Według szacunków, zalegające na hałdach w Kongu 180 tysięcy ton rudy zawiera około tysiąca 850 ton kobaltu i pięć tysięcy 390 ton miedzi. Zdaniem Jerzego Dobrzańskiego, przewodniczącego komisji i dyrektora generalnego w KGHM, już same zasoby złoża w Kimpe wystarczają, by zrealizowany tam projekt był opłacalny. W jego opinii, ruda zalegająca w Kongu uzasadnia budowę instalacji do przerobu znajdującego się tam surowca. Instalację taką można wznieść w ciągu kilku miesięcy, kosztem kilku milionów dolarów.
Polska Miedź SA rozpoczęła inwestycje w Kongo w 1997 roku. Polska Miedź prowadziła działalność górniczą na złożu Kimpe, aż do 1999 roku - do czasu odwołania zarządu kierowanego przez Stanisława Siewierskiego. Nowy zarząd, zdominowany przez AWS, poniechał inwestycji - przypomina "Trybuna".
Według dziennika, później czyniono wiele, by z tej inwestycji zrobić aferę. Wykorzystano do tego celu -zaznacza "Trybuna" - raport, który powstał poza spółką i był przygotowany pod z góry przyjętą tezę. Wywierano naciski na członków rady nadzorczej, by uznali kontrakt za niegospodarność. Następstwem "afery miedziowej" były problemy dyplomatyczne między Polską a Kongiem - zaznacza dziennik.
Przerwanie inwestycji w Kongo sprawiło, że w 1999 roku straty poniesione z tytułu inwestycji w Kongu obciążyły wynik spółki kwotą 153 mln złotych. Równocześnie, na skutek spadku cen kobaltu na giełdach światowych, ponad dwukrotnie spadła efektywność inwestycji. A jeszcze w 1998 roku wartość zawartego w złożu kobaltu szacowano nawet na około 100 mln dolarów. "Obciąża to konto sprawców tych kłopotów - ekipy nominowanej przez AWS" - twierdzi "Trybuna".
iar/Trybuna/miszcz/pul
