Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Czarne chmury nad Ruchem. Agenci zarzucają firmie wyłudzenia i obcinanie pensji

90
Podziel się:

- Odszedłem z Ruchu, teraz chcą ode mnie 50 tysięcy zł. Nie wiem za co - mówi jeden z byłych agentów. Byli pracownicy sieci oskarżają też firmę o brak wypłat i fatalne warunki pracy. - Wszystko jest u nas transparentne - mówi Ruch.

Agenci Ruchu oskarżają sieć o nieuczciwie naliczone kary. - Wszystko jest transparentne - mówi Ruch
Agenci Ruchu oskarżają sieć o nieuczciwie naliczone kary. - Wszystko jest transparentne - mówi Ruch (materiały prasowe Ruch)

- Odszedłem z Ruchu, teraz chcą ode mnie 50 tys. zł. Nie wiem za co - mówi jeden z byłych agentów. Byli pracownicy sieci oskarżają też firmę o brak wypłat i fatalne warunki pracy. - Wszystko jest u nas transparentne - odpowiada Ruch.

Ruch to bez wątpienia jedna z najbardziej znanych polskich firm. Mało która polska spółka może się też pochwalić taką tradycją - pierwsze kioski z logo Ruch powstały już w 1918 roku. Teraz jednak nad firmą zbierają się czarne chmury, branżowa prasa pisze na przykład, że spółka nie rozlicza się z wydawcami prasy. Problemy ma nie tylko sama firma, ale też jej współpracownicy. - Niesłusznie naliczone "kary", brak wypłat pensji, fatalne traktowanie agentów - to tylko część zarzutów pod adresem spółki.

Rozmawialiśmy z byłymi agentami Ruchu, którzy współpracowali z firmą zwykle nie dłużej niż rok. Pierwszy były agent skontaktował się z nami poprzez dziejesie.wp.pl. Potem Money.pl dotarł do jeszcze czterech osób. Jak mówią, wielokrotnie mieli obcinane pensje, a czasem wypłaty po prostu nie dochodziły. Warunki pracy miały być nieraz skrajnie złe, a choroby bardzo źle widziane.

Dodatkowo Ruch naliczył na każdego agenta kary. Jeden z naszych rozmówców musi oddać 50 tys.zł. Inni agenci wymieniają podobne sumy. Skąd takie kwoty? Teoretycznie miała to być opłata za niezwrócone towary.

- Te opłaty są nakładane na nas sztucznie. System informatyczny im się ciągle myli, nabija na kasę produkty, które w ogóle do mnie nie trafiły. No i wyszło ostatecznie 40 tysięcy - opowiada były kioskarz.

Inny dodaje: - Nie wierzę, że to się dzieje przypadkiem. Ruch manipuluje i robi tak, żebyśmy musieli na koniec płacić te pieniądze. Żąda zwrotu za towar, którego nigdy nawet nie widzieliśmy na oczy - słyszymy.

Zobacz także: Ruch szuka nowego inwestora. Spółka zarobi na zakazie handlu w niedzielę. Zobacz wideo:

- Raz dostałem wielką fakturę na gazowane napoje. Problem w tym, że dane na fakturze dotyczyły innego kiosku z tej samej ulicy. Właśnie w ten sposób tworzą się te "długi" - opowiada były agent. - W ogóle nie rozumiem, jakim cudem mój niewielki kiosk miałby w kilka miesięcy narobić szkód na kilkadziesiąt tysięcy. To nic innego, jak próba wyłudzenia pieniędzy - opowiada były pracownik.

Niektórzy agenci są natomiast przekonani, że te 50-tysięczne opłaty, których wymaga Ruch, biorą się z błędów systemu. Ten nadzoruje wszystkie zamówienia i sprzedaż artykułów. - System nalicza nam produkty, które nigdy nie trafiły do mojego kiosku. Stąd wychodzi jakaś kosmiczna kwota 50 tysięcy - opowiada agentka. - Ten system po prostu padł i nalicza jakieś kuriozalne kwoty nie wiadomo za co - dodaje były agent. - Oczywiście to żadne usprawiedliwienie dla Ruchu. Nie dość, że nie panują nad systemem, to jeszcze nie reagują na nasze sygnały, że są z nim gigantyczne problemy - dodaje.

Nie próbują wyjaśniać sytuacji? - pytam.

- Próbowałem, menedżerowie w ogóle nie chcą o tym słuchać Do centrali nawet nie ma jak się dodzwonić - opowiada jeden były kioskarz. Grupa czterech agentów próbowała sprawą zainteresować Prokuraturę Krajową. Ta jednak przekazała sprawę do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. - Potwierdzam, dostaliśmy informację od Prokuratury Krajowej. Ze sprawą zapoznaje się już prokurator - mówi money.pl rzecznik warszawskiej prokuratury Łukasz Łapczyński.

Co na to Ruch? Sieć nie zaprzecza, że obciąża byłych agentów specjalnymi notami obciążeniowymi. Na przykład wtedy, gdy rozstający się z siecią kioskarz chce się rozliczyć, ale stan towarów się nie zgadza. - Takie noty obciążeniowe wystawiane są wyłącznie w uzasadnionych sytuacjach, kiedy agent ewidentnie dopuszcza się naruszeń umowy. Proces rozliczeń z agentami prowadzony jest w sposób transparentny – w oparciu o dane systemowe dostępne zarówno dla spółki, jak i agentów. W przypadku pojawienia się zastrzeżeń ze strony agentów, są one każdorazowo weryfikowane oraz rozpatrywane pod kątem zasadności - zapewnia Joanna Dzwonkowska, rzeczniczka Ruchu.

Jednak nie po raz pierwszy agenci sieci narzekają na warunki pracy. Już po prywatyzacji firmy w 2010 r. pojawiły się oskarżenia o nierealne plany sprzedażowe, kurczące się zarobki oraz konieczność sprzedawania szybkich pożyczek.

Wyjście do toalety, pensja zmniejszona o 1/3

- Do toalety mam pół kilometra. A podczas dnia pracy, wiadomo, choć raz trzeba wyjść. Mam 15 minut przerwy. Jak raz się spóźniłem i nie wcisnąłem na czas odpowiedniego guziczka przy kasie, wypłata mi przyszła mniejsza o jedną trzecią - opowiada agent. - Nie wiedzieć czemu, raz dostałam pensję w wysokości 400 złotych, zamiast ok. 3 tysięcy - opowiada była współpracowniczka sieci. Byli agenci mówią też, że zdarzało się, że pensje w ogóle nie przychodziły. - Mi się to zdarzyło dwa razy w ciągu kilku miesięcy - słyszymy od pana Alberta.

Z relacji agentów wynika też, że kłopoty w relacjach z Ruchem pojawiają się także w przypadku chorób. - Mam poważne problemy zdrowotne. Jednak doczekałem się od kierownika co najwyżej zalecenia, że mam sprzedawać gazety nawet na łożu śmierci - opowiada były agent.

To samo miała usłyszeć jedna z byłych agentek.

- Raz wziąłem trochę wolnego, chciałem odwiedzić rodzinę. Powiedziałem kierownikowi, że aby dojechać, muszę zamknąć kiosk dzień wcześniej o godzinie 14. Szef nie chciał się zgodzić, wywiązała się ostra dyskusja, ale postawiłem na swoim. I właśnie tego dnia, gdy miałem zamykać o godzinie 13, było włamanie. Dwie osoby zaatakowały mnie z nożami. Nie udało się ich złapać, może skończyłoby się to inaczej, gdyby Ruch zgodził się na monitoring. Ale stanowczo się nie zgadzał - opowiada agent.

Ruch na oskarżenia o złe traktowanie pracowników reaguje zdziwieniem, przypomina też, że często nie są to w ogóle jego pracownicy. - Przede wszystkim chciałabym podkreślić, że agenci nie są pracownikami Ruch S.A., tylko niezależnymi przedsiębiorcami, często zatrudniającymi swoich pracowników - zaznacza Dzwonkowska. Rzeczywiście, wszyscy agenci prowadzący kioski, z którymi rozmawialiśmy przyznają, że nie są związani umowami o pracę z kolporterem.

Agenci najczęściej nie mają umów o pracę, więc formalnie nie są zatrudnieni przez Ruch. Są zatrudnieni zwykle na podstawie umów agencyjnych. Sieć jednak nie tylko rozlicza ich z towaru, ale reguluje co ma się znaleźć na półkach i w jaki sposób mają wykonywać swoją pracę. Ruch może naliczać też kary. - Mogą wiele, mogą naliczać kary właściwie za wszystko. To wynika też z tego co jest zapisane w "Księdze Ruchu" - to taki zbiór ich zasad. Księga ma ponad 300 stron i została do mnie wysłana już po tym, gdy podpisałem umowę. Gdybym przeczytał ją wcześniej, nie pakowałbym się w tę współpracę - opowiada były agent.

- Warunki współpracy są bardzo restrykcyjne. Pół żartem, pół serio powiem, że nawet za pstryknięcie palcem może być kara - mówi ten sam były współpracownik sieci.

Mimo to Ruch uznaje, że nie zawsze o takich sytuacjach warto pisać. - Niezasadne podawanie tego typu informacji może godzić w wizerunek naszej spółki i relacje z agentami. Na takie sytuacje będziemy zmuszeni reagować w każdym przypadku - mówi nam rzecznik Ruchu.

Ruch ma w tej chwili ok. 2 tysięcy kiosków oraz salonów prasowych. Niektóre z nich prowadzą pojedynczy agenci. Są jednak też agenci, którzy zarządzają kilkoma kioskami i zatrudniają po kilkunastu pracowników.

Problemy z Ruchem mają też współpracujące z nim firmy

Serwis Press opisywał niedawno problemy wydawców z siecią Ruch. - Nie reguluje faktur, dla których termin płatności już dawno minął. W końcu zaproponował rozbicie płatności do 2020 roku. Traktuję to jako ponury żart i niepoważne traktowanie partnera biznesowego - potwierdza nam Krzysztof Wiejak, redaktor naczelny "Dziennika Wschodniego".

Niektóre firmy, nie tylko te prasowe, współpracujące z kolporterem martwią się jednak, czy Ruch w ogóle przetrwa. Money.pl rozmawiał z przedstawicielami dwóch firm współpracujących stale z Ruchem. Opowiadają, że o przetrwanie firmy obawiają się nawet menedżerowie firmy na wysokich stanowiskach, z którymi mają stały kontakt.

Chcieliśmy porozmawiać z jednym z menedżerów Ruchu. Nie zgodził się. Rzeczniczka również nie chce rozmawiać o tym, jak wyglądają relacje sieci z współpracującymi z nią firmami. - Ruch nie udziela komentarzy na temat warunków współpracy z partnerami, co wynika również z klauzul o poufności zawartych w umowach z kontrahentami - mówi nam Joanna Dzwonkowska.

Nasi rozmówcy przekazali nam dokumenty, które mają świadczyć o ich racjach - tzw. noty obciążeniowe, ale też niesłusznie ich zdaniem wystawione faktury. Łącznie money.pl rozmawiał z pięcioma byłymi agentami Ruchu i z przedstawicielami kilku firm, z którymi sieć współpracuje. Nie udało się natomiast nam porozmawiać z nikim ze strony Ruchu poza rzeczniczką prasową. Oni od razu stwierdzili, że rozmawiać z mediami nie będą.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

prawo
wiadomości
KOMENTARZE
(90)
WYRÓŻNIONE
Mateo
7 lat temu
Rozmawiałem kiedyś z panią z kiosku koło mnie - mówi, że fajnie, zrobiła sobie wystawę - przyszły wytyczne z góry (ruch), że wystawa ma wyglądać inaczej. Zamówiła towar - przyszło co innego, bo takie wytyczne. Co z tego, że to ona sprzedaje i wie lepiej co ludzi interesuje i co się sprzedaje, ale wytyczne z góry są inne. A potem ona jest oceniania z wyników sprzedaży. A do tego elektroniczny kontroli pracowników - do kibla wyjść nie można, spóźnić się nie można, ale zostać po godzinach (bezpłatnie) już jak najbardziej można Hehe. Takie korpo w najgorszym wydaniu.
j23
7 lat temu
Bandziory sprzedali RSW "RUCH" za 600 milionów złotych amerykanom. Tysiące obiektów, hurtowni, punktów sprzedaży, tysiące hektarów ziemi. Mało tego z towarem wartym miliardy i pieniędzmi na kontach RSW. Jankesi sprzedali kilka obiektów w Warszawie, zwróciło się 600 i zarobili 300 milionów złotych. A to może była 1/1000 majątku. Takie interesy pastuchy robili na Polsce. Teraz sprzedają nam złom wojskowy. Dlaczego nie ma winnych takiej grabieży mienia publicznego?.
rom
7 lat temu
"Przede wszystkim chciałabym podkreślić, że agenci nie są pracownikami Ruch S.A., tylko niezależnymi przedsiębiorcami" Agent Ruchu i niezależność, dobre sobie. Moim zdaniem samozatrudnienie jest tylko po to, aby firma nie musiała przestrzegać prawa pracy. Agenci praktycznie nie mają na nic wpływu, wszystko jest pod ścisłą kontrolą, co moim zdaniem wyczerpuje znamiona umowy o pracę.
...
Następna strona