Przyjęta przez Sejm prezydencka nowelizacja ustawy skutecznie uniemożliwia lustrację, pozostawiając wyłącznie jej pozór - czytamy w komentarzu Rzeczpospolitej.
Bronisław Wildstein przypomina, że komunistyczny aparat represji funkcjonował jako zwarta całość. Wyłączenie współpracowników wywiadu, kontrwywiadu jest więc sposobem na sparaliżowanie całego procesu lustracji. Rzeczpospolita pisze, że wywiad PRL był uzależniony od Moskwy i zajmował się na przykład penetrowaniem niepodległościowych ośrodków emigracyjnych, a kontrwywiad prowadził sporą liczbę spraw opozycji w kraju.
Teraz lustracji będą podlegać tylko ci, którzy "stwarzali zagrożenia dla wolności i praw człowieka i obywatela" i których działalność zaszkodziła Kościołowi i opozycji demokratycznej, co jest niezwykle trudne do udowodnienia i pozostanie do arbitralnego rozstrzygnięcia przez sąd. Sama procedura lustracji zostaje, w myśl nowelizacji, niezwykle wydłużona i nieomal uniemożliwia odebranie kłamcy lustracyjnemu sprawowanej funkcji.
"Kuriozum stanowi decyzja, że rozpoczęte już sprawy o kłamstwo lustracyjne będą toczyły się zgodnie z nową ustawą. Umacnia to podejrzenie, że nowelizacja służyć ma obronie lustracyjnych kłamców' - podkreśla komentator Rzeczpospolitej.
Polska ustawa lustracyjna była niezwykle łagodna. Nie karała za współpracę, a jedynie kazała ją ujawniać osobom pretendującym do najwyższych stanowisk państwowych. Karane, i to wyłącznie czasowym zakazem pełnienia pewnych funkcji, było tylko kłamstwo. Okazuje się jednak, że nawet to było nie do zaakceptowania dla obozu postkomunistycznego, który z pomocą Samoobrony przegłosował zmianę ustawy, która w praktyce oznacza jej likwidację.
/gaj
