Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Mateusz Ratajczak
Mateusz Ratajczak
|

Więźniowie idą do pracy i już nie wracają. W ciągu roku 255 skazanych "wybrało wolność"

599
Podziel się:

Patryk Jaki i Ministerstwo Sprawiedliwości wypychają więźniów do pracy, a ci po prostu uciekają. Przeskakują przez płot i wybierają wolność. W 2017 roku zbiegło 255 osadzonych, prawie stu więcej niż rok wcześniej. - Od kiedy z nami pracują skazani boimy się własnego cienia - opowiada money.pl pracownik, który za współtowarzyszy ma skazanych.

Program "Praca dla więźniów" to sztandarowy program wiceministra Patryka Jakiego
Program "Praca dla więźniów" to sztandarowy program wiceministra Patryka Jakiego (JAN BIELECKI/ EAST NEWS)

Wychodzą do pracy i już nigdy nie wracają. Tak wolności szukają więźniowie. W 2017 roku 255 osadzonych nie wróciło z pracy do zakładu karnego. To prawie stu więcej niż rok wcześniej. - Od kiedy z nami pracują skazani, boimy się własnego cienia - opowiada money.pl pracownik jednej z firm, która zatrudnia więźniów. Patryk Jaki odpowiada, że program ma liczne korzyści, a Polacy nie są zagrożeni.

Zbigniew wyszedł z firmy, przeskoczył przez płot, wsiadł do czekającego i odpalonego auta. I szybko odjechał. No i tyle go widzieli. Pozostali pracownicy nie zareagowali, bo się boją. Na groźnego ponoć nie wyglądał, ale był dobrze zbudowany. Z nikim nie rozmawiał.

Akcja prawie jak w filmie. Tyle że wcale nie jest fikcją, a rzeczywistością. Jak wynika z informacji money.pl, w ostatnich dniach lutego w Wykrotach, niewielkiej dolnośląskiej miejscowości, w ten sposób zerwał się kolejny więzień. Pracował w jednym z tamtejszych zakładów przetwórczych.

Miał kilka razy opowiadać na zakładzie, że siedzi za kradzież aut. Mówił chyba tak, żeby inni pracownicy się go bali. W rzeczywistości skazany był za drobne przestępstwa, nie płacił alimentów. Do odsiadki miał dwa lata. Nie stanowił zagrożenia, więc trafił do pracy bez konwojenta. Nikt nie stał mu nad głową, nie pilnował. Więc Zbigniew sprzątał, zamiatał. Po miesiącu był gotowy na ucieczkę.

Zobacz także: Zobacz także: Obrona konieczna. Jakie narzędzia są legalne w Polsce?

- To już trzecia ucieczka u nas. Wyszedł w ciuchach roboczych, bez swojej kurtki, a mróz był okropny. Czyli miał wszystko zaplanowane - podejrzewa pan Darek (imię zmienione), który pracuje w tym zakładzie. Firma zatrudnia 200 osób, od pewnego czasu korzysta z usług skazanych z pobliskiego zakładu karnego w Zarębie.

- Pracujący obok ciebie więzień to naprawdę mało przyjemne uczucie. Tym bardziej, że nie każdy jest przyjazny, uśmiechnięty. Kilka razy żartowali, że jak będziemy fikać, to nas załatwią. Niby żarty, ale cholera wie, co sobie myślą - mówi Darek.

Kilka miesięcy temu wraz z kolegami znalazł skrytkę, gdzie skazani chowali telefon i alkohol. Alkohol wyrzucili, a telefon po złości schowali w innym miejscu. I po reakcji więźniów szybko połapali się, że z komórki korzystali wszyscy. - Już są nowi na zakładzie. Kilku wygląda na takich, że długo u nas nie pobędą - śmieje się Darek. - My od razu widzimy, którzy siedzą za kradzież roweru, a którzy są recydywistami - opowiada.

Informacji nie chciał potwierdzić kierownik firmy w Wykrotach. - Nie potwierdzam, nie zaprzeczam - kluczył. Nie chciał nawet przyznać, że w jego firmie w ogóle pracują więźniowie. Za to zrobiła to Służba Więzienna. Ucieczkę potwierdziła rzecznik instytucji.

- Natychmiast po otrzymaniu informacji o samowolnym oddaleniu się osadzonego dyrektor zakładu karnego w Zarębie powołał grupy pościgowe, celem ujęcia osadzonego. Aktualnie jest poszukiwany przez policję - mówi money.pl ppłk Elżbieta Krakowska, rzecznik SW. Mężczyzna wciąż jest na wolności.

Przedstawiciele zakładu karnego w Zarębie nie odpowiedzieli na pytania, jak planują zabezpieczyć mieszkańców regionu przed kolejnymi ucieczkami. Nie potwierdzili też, ile osób zbiegło już w sumie z tego jednego zakładu. Wiemy jednak, że SW szybko zjawiła się na miejscu.

Jak wynika z informacji money.pl, od 1 stycznia do końca lutego oddaliło się bez pozwolenia (bo tak oficjalnie nazywają się ucieczki) z miejsca pracy poza terenem jednostki penitencjarnej 32 osadzonych. 22 zastało zatrzymanych, czyli 10 dalej chowa się przed policją. I średnio co dwa dni jeden pracujący więzień ma ochotę na trochę wolności.

- Rok 2017 był pierwszym w historii III RP, kiedy z więzienia w Polsce nikt nie uciekł. I stało się tak, gdyż zwiększyłem nadzór nad groźnymi przestępcami - ripostuje Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości.

Zwraca na uwagę, by oddaleń z miejsca pracy nie mylić z ucieczkami z więzienia. - Oddalają się z miejsca pracy skazani za lżejsze przestępstwa, którzy pracują w systemie bez konwoju. W całym 2017 roku oddaliło się 0,2 proc. skazanych - dodaje. Zaznacza, że odsetek jest na stałym poziomie, choć liczba pracujących wzrosła o 50 proc. - Pod tym względem jesteśmy najlepsi w Europie - dodaje. Podkreśla, że zysków jest więcej niż strat. Jaki odezwał się do nas dopiero po publikacji materiału.

- Zawsze mogę nikogo nie wypuszczać poza zakład karny i nie będzie żadnych oddaleń. To wariant bezpieczniejszy dla mnie, ale gorszy dla państwa - mówi.

Praca dla więźniów

Skazani za lekkie przestępstwa pracują, podatnicy oszczędzają. Taki plan miał resort sprawiedliwości wprowadzając do życia program "Praca dla więźniów". I statystyki zatrudnienia istotnie wzrosły w ciągu ostatnich dwóch lat.

Co miesiąc na jednego skazanego z budżetu idzie 3,1 tys. zł. Po tych wydatkach nie zostaje zbyt wiele na modernizację systemu, nowe więzienia, lepsze systemy, więcej etatów. Zwiększenie zatrudnienia wśród więźniów miało w modernizacji pomóc i przynieść trochę oszczędności dla budżetu. Na dodatek pracujący skazani są w stanie spłacać część zobowiązań alimentacyjnych. Więc pieniądze trafiają do rodzin. Korzyści są realne.

Resort chwali się, że w 2016 roku "skazani przepracowali w skali kraju 4 mln 659 tys. roboczogodzin o wartości ponad 51 mln złotych". Przez najbliższe kilka lat przy zakładach karnych ma powstać więcej hal. W sumie do 2023 roku ma być ich 40.

Ale odsiadujący wyroki mają czasami inny pomysł na spędzenie tego czasu. Po prostu uciekają z miejsca zatrudnienia. Część uda się złapać, część jest nadal poszukiwana. I to też widać po statystykach.

"255 chłopa poszło w Polskę" - można zacytować klasyka z filmu Juliusza Machulskiego "Kiler". Realia filmu są jednak bliskie rzeczywistości. Nikt nie ucieka spod lufy strażnika, nie przeskakuje przez płot zakładu karnego. Więźniowie kombinują, gdy idą do pracy bez konwojenta.

W 2017 roku wzrosła liczba więźniów, którzy z pracy nie wrócili do zakładu karnego. Było ich właśnie 255. Rok wcześniej zerwało się 161 skazanych. Wzrost widać gołym okiem.

Krakowska tłumaczy, że w ramach tzw. "oddaleń" są i tacy skazani, którzy zniknęli tylko na chwilę i tacy, którzy już do więzienia postanowili w ogóle nie wracać. Ci drudzy są w tej chwili oczywiście poszukiwani. Ilu udało się złapać i doprowadzić siłą do aresztu? W 2017 roku 198. Czyli wciąż 57 uciekinierów przebywa na wolności.

W 2014 roku z miejsca zatrudnienia uciekło 244 skazanych. Dla przykładu: w 2015 roku było to 179, w 2013 roku 227, a w 2012 - 213 skazanych. Rok 2016 był więc jednym z lepszych w ostatnich kilku latach. A trzeba dodać, że już wtedy minister Patryk Jaki zwiększał zatrudnienie. Wyjątkowy był rok 2008. Wtedy z miejsca zatrudnienia uciekło aż 410 osób.

- Każdorazowo w przypadku samowolnego oddalenia się osadzonego z miejsca pracy poza terenem jednostki są powoływane grupy pościgowe, które poszukują osadzonego - zapewnia Krakowska. I tłumaczy, że wzrost liczby oddaleń należy rozpatrywać w innych kategoriach. Jej zdaniem nie można sugerować się liczbami bezwzględnymi. A procentami. Te drugie są dla SW korzystniejsze.

- Jak wynika z danych statystycznych z ubiegłych lat, liczba samowolnych oddaleń z miejsca pracy poza terenem jednostki penitencjarnej w stosunku do liczby osadzonych zatrudnionych poza terenem jednostki utrzymuje się od lat na podobnym poziomie - podkreśla. I to prawda.

Ale wraz z dynamicznym wzrostem zatrudnionych, większa ich liczba trafia na ulicę. I trudno temu przeczyć. Odsetek nie interesuje mieszkańców Wykrot. Tylko więzień na wolności w ich okolicy.

- W razie zaistnienia niekorzystnych tendencji oddaleń w systemie zatrudnienie bez konwojenta poza terenem jednostki penitencjarnej zostaną podjęte adekwatne działania - zapewnia rzecznik Służby Więziennej.

"To nie efekt Jakiego"

Identyczną linię obrony w temacie prezentuje Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości. "Praca dla więźniów" to jego sztandarowy program. Kilka miesięcy temu z Jakim przeprowadziliśmy wywiad na temat programu i zbiegów. Wiceminister rozmowy nigdy nie autoryzował, pomimo licznych próśb i wiadomości. Najpierw zasłonił się wizytą zagraniczną, później po prostu nie odpisał na wiadomość.

Jaki tłumaczył money.pl, skoro rośnie zatrudnienie skazanych, to siłą rzeczy rośnie liczba tak zwanych oddaleń z miejsca pracy. Podkreślał, że liczba pracujących wystrzeliła, a liczba więźniów, którzy nie wracają do zakładu tylko nieznacznie urosła. Mówił wprost, że z samej statystyki nie można robić sensacji.

Tłumaczy, że każdy powinien mieć świadomość, że skazanemu kiedyś kończy się kara. I w międzyczasie trzeba go przystosować do nowej rzeczywistości. Dlatego więźniowie dostają przepustki. Do teatru, do kina, na święta do rodziny, z różnych okazji. I jakaś część tych ludzi po prostu nie wraca. Mówił, że takie zjawisko istnieje od zawsze. Podkreślił, że to nie jest żaden "efekt Jakiego".

Jednocześnie podkreślał, że z pracy bez nadzoru zostały wycofane osoby z wyrokami za ciężkie przestępstwa. Niebezpieczni więźniowie pracują wewnątrz, w halach produkcyjnych pilnowanych przez strażników więziennych. Takie są m.in. w Krzywańcu, Potulicach i Poznaniu. W tym roku pojawią się w Warszawie, Koszalinie, Nowej Hucie. I oni faktycznie nie uciekają.

W tej chwili do pracy skierowanych zostało 35 tys. osób. Niektórzy odpowiadają za porządek, inni mają bardziej wymagające zajęcia.

Praca więźniów jest potrzebna, ale...

- Dla każdego systemu, dla każdego kraju, nie ma nic groźniejszego niż zostawienie więźniów bez zajęcia. Taka sytuacja działa jak lawa na dnie wulkanu. W końcu wybucha. Zatem praca i czas wolny to niezwykle ważne elementy resocjalizacji. Człowiek, który uczy się zawodu, ma kontakt z innymi, ma kontakt ze światem i informacjami, ma większe szanse na powrót na prawidłową ścieżkę życia – tłumaczył money.pl dr Paweł Moczydłowski, kryminolog i były kierownik Centralnego Zarządu Służby Więziennej. W ten sposób studzi komentarze, by nie dopuszczać więźniów w ogóle do pracy.

Ekspert jest zdania, że zwiększanie zatrudnienia musi być jednak przeprowadzane z rozwagą. - Powiedzmy sobie wprost, że zawsze są pewne zagrożenia przy tego typu działaniach - mówi. I musimy je minimalizować.

- W Polsce liczba skazanych wcale nie zwiększyła się drastycznie w ostatnich latach. Jeżeli pojawi się presja na podbijanie statystyk, to oczywistym jest, że ktoś może sięgnąć po groźniejszych przestępców. Teraz do pracy chodzą ludzie z niskimi wyrokami, po lekkich przestępstwach. I ważne, żeby tak zostało - wyjaśniał dr Moczydłowski.

Patryk Jaki i Ministerstwo Sprawiedliwości wypychają więźniów do pracy, a ci po prostu uciekają. Przeskakują przez płot i wybierają wolność. W 2017 roku zbiegło 255 osadzonych, prawie stu więcej niż rok wcześniej. - Od kiedy z nami pracują skazani boimy się własnego cienia - opowiada money.pl pracownik, który za współtowarzyszy ma skazanych.

Wyszedł z firmy, przeskoczył przez płot, wsiadł do czekającego i odpalonego auta. I szybko odjechał. No i tyle go widzieli. Akcja prawie jak w filmie. Tyle, ze wcale nie jest fikcją, a rzeczywistością. Pozostali pracownicy nie zareagowali, bo się boją.

Jak wynika z informacji money.pl - w ostatnich dniach lutego w Wykrotach, niewielkiej dolnośląskiej miejscowości, zerwał się kolejny więzień. Pracował w jednym z tamtejszych zakładów przetwórczych - Rena Polska.

Miał opowiadać na zakładzie, że siedzi za kradzież aut. Mówił chyba tak, żeby inni pracownicy się go bali. W rzeczywistości skazany był za drobne przestępstwa, nie płacił alimentów. Do odsiadki miał dwa lata. Nie stanowił zagrożenia, więc trafił do pracy bez konwojenta. Nikt nie stał mu nad głową, nie pilnował, nie śledził każdego ruchu. Pracował tak, aż mu się znudziło.

- To już trzecia ucieczka u nas. Wyszedł w ciuchach roboczych, bez swojej kurtki, a mróz był okropny. Czyli miał wszystko zaplanowane - podejrzewa pan Darek (imię zmienione).

- Pracujący obok ciebie więzień to naprawdę mało przyjemne uczucie. Tym bardziej że nie każdy jest przyjazny, uśmiechnięty. Kilka razy żartowali, że jak będziemy fikać to nas załatwią. Niby żarty, ale cholera wie, co sobie myślą - mówi. Historię pracy u boku przestępców opowiedział nam kilka miesięcy temu. Teraz wrócił z informacją, że kolejny więzień z jego firmy zniknął.

Kilka miesięcy temu Darek z kolegami znaleźli skrytkę, gdzie skazani chowali telefon i alkohol. Alkohol wyrzucili, a telefon po złości schowali w innym miejscu. I po reakcji więźniów szybko połapali się, że z telefonu korzystali wszyscy.

