Przywódcy obu kampanii przed szkockim referendum udzielili wczoraj wywiadów telewizji BBC. Najnowsze sondaże zawężyły różnicę między zwolennikami i przeciwnikami niepodległości do poniżej dwóch procent. Pytania dotyczyły więc między innymi reprezentatywności wyniku, jeśli zadecyduje o nim kilkaset lub kilka tysięcy głosów.
_ - W Szkocji są nie tyle wyborcy obozu Nie, co raczej jeszcze nie gotowi zagłosować Tak _ - powiedział premier szkockiego rządu Alex Salmond. Ale potwierdził, że w myśl umowy z Londynem wynik będzie wiążący, bez względu na to, jakim marginesem zostanie osiągnięty.
Jak powiedział, jeśli przegra, nie planuje powtórki referendum za kilka lat: _ - W mojej opinii jest to jedna taka szansa w tym pokoleniu, a może nawet jedyna w ogóle dla Szkocji _.
Przeciwnik Salmonda, lider ugrupowania _ Razem Lepiej _, labourzysta Alistair Darling podkreślił, że przez pozostałe jeszcze 3 dni kampanii będzie zabiegał o głosy około pół miliona niezdecydowanych. Jak się uważa, większość z nich jeśli da się namówić do głosowania, wybierze raczej niepodległość.
Alistair Darling przekonywał więc, że apetyty, jakie rozbudziła debata o niepodległości, da się zaspokoić bez zrywania unii z Anglią: _ - Jeśli pozostaniemy w Zjednoczonym Królestwie, możemy mieć szybsze, bezpieczniejsze i lepsze reformy, unikając ryzyka, jakie niesie niepodległość _ - powiedział BBC Alistair Darling.
Istotnie, wszystkie brytyjskie partie obiecały już Szkotom dalsze pogłębienie autonomii.
Czytaj więcej w Money.pl