Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jarosław Jakimczyk
|

Wybór między dżumą a cholerą - sądy polskie a rosyjskie

0
Podziel się:

Gdybyśmy żyli w Rosji Władimira Putina, były prezes PKN Orlen Andrzej Modrzejewski już dawno gniłby w więzieniu, a założyciele grupy J&S co najwyżej paradowaliby po Warszawie w samych skarpetkach.

Wybór między dżumą a cholerą - sądy polskie a rosyjskie

Licha merytorycznie komisja ds. Orlenu nie tylko nie ujawniłaby ingerencji służb specjalnych w politykę kadrową giełdowej spółki, ale nigdy by nawet nie powstała w kontrolowanej przez Kreml Dumie.

Twórca Jukosu Michał Chodorkowski i jego prawa ręka Płaton Lebiediew najbliższe lata zapewne spędzą za więziennymi kratami. Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można już dziś przewidzieć, że skazujący obu biznesmenów wyrok połączony z konfiskatą mienia utrzyma się w instancji odwoławczej. Nader wątpliwe wydaje się, żeby sąd apelacyjny okazał się bardziej odporny na naciski władzy wykonawczej od sądu pierwszej instancji.

Takie są realia ustrojowe Rosji w drugiej kadencji prezydentury byłego oficera KGB Władimira Putina. Monteskiuszowski trójpodział władzy nadal jest u naszych sąsiadów fikcją. Wobec takiej sytuacji za miedzą, na pocieszenie - wprawdzie wątpliwe - pozostaje nam konstatacja, że u nas takie numery z sądem by nie przeszły. Nawet mimo tego, że po 1989 r. nie przeprowadzono w Polsce prawdziwej weryfikacji sędziów, która wyeliminowałaby z sądownictwa osoby skompromitowane wcześniejszą dyspozycyjnością wobec tajnej policji komunistycznej.

Nasi rodzimi Chodorkowscy, tacy jak Andrzej Modrzejewski, były prezes PKN Orlen, czy dwaj najwięksi akcjonariusze grupy J&S Grