Dziennik opierając sie na aktach sądowych pisze, że w 2001 roku dwóch złodziei włamało się w Sopocie do kilku samochodów. Jedno z aut należało do narzeczonej Władysława P. Ten ustalił nazwiska sprawców i postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość.
Wraz z dwoma postawnymi dwudzietolatkami wywieźli złodziei za miasto. Przez dwa dni mieli katować ich metalowymi rurkami. Jednemu przebili nożem rekę. Trójka sprawców porwania i pobicia trafiła do aresztu. Po dwóch miesiącach na polecenie ówczesnego ministra sprawieliwości Lecha Kaczyńskiego wyszedł z niego inicjator porwania Władysław P.
Według sopockich policjantów, Władysław P. zna ludzi ze środowiska przestępczego, a jego pomocników łączy się ze środowiskiem handlarzy narkotyków. Lech Kaczyński podkreśla, że nie miał pojęcia, iż Władysław P. ma coś wspólnego z półświatkiem. Nie pamięta też, kto zainteresował go ta sprawą.
Więcej na ten temat w "Gazecie Wyborczej".
iar/GW/km/dj