Jak pisze Edmund Szot, problemy polskiego rolnictwa narastały od roku 1990-ego, gdy pozbawione wsparcia rzucone zostało na głęboką wodę wolnego rynku. Zdaniem publicysty, zapomniano wówczas o stosowanych w krajach rozwiniętych formach pomocy dla rolników. Nie wzięto pod uwagę również tego, że uzależniona od warunków atmosferycznych produkcja rolna wymaga odpowiedniej regulacji podaży, by nie doprowadzać do okresowych nadmiernych spadków cen i związanego z tym spadku dochodów rolników.
"Przede wszystkim zapomniano jednak o tym, że konieczna w Polsce restrukturyzacja rolnictwa nie może się odbyć siłami samej wsi, bo nie zdarzyło się to dotąd w żadnym kraju" - podkreśla na łamach dziennika Edmund Szot. Według publicysty, liczenie na to, że za restrukturyzację polskiego rolnictwa zapłaci Unia Europejska, jest naiwnością.
"Te koszty musi ponieść całe polskie społeczeństwo. I dobrze byłoby, gdyby zaczęło je ponosić jeszcze przed wejściem Polski do Unii Europejskiej" - pisze Edmund Szot w komentarzu zatytułowanym "Starymi torami" w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".
Rzeczpospolita 8-9.06/Skrzypczak/ab