Czołowemu skandaliście Platformy Obywatelskiej jest wciąż bardzo daleko do takich tuz politycznego kabaretu jak Silvio Berlusconi czy Jacob Zuma.
Nie ulega wątpliwości, że rządzącej w Polsce partii Janusz Palikot jest bardzo potrzebny. Innym politykom nie wypada bowiem mówić wprost tylu skandalicznych rzeczy. I chociaż oficjalnie będą odcinać się od jego słów, to bardzo wątpię, by zdecydowali się na usunięcie go z partii. Powód jest prosty. Palikot ściągając na siebie uwagę opinii publicznej pozwala rządowi odpocząć od trudnych i ważnych pytań, chociażby o gospodarkę. Poza tym chyba tylko on jest w stanie dorównać swoim niekonwencjonalnym zachowaniem Antoniemu Macierewiczowi, Andrzejowi Lepperowi, czy Gabrielowi Janowskiemu.
Nasi polityczni skandaliści to jednak liga podwórkowa w porównaniu do światowych gwiazd. Takich jak chociażby włoski premier Silvio Berlusconi: znany z niekonwencjonalnego zachowania, gdy na przykład rozmawiając przez komórkę kompletnie zignorował czekającą na niego Angelę Merkel, a prezydenta Baracka Obamę nazwał _ młodym, przystojnym i nawet ... opalonym _.
Południowcy nie mają jednak monopolu na klaunów wśród swoich polityków. Znany z ciętego języka jest również zasiadający w Parlamencie Europejskim brytyjski polityk Nigel Farage, który określił przewodniczącego Rady Europejskiej mianem osoby _ z charyzmą ofiary losu i wyglądem szarego urzędnika bankowego _.
Tymczasem Rosjanie mają swojego Władimira Żyrinowskiego, który potrafi doprowadzić do porządnej bójki w parlamencie.
A z kolei Jacob Zuma, prezydent RPA, niezbyt przejął się oskarżeniami o gwałt kobiety zarażonej wirusem HIV. Przyznał, że uprawiał seks, był gotowy się z nią ożenić, a by uniknąć zakażenia... wziął prysznic.
I w tej całej światowej politycznej szopce chyba wszyscy mogą pozazdrościć poczucia humoru Islandczykom, którzy po kryzysie gospodarczym w wyborach samorządowych dopuścili do władzy partię komików. Jej lider Jon Gnarr obiecał wyborcom i to śpiewająco, między innymi darmowe ręczniki na wszystkich basenach, sprowadzenie misia polarnego do stołecznego zoo, budowę islandzkiego Disneylandu i zlikwidowanie całego publicznego długu.
A najlepsza była zapowiedź, że żadnej z tych obietnic zapewne nie spełni. Ale przynajmniej będzie wesoło. Bo jego zdaniem politycy są po to, żeby poprawiać ludziom humor. Szkoda, że tylko na Islandii. Bo w polskim wydaniu to poczucie humoru jest raczej na żenująco niskim poziomie.
Czytaj w Money.pl ( http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=-1%20year&de=today&sdx=0&i=&ty=1&s%5B0%5D=inflacja&fg=1&w=450&h=200&cm=0 Inflacja ) Źródło: Money.pl na podstawie danych GUS
Autor jest dziennikarzem Money.pl