- Nie wierzę w to, że rozlicza się tu gotówką pod stołem, z mechanikiem przy samolocie. Bez jaj! – komentował na gorąco Daniel, biznesmen ze Śląska i jeden z ponad dwustu pasażerów lotowskiego Dreamlinera. Sprawę opisał dziś "Newsweek".
Problem zaczął się tuż po lądowaniu maszyny. Mogli to zauważyć pasażerowie, gdyż samolot stał pod bramką i otworzono mu jeden z silników. Jak podaje Konrad Majszyk, cytowany przez "Newsweeka", problemem był wyciek płynu hydraulicznego. Konieczna okazała się wymiana jednej z pomp hydraulicznych.
Zajęło to 10 godzin. Teoretycznie na każdym lotnisku LOT ma podpisaną umowę z firmą serwisującą. Tak samo jest w Pekinie. Tyle tylko, że oprócz problemów technicznych pojawiły się inne przeszkody.
- Najbardziej kuriozalne było, gdy pan Krzysztof, który jest tu flight mengerem czy jakimś dyrektorem, zapytał pasażerów, kto ma gotówkę, juany, bo musi zapłacić mechanikom – mówi "Newsweekowi" pan Daniel. Okazało się, że są problemy z przesłaniem pieniędzy z kont LOT-u.
Efekt nagłej zbiórki? Pasażerowie dali naszemu przewoźnikowi równowartość ok. 1300 zł. Niektórzy poważnie myśleli o przebookowanie lotu na inny, gdyż całe zamieszanie nie wzbudzało ich entuzjazmu.
Opóźniony lot z Pekinu jest w drodze do Warszawy. Pasażerowie będą mogli ubiegać się o odszkodowania w wysokości nawet 600 euro.
LOT zaprzecza doniesieniom "Newsweeka"
LOT zdecydowanie zaprzecza doniesieniom z feralnego lotu. - Informacja o tym, żeby pasażerowie partycypowali w kosztach naprawy jest nieprawdziwa. Wynika zapewne z błędnej interpretacji zaistniałej sytuacji – mówi money.pl Adrian Kubicki, rzecznik prasowy spółki.
- Naprawa została dokonana zgodnie z obowiązującymi procedurami. To prawda, że nasz przedstawiciel zapłacił gotówką. To nie jest nic dziwnego w świecie lotnictwa. Jeśli jest możliwość pozyskania części zamiennej od innej linii lotniczej, albo innego źródła na lotnisku, często partnerzy oczekują natychmiastowej zapłaty – twierdzi.
Według Kubickiego nie ma też mowy o tym, żeby przeprowadzono zbiórkę gotówki. - Pieniądze na naprawę pochodziły z konta LOT-u. Zostały zabrane przez pracownika linii z banku – podkreśla.
Skąd więc to nieporozumienie? - To, jak wyglądała sytuacja na miejscu i czego faktycznie byli świadkami pasażerowie, to ciężko mi komentować – mówi Kubicki. - Wychodzi na to, że to po prostu zła interpretacja tego, co się działo na miejscu – podkreśla raz jeszcze.
Jednocześnie potwierdza część informacji na temat incydentu. - Oczywiście, sytuacja była dynamiczna. Naszym celem była jak najszybsza naprawa samolotu. Część tych czynności, jak rozmowy z mechanikami, faktycznie odbywała się przy bramkach na oczach pasażerów – ujawnia.
*Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl *