Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Płaskoń
|

Płaskoń: Partyzantka w prawie autorskim

0
Podziel się:

Michał Wiśniewski nie ma wolnych czterech tysięcy złotych, które żąda od niego sąd na opłacenie apelacji.

Płaskoń: Partyzantka w prawie autorskim

Michał Wiśniewski nie ma wolnych czterech tysięcy złotych, które żąda od niego sąd na opłacenie apelacji. Artysta estradowy tłumaczy się, że osiąga co prawda wielokrotnie większe dochody, lecz posiada na utrzymaniu liczne potomstwo, a do tego płynność finansowa mu szwankuje, ponieważ nie jest zatrudniony na etacie.

Taki duży chłopczyk i nie wie, że banki dają kredyty od ręki. Bez zaświadczeń i żyrantów, bez pierwszej wpłaty. Sąd jest w tej mierze lepiej zorientowany, więc odprawił Wiśniewskiego z kwitkiem. Albo przyniesie cztery patole, albo nici z apelacji.

Niezwykle pouczająca jest sprawa, w której piosenkarz chce dochodzić sprawiedliwości. Jakiś czas temu, będąc na występach w więzieniu, dostał on od skazanego zeszyt z wierszykami. Pech chciał, że fragmenty tekstów posłużyły zespołowi ,,Ich Troje" do wylansowania kolejnego hitu. Gdy prawowity autor usłyszał piosenkę, zażądał odszkodowania, a sąd pierwszej instancji całkowicie podzielił jego racje. Nakazał wypłacić 70 tys. zł i zniszczyć wszystkie płyty ze spornym utworem.

Michał Wiśniewski poszedł w zaparte i obrał najgłupszą z możliwych linii obrony, mimo że pracuje w branży, w której powinno się znać przynajmniej podstawy prawa autorskiego. Oświadczył po prostu, że na zeszycie nie było nazwiska autora, a próby odszukania go w kryminale nie dały rezultatu. Słowem piosenkarz chciał, żeby sąd uwierzył, iż w globalnej wiosce nie da się namierzyć konkretnego człowieka.

Analogiczną wiarę wykazują rzesze magistrów, doktorów, a nawet profesorów. Jak wynika z szacunków firmy Plagiat.pl prawdopodobnie 25 proc. prac naukowych powstaje w podobny sposób, jak wokandowy przebój Michała Wiśniewskiego. W dobie powszechnego dostępu do Internetu kandydaci do tytułów ściągają, co im się podoba, wychodząc pewnie z założenia, że są to dobra publiczne. Proceder osiąga już takie rozmiary, że uczelnie wyższe używają programów komputerowych przeczesujących sieć w poszukiwaniu oryginałów.

Na tym rynku ceny są nieporównanie niższe od branży artystycznej, choć tytuły stanowią czasem przepustkę do dobrych biznesów. Gotową pracę licencjacką można kupić już za 300 zł, magisterium kosztuje zaledwie dwie stówy więcej.

Partyzantka na polu własności intelektualnej rozwija się bez przeszkód, ponieważ istnieje dla niej przyzwolenie także ze strony środowisk, od których powinno się wymagać przestrzegania cywilizowanych norm. Skoro popularny kabaret odmawia występu na partyjnym kongresie i wyraźnie zakazuje okraszenia wiecu swoim programem z dvd, a wodzowie mają to za nic, ponieważ pragną dostarczyć gawiedzi rozrywki, to również w tym obszarze trzeba postawić fundamentalne pytanie. Czy aby słowa prawo i sprawiedliwość nie są grubym nadużyciem?

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)