Dostęp z terytorium Chin do strony internetowej Guardiana z nieznanych powodów jest od wczoraj zablokowany - poinformował dziś ten brytyjski dziennik, powołując się na monitorujący przestrzeganie wolności prasy portal Greatfire.
_ Powody zablokowania dostępu do "Guardiana" są niejasne. Żaden z dotyczących Chin tekstów, opublikowanych przez gazetę w ostatnich dwóch dniach, nie powinien być postrzegany przez chińskie władze jako niebezpieczny _ - napisał dziennik na swojej stronie.
Jedynie artykuł z 6 stycznia poświęcony sytuacji w Sinjiangu, na północnym zachodzie Chin, mógł wywołać pewne kontrowersje. W regionie tym regularnie dochodzi do konfliktów pomiędzy stanowiącymi tam większość Ujgurami (wyznającą islam mniejszość etniczną w Chinach) a ludnością napływową należącą do chińskiej grupy etnicznej Han. _ Guardian _ zauważa jednak, że poruszał ten temat już wcześniej bez odczuwalnych konsekwencji ze strony władz Chin.
Nie wiadomo, czy blokada strony internetowej jest tymczasowa czy stała. Zapytana o zablokowaną stronę _ Guardiana _ rzeczniczka chińskiego MSZ Hua Chunying powiedziała, że nic jej o tym nie wiadomo.
Od ponad roku w Chinach nie działają witryny internetowe _ New York Timesa _ i Bloomberga po publikacjach tych mediów na temat bogactwa zgromadzonego przez rodziny chińskich przywódców, byłego premiera Wena Jiabao i prezydenta Xi Jinpinga.
Rządząca w Państwie Środka Komunistyczna Partia Chin (KPCh) rutynowo blokuje dostęp do stron internetowych zagranicznych mediów poruszających tematy, które uznaje za niepożądane lub politycznie drażliwe.
Agencja Reutera pisze, że zagraniczni dziennikarze relacjonujący z Chin drażliwe tematy, np. antyrządowe protesty, narażeni są na rozliczne utrudnienia i szykany, a nawet przemoc.
Czytaj więcej w Money.pl