodziło nam się dziecko, zacząłem co raz więcej stawiać na KSW. Trochę ryzykowne. Zwłaszcza przez tego brzdąca. Ale się udało.

A pieniądze na pierwsze wydarzenia to w całości sponsorzy?

Pierwsze gale to nasze środki, jacyś sponsorzy i wsparcie hotelu Marriott. Ale do zera się nie spłukaliśmy. Nie byliśmy hazardzistami.

A panowie mieli pomysł, żeby wejść do klatki?

I walczyć? Kiedyś był taki szalony pomysł, że jak uda się zorganizować KSW 10, to się zmierzymy. Został tylko pomysł. Dziś nie udałoby się już pogodzić pracy z przygotowaniem do walki. Nie chodzi o to, żeby do klatki weszło dwóch dziadków. To musiałoby być widowisko, a nie jakaś lipa.

Spory wspólników rozwiązujemy na razie w inny sposób.

Polacy przekonali się do płacenia za gale sportowe?

I tak, i nie. Od lat coraz więcej osób chce płacić za dostęp do ekskluzywnych wydarzeń. Albo mamy abonament, albo mamy dodatkowe opłaty. Cały świat idzie w VOD, w usługi typu Netflix, w streaming treści. To żadna tajemnica. W Polsce też jest coraz więcej osób, które po prostu akceptują taki system płatności. A jednocześnie - cały czas sporo osób ogląda gale, filmy, mecze na nielegalnych stronach. Często bez świadomości.

"Wydarzenia sportowe mają to do siebie, że są w konkretnym miejscu i czasie. Film można sobie zobaczyć w dowolnym momencie. A to oznacza, że przez dłuższy czas zbiera pieniądze dla twórcy. Wydarzenia sportowe tak nie działają. Mało kto płaci za retransmisję".

Za galę pobieramy opłatę 40 zł od odbiornika. Z badań wynika, że to odpowiednia stawka. Nie wybraliśmy jej, bo tak podpowiedziały badania. Taka opłata pozwala nam organizować kolejne widowiska.

Wydarzenia sportowe mają to do siebie, że są w konkretnym miejscu i czasie. Film można sobie zobaczyć w dowolnym momencie. A to oznacza, że przez dłuższy czas zbiera pieniądze dla twórcy. Wydarzenia sportowe tak nie działają. Mało kto płaci za retransmisję.

Walczycie z piratami?

To ogromny problem. Często nasze wsparcie klienta dostaje skargi, że komuś transmisja nie działała, a przecież zapłacił. Po chwili okazuje się, że to pirackie przedsięwzięcie, ktoś dał kilka złotych i mu zacina. Ale ze skargą leci do nas, bo nie wie, że dał zarobić oszustom.

Najczęściej jedynym rozwiązaniem jest droga prawna. I mamy zespół prawników.

Dalsze plany na rozwój?

Pomysłów jest sporo. Na ostatniej prostej jest projekt restauracji, baru pod marką KSW. To ma być świątynia sportów walki. Koncepcja się oczywiście jeszcze tworzy, więc za wiele panu nie zdradzę. Są też przymiarki do produktów spożywczych. Woda, energetyki, izotoniki, odżywki sportowe.

Niedawno sprzedaliśmy część licencji KSW do producenta akcesoriów szkolnych i ubrań dla młodzieży. To pobudzi nowe grupy, do których nie docieraliśmy wcześniej.

A myślał pan o innych wyzwaniach niż KSW? Albo o emeryturze?

Wyglądam na starego?

Wręcz przeciwnie. Na pełnego energii i szukającego kolejnych sukcesów biznesowych.

Będzie niezwykle ciężko kiedykolwiek odejść. Inaczej, gdybyśmy byli tylko prowadzącymi ten biznes. Ale KSW to nasze dziecko. Dziecko Lewandowskiego i Kawulskiego. I tak chyba już zostanie.

wiadomości
gospodarka
najważniejsze
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(32)
edsa
6 lat temu
Jaki sport,przeciez to po prostu mordobicie !!!
Jack
6 lat temu
Troche nazwa nieodpowiednia jakich sztuk walki czy tam jest jakas sztuka obkladaja sie jak leci zadna sztuka
Yu
6 lat temu
Heeee kupujce. To rządem sport Hala jest
Aand
6 lat temu
Podobny wywiad parę tygodni. temu teraz znów nowy wywiad jak ciężko jest zarabiac miliony. Sponsoring artukulu żeby pokazać że biedni mają fajnie a bogaci przechodzą piekło.
Prezes
6 lat temu
Oszustwo i ściema tylko sie podkladac umieją pod publikę
...
Następna strona