Ucieczki nie chciał potwierdzić kierownik zakładu w Wykrotach. - Nie potwierdzam, nie zaprzeczam - unikał odpowiedzi. Nie chciał nawet przyznać, że w jego firmie zatrudnieni są też więźniowie. Zrobiła to za to Służba Więzienna. Ucieczkę potwierdziła rzecznik instytucji.

- Natychmiast po otrzymaniu informacji o samowolnym oddaleniu się osadzonego dyrektor zakładu karnego w Zarębie powołał grupy pościgowe, celem ujęcia osadzonego. Aktualnie jest poszukiwany przez policję - ppłk Elżbieta Krakowska, rzecznik SW. Wciąż jest na wolności.

Praca dla więźniów

Skazani za lekkie przestępstwa pracują, podatnicy oszczędzają. Taki plan miał resort sprawiedliwości wprowadzając do życia program "Praca dla więźniów". I statystyki zatrudnienia istotnie wzrosły w przeciągu ostatnich lat.

Resort chwali się, że w 2016 roku "skazani przepracowali w skali kraju 4 mln 659 tys. roboczogodzin o wartości ponad 51 mln złotych". Przez najbliższe kilka lat przy zakładach karnych ma powstać więcej hal. W sumie do 2023 roku ma być ich 40.

Ale odsiadujący wyroki mają czasami inny pomysł na spędzenie tego czasu. Po prostu uciekają z miejsca zatrudnienia. Część uda się złapać, część jest nadal poszukiwana. I to też widać po statystykach.

"255 chłopa poszło w Polskę" - można zacytować klasyka z filmu Juliusza Machulskiego "Kiler". Realia filmu są jednak bliskie rzeczywistości.

W 2017 roku wzrosła liczba więźniów, którzy z pracy nie wrócili do zakładu karnego. Było ich właśnie 255. Rok wcześniej „z łańcuchów” zerwało się 161 skazanych. Wzrost widać gołym okiem.

Krakowska tłumaczy, że w ramach tzw. "oddaleń" są i tacy skazani, którzy zniknęli tylko na chwilę i tacy, którzy już do więzienia postanowili w ogóle nie wracać. Ci drudzy są w tej chwili oczywiście poszukiwani. Ilu udało się złapać i doprowadzić siłą do aresztu? W 2017 roku 198. Czyli wciąż 57 uciekinierów przebywa na wolności.

- Każdorazowo w przypadku samowolnego oddalenia się osadzonego z miejsca pracy poza terenem jednostki są powoływane grupy pościgowe, które poszukują osadzonego - zapewnia Krakowska. I tłumaczy, że wzrost liczby oddaleń należy rozpatrywać w innych kategoriach. Jej zdaniem nie można sugerować się liczbami bezwzględnymi. A procentami. Te drugie są dla SW korzystniejsze.

- Jak wynika z danych statystycznych z ubiegłych lat, liczba samowolnych oddaleń z miejsca pracy poza terenem jednostki penitencjarnej w stosunku do liczby osadzonych zatrudnionych poza terenem jednostki utrzymuje się od lat na podobnym poziomie - podkreśla. I to prawda.

Ale wraz z dynamicznym wzrostem zatrudnionych, większa ich liczba trafia na ulicę. I trudno temu przeczyć. Odsetek nie interesuje mieszkańców Wykrot. Tylko więzień na wolności w ich okolicy.

Identyczną linię obrony w temacie prezentuje Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości. „Praca dla więźniów” to jego sztandarowy program. Kilka miesięcy temu z Jakim przeprowadziliśmy wywiad na temat programu i zbiegów. Wiceminister rozmowy nigdy nie autoryzował, pomimo licznych próśb i wiadomości. Najpierw zasłonił się wizytą zagraniczną, później po prostu nie odpisał na wiadomość.

Jaki tłumaczył money.pl, skoro rośnie zatrudnienie skazanych, to siłą rzeczy rośnie liczba tak zwanych oddaleń z miejsca pracy. Podkreślał, że liczba pracujących wystrzeliła, a liczba więźniów, którzy nie wracają do zakładu tylko nieznacznie urosła. Mówił wprost, że z samej statystyki nie można robić sensacji.

Tłumaczy, że każdy powinien mieć świadomość, że skazanemu kiedyś kończy się kara. I w międzyczasie trzeba go przystosować do nowej rzeczywistości. Dlatego więźniowie dostają przepustki. Do teatru, do kina, na święta do rodziny, z różnych okazji. I jakaś część tych ludzi po prostu nie wraca. Mówił, że takie zjawisko istnieje od zawsze. Podkreślił, że to nie jest żaden „efekt Jakiego”.

Jednocześnie podkreślał, że z pracy bez nadzoru zostały wycofane osoby z wyrokami za ciężkie przestępstwa. Niebezpieczni więźniowie pracują wewnątrz, w halach produkcyjnych pilnowanych przez strażników więziennych. Takie są m.in. w Krzywańcu, Potulicach i Poznaniu. W tym roku pojawią się w Warszawie, Koszalinie, Nowej Hucie. I oni faktycznie nie uciekają.

W tej chwili do pracy skierowanych zostało 35 tys. osób. Niektórzy odpowiadają za porządek, inni mają bardziej wymagające zajęcia.

Jak wynika z informacji money.pl od 1 stycznia do końca lutego zbiegło z miejsca pracy poza terenem jednostki penitencjarnej 32 osadzonych. 22 zastało zatrzymanych, czyli 10 dalej chowa się przed policją. I średnio co dwa dni jeden pracujący więzień ma ochotę na trochę wolności.

- Dla każdego systemu, dla każdego kraju, nie ma nic groźniejszego niż zostawienie więźniów bez zajęcia. Taka sytuacja działa jak lawa na dnie wulkanu. W końcu wybucha. Zatem praca i czas wolny to niezwykle ważne elementy resocjalizacji. Człowiek, który uczy się zawodu, ma kontakt z innymi, ma kontakt ze światem i informacjami, ma większe szanse na powrót na prawidłową ścieżkę życia – tłumaczył money.pl dr Paweł Moczydłowski, kryminolog i były kierownik Centralnego Zarządu Służby Więziennej. W ten sposób studzi komentarze, by nie dopuszczać więźniów w ogóle do pracy.

Ekspert jest zdania, że zwiększanie zatrudnienia musi być jednak przeprowadzane z rozwagą. - Powiedzmy sobie wprost, że zawsze są pewne zagrożenia przy tego typu działaniach - mówi. I musimy je minimalizować.

- W Polsce liczba skazanych wcale nie zwiększyła się drastycznie w ostatnich latach. Jeżeli pojawi się presja na podbijanie statystyk, to oczywistym jest, że ktoś może sięgnąć po groźniejszych przestępców. Teraz do pracy chodzą ludzie z niskimi wyrokami, po lekkich przestępstwach. I ważne, żeby tak zostało - wyjaśniał dr Moczydłowski.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(599)
Robert
4 lata temu
Złapią ich, dołożą do czasu odsiatki 2 lata i po problemie. Ich wybór.
Mecenas
5 lata temu
A co z tymi co siedza za darmo? Bo niestety w ostatnich czasach bylo glosno o osadzonych, ktorzy jak sie potem okazalo siedza za darmo :) Niestety w mojej pracy czesto spotykam sie z ze skazaniami, gdzie w uzasadnieniu skazan czytam, ze czlowiek zostal skazany poniewaz "z doswiadczenia sadu wynika......".
dan67
6 lat temu
młode zero jaki byle jaki uczy się od większego zera
Spoko
6 lat temu
Na jednego więźnia 3.1tys...wybór dla emeryta czy dać się zamknąć czy żyć za 1tys.
andy
6 lat temu
jaki ich wyłapie w przerwie między posiedzeniami komisji amber gold ,ale nowela o ipn mu wyszła
...
Następna strona