Od rana trwa ogólnopolski protest służby zdrowia. W zdecydowanej większości szpitali, przychodni i poradni lekarze wzięli jednodniowy urlop na żądanie. Placówki medyczne pracują, jak podczas ostrego dyżuru, wykonywane są jedynie zabiegi ratujące życie.
Na oddziałach szpitalnych pracują tylko lekarze dyżurni i ordynatorzy, nieczynne są przyszpitalne przychodnie specjalistyczne. Zaplanowane wizyty lekarskie oraz operacje zostały odwołane i przełożone na późniejsze terminy.
W południe przed Sejmem ma odbyć się manifestacja pracowników ochrony zdrowia ze Śląska. Ma w niej wziąć udział ok. tysiąca osób.Lekarze i pielęgniarki walczą o podwyżkę płac. Domagają się 30 proc. wiecej jeszcze w tym roku. Rząd proponuje podwyżki od stycznia.
Po raz pierwszy w proteście biorą udział także lekarze szpitali dziecięcych. Na oddziałach onkologicznych tylko część lekarzy wzięła urlop na żądanie, operacje i zabiegi onkologiczne są wykonywane zgodnie z planami, bo większość pacjentów tych oddziałów jest w stanie zagrożenia życia.
W stacjach pogotowia ratunkowego protest ogranicza się do wywieszenia flag i oplakatowania placówek. Niektórzy lekarze rodzinni zamknęli swoje gabinety na cały dzień lub kilka godzin, albo je oflagowali. Nieprzypadkowo na termin protestu został wybrany 7 kwietnia, ponieważ tego dnia jest obchodzony dzień pracownika służby zdrowia.
Do protestu służby zdrowia ma przyłączyć się 100 proc. pielęgniarek w trzech województwach: kujawsko-pomorskim, opolskim i lubelskim. Zdecydowana większość "białego personelu" ma protestować też w czterech regionach: łódzkim, świętokrzyskim, śląskim i zachodniopomorskim. Protest pielęgniarek ma przyjąć różne formy, m.in. jednodniowe urlopy na żądanie, czarne stroje, oflagowanie czy oplakatowanie placówek służby zdrowia.