Pracownicy budżetówki w Strefie Gazy zastrajkowali. Od 10 miesięcy pracują za półdarmo, podczas gdy ich koledzy na Zachodnim Brzegu Jordanu, zatrudnieni przez Fatah od 2007 roku, choć nie pracują, dostają pensje.
- _ Prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas nie chce pomóc Gazie _ - mówi politolog Mkhaimer Abusada.
Na początku czerwca skonfliktowane od 2007 roku palestyńskie partie: wspierany przez Zachód Fatah (rządzący z Ramallah na Zachodnim Brzegu) i islamski Hamas (w Strefie Gazy) porozumiały się i stworzyły wspólny rząd.
Wielu Palestyńczyków w Strefie Gazy - małym, gęsto zaludnionym, wąskim pasie ziemi przylegającym do Morza Śródziemnego - wiązało duże nadzieje z porozumieniem palestyńskich frakcji. Ale dziś mieszkańcy Gazy, praktycznie odizolowanej od świata izraelską i egipską blokadą i pogrążonej w ciągłym kryzysie gospodarczym, nie kryją rozczarowania.
W Strefie Gazy sytuacja właściwie się nie zmieniła, de facto kontrolę nadal sprawuje Hamas, choć ich rząd oficjalnie już nie istnieje. - _ Liczyliśmy, że sytuacja się poprawi, że nowy rząd, dla którego teraz pracujemy, wypłaci nam nasze pensje. Zamiast tego i Hamas i Fatah umywają ręce od odpowiedzialności za Gazę _ - mówi 25-letni Sadżi Chudari, członek specjalnych sił policji w Gazie.
Od dziesięciu miesięcy Hamas nie jest w stanie wypłacać pensji 50 tysiącom pracowników budżetówki w Gazie - niektórzy dostają częściowe wypłaty, inni - nic. Zamiast normalnej pensji Sadżi dostaje miesięcznie tysiąc szekli (888 złotych). Bank automatycznie ściąga z tego rachunek za prąd i za telefon oraz czesne za studia licencjackie na wydziale prawa, które Sadżi skończył tydzień temu. Na życie zostaje mu 600 szekli (533 złote), z czego musi utrzymać siebie, żonę i dwójkę małych dzieci.
_ - Na pensje czeka nie tylko 50 tys. pracowników, ale również ich rodziny. Na tej sytuacji cierpi od 300 do 500 tysięcy osób _ - szacuje Abusada. _ Posprzedawali ślubną biżuterię, pozapożyczali się u rodzin i wciąż przychodzą do pracy _ - dodaje.
Frustracja strajkujących pracowników jest tym większa, że Fatah wypłaca 70 tysiącom osób zatrudnionych przed 2007 rokiem regularne pensje, choć większość z nich od tego czasu nie pracuje.
Sadżiemu pomaga teraz ojciec, kowal. - _ Gdy dostawałem pełną wypłatę, 2000 szekli, to ja jemu oddawałem jedną czwartą. Teraz on musi pomagać nam _ - mówi. Marzeniem Sadżiego jest praca w zawodzie kowala, ale wobec zamknięcia Gazy przez Izrael, a potem przez Egipt na rynek nie dociera żelazo i inne materiały niezbędne do tej pracy. Po pięciu latach nauki w upadającym warsztacie ojca, pomimo swojej pasji, wstąpił do policji i poszedł na studia prawnicze - _ bo to miała być pewna praca ze stabilną pensją _.
Sadżi jest w stanie przetrwać, bo w pobliskim minimarkecie kupuje jedzenie na kredyt. _ - Właściciel to mój kolega, gdyby nie on, bylibyśmy dziś na ulicy. Ale boję się, że doprowadzę jego sklep do bankructwa _ - mówi. W zeszłym miesiącu tak bardzo brakowało mu gotówki, że kupił telefon na raty i natychmiast sprzedał za niecałe dwie trzecie ceny.
Pensji nie dostaje też pierwsza kobieta na stanowisku rzeczniczki prasowej rządu Hamasu, od niedawna szefowa departamentu spraw zagranicznych w nowym, wspólnym Ministerstwie Informacji, Isra Mudallal, samotna matka. _ - Mieliśmy nadzieję, że ten i inne problemy zostaną rozwiązane wraz z nastaniem rządu jedności narodowej. Na razie nic nie posunęło się naprzód, wciąż czekamy na instrukcje z Ramallah _ - mówi.
W Ramallah jednak brakuje woli rozwiązania problemu. _ - Dwa tygodnie temu Abu Mazen powiedział w wywiadzie dla egipskich mediów, że "ktokolwiek ich zatrudnił, musi im zapłacić" _ - wskazuje Abusada.
Hamas jest uznawany przez Zachód za organizację terrorystyczną. Władze w Ramallah nie chcą być obwiniane o dawanie pieniędzy terrorystom, więc odmawiają wypłacania pensji. _ - Katar, który zaoferował 60 milionów dolarów na pokrycie pensji pracowników Hamasu w Gazie, też nie chce bezpośrednio przekazać pieniędzy Hamasowi. Poprosił palestyński rząd o zajęcie się transferem pieniędzy, ale Ramallah odmawia _ - tłumaczy.
Mimo napięcia między partiami jedyne, co jest na tym etapie pewne, to trwałość nowo powstałego rządu - twierdzi Abusada. _ Hamas jest pod ścianą. - Gdyby chcieli zerwać porozumienie, musieliby znaleźć rozwiązanie dla wielu problemów: izraelskiego oblężenia, upadającej gospodarki, pensji, braków prądu, ubóstwa, bezrobocia. A tak, mogą powiedzieć, że to odpowiedzialność nowego rządu _ - mówi.
Od zeszłorocznego wojskowego przewrotu w Egipcie, w którym armia obaliła Bractwo Muzułmańskie i prezydenta Mohammeda Mursiego, granica z Egiptem, jak i znajdujące się pod nią tunele, którymi do Gazy szła większość importu, w tym paliwo, są zamknięte. Od 2007 roku blokadę Gazy utrzymuje Izrael i ruch graniczny osób i towarów jest bardzo ograniczony.
Wielu mieszkańców Gazy liczyło na wstawiennictwo Fatahu i prezydenta Abbasa u władz Egiptu. Ale jeden z warunków postawionych przez Kair jest dla Palestyńczyków nie do spełnienia - mówi Abusada. Egipcjanie chcą, by Hamas wydał im kilku swoich ludzi, podejrzewanych o ingerowanie w wewnętrzne sprawy Egiptu. _ Na to Hamas nigdy się nie zgodzi _ - dodaje politolog. Poza tym rząd w Kairze nie jest też bliskim sojusznikiem Abbasa - _ woleliby, żeby palestyński prezydent, tak jak egipska armia w swoim kraju, zdusił islamistów, a nie układał się z nimi _ - mówi Abusada.
Czytaj więcej w Money.pl