W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", profesor Eleonora Zielińska podkreśla, że przy zbieraniu materiałów do raportu najbardziej uderzyło ją, że decydenci przez kilka lat zwlekali ze zmianą kodeksu pracy. Robili tak, choć - zdaniem pani profesor - wiadomo było, że wprowadzenie do kodeksu przepisów dotyczących równości płci jest obligatoryjne przed naszym przystąpieniem do Unii.
"Zamiast tego wprowadzono pozorne zmiany, polegające na deklaracjach i przepisach, które trudno stosować" - dodała w rozmowie z "Rzeczpospolitą" pani profesor.
Eleonora Zielińska uważa, że w Polsce inaczej myśli się o prawie niż w krajach Unii, gdzie wszystko jest precyzyjnie zdefiniowane, podczas gdy u nas wystarczają ogólne deklaracje, typu "pracodawca ma szanować godność pracownika". Dlatego też w Polsce do ubiegłego roku nikt nie miał szansy wygrać sprawy o dyskryminację czy molestowanie seksualne, między innymi z powodu niesprawnego wymiaru sprawiedliwości.
Jak przypomina profesor Zielińska, dopiero od początku tego roku mamy w kodeksie przepisy ułatwiające ofiarom dyskryminacji w pracy dochodzenie swych praw, co zostało wymuszone na naszym ustawodawcy przez standardy Unii.
Więcej na ten temat w "Rzeczpospolitej" - wywiad pod tytułem "Praw kobiet nie wprowadzimy czarodziejską różdżką".
iar/rzeczp/kry/dj