Polsko-rosyjska wojna handlowa jest wynikiem fałszowania dokumentów i w ogóle nie dotyczy polskiego mięsa.
Według ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, dokumenty fałszowane były przez kogoś słabo znającego polski, ale biegle posługującego się językiem rosyjskim.
"Polska nie może odpowiadać za to, co dzieje się w innych krajach" - stwierdza Ziobro. Wyjaśnia, że tarnowska prokuratura ustaliła, iż do fałszowania świadectw doszło poza naszym krajem, a mięso sprowadzane do Rosji nie pochodziło z Polski.
Natomiast "Dziennik" pisze, że cała akcja z mięsem przypomina scenariusz filmu szpiegowskiego. Gra zaczyna się 14 września 2005 roku.
ZOBACZ TAKŻE:
Tego dnia do głównego weterynarza kraju Krzysztofa Jażdżewskiego zgłasza się Romuald Robaczewski, biznesmen z Pruszkowa, były obywatel Związku Radzieckiego, który ma świetne relacje z Rosjanami. Zajmuje się eksportem mięsa na Wschód.
Biznesmen pokazuje Jażdżewskiemu kserokopię sfałszowanego certyfikatu potrzebnego do wywiezienia mięsa do Rosji. Nie chce oddać dokumentu. Później okazuje się, że fałszywkę dostał faxem z Moskwy. Od kogo? Tego nie zdradza.
Dalej dziennikarze "Dziennika" opisują rozwój śledztwa, które utknęło w Moskwie, lecz dzięki pomocy prokuratorów litewskich okazało się, że mięsa, którego dotyczyły fałszywe certyfikaty, w ogóle nie przewożono przez Polskę. Podróbki polskich certyfikatów musiał sfabrykować ktoś, kto znał dane z transakcji USA-Litwa-Rosja-Kazachstan.
Oznacza to, że pretekst do rosyjsko-polskiej wojny handlowej powstał poza granicami naszego kraju.
| UNIA WIEDZIAŁA OD DAWNA |
| --- |
| Paweł Kowal, wiceminister spraw zagranicznych Ministerstwo Spraw Zagranicznych od dawna informowało partnerów w Unii i prowadziło lobbing w sprawie sporu polsko-rosyjskiego o embargo na żywność. Temat zniesienia rosyjskiego embarga na polską żywność przewijał się niemal w każdej rozmowie z przedstawicielami Unii w ostatnim roku. |
ZOBACZ TAKŻE: