Za miesiąc Ministerstwo Zdrowia opublikuje nowe listy leków refundowanych. Trwają ostatnie konsultacje, po 20-ym marca ma być wiadomo, ile do leków będą dopłacały kasy chorych, a ile będziemy płacić z własnej kieszeni - przypomina "Rzeczpospolita"
Ministerstwo Zdrowia rozesłało już do innych resortów limity refundacyjne, czyli propozycje kwot, jakie kasy chorych będą dopłacać do leków w ramach refundacji. Trwają również konsultacje dotyczące samych list refundacyjnych. Ministerstwo skreśliło z nich 370 preparatów. Objętych refundacją ma być około 2080 leków. Skrócenie list refundacyjnych ma przynieść około miliarda złotych oszczędności.
Według "Rzeczpospolitej" cięcia na listach leków refundowanych są koniecznością, ponieważ listę trzeba uporządkować. Zbyt wiele jest na niej - zdaniem dziennika - preparatów przestarzałych, zbyt wiele takich, których działania terapeutycznego nie da się udowodnić. Zdarzają się i takie, które - jak mówią lekarze - po prostu szkodzą pacjentowi. Jest to między innymi efekt skutecznego lobbingu firm farmaceutycznych i braku takich regulacji w prawie, które uniemożliwiałyby przeciwstawianie się tym naciskom - pisze "Rzeczpospolita".
Finanse ochrony zdrowia są - jak pisze gazeta - napięte do granic wytrzymałości i bez cięć wydatków system może runąć. Minister postanowił więc oszczędzić na lekach. Małgorzata Solecka, komentatorka "Rzeczpospolitej", uważa, że tę chęć racjonalizacji wydatków trzeba poprzeć. Zaznacza równocześnie, że trudno pogodzić się z tym, że za decyzje ministra najwięcej będą musieli zapłacić ludzie i tak ciężko dotknięci przez los, chorzy przewlekle i skazani na leki do końca życia. Ci, których będzie stać na drogie medykamenty, zapłacą pieniędzmi. Ale czym zapłacą ci, których na terapię stać nie będzie? - pyta komentatorka gazety.
Rzeczpospolita/Kalinowski/ab
