Wszystkie dzienniki analizują koalicyjne konsekwencje wyboru nowego prezesa Narodowego Banku Polskiego. Okazuje się, że poparcie Skrzypka było kartą przetargową w targach o stanowiska i decyzje.
"Rzeczpospolita" zwraca uwagę, że za poparcie kandydatury Sławomira Skrzypka LPR żądała 50-procentowych podwyżek dla nauczycieli i dodatkowego miejsca w radzie nadzorczej TVP. Natomiast Samoobrona chciała mieć własnego człowieka w zarządzie NBP i większą ulgę podatkową od biopaliw.
"Rzeczpospolita" w komentarzu wyraża nadzieję, że populistyczne poglądy ekonomiczne Skrzypka, to tylko próba pozyskania sympatii posłów przed głosowaniem za jego kandydaturą.
Z kolei wejście ludzi LPR do rady nadzorczej telewizji publicznej może oznaczać odwołanie obecnego prezesa Bronisława Wildsteina. Liga dąży bowiem do jego odwołania i - według "Gazety Wyborczej" - przekonała już do tego dwóch członków rady rekomendowanych przez Samoobronę i co najmniej jednego z PiS.
Zdaniem "Dziennika", wybór prezesa NBP był ostatnim momentem dla LPR i Samoobrony, żeby coś wytargować od premiera. NBP to ostatnia instytucja, której nie kontrolowało PiS. Dlatego - jak zauważa "Dziennik" - dla Romana Giertycha była to pokerowa zagrywka o wszystko.
"Trybuna" pisze, że kandydaturę Sławomira Skrzypka przepchnięto kolanem. Dziennik przytacza opinię szefa klubu SLD Jerzego Szmajdzińskiego, który uważa, że wybór Skrzypka jest złą informacją dla inwestorów i dla Rady Polityki Pieniężnej. Szmajdziński określa zabiegi partyjne wokół kandydatury nowego prezesa NBP jako kolesiostwo i zawłaszczanie państwa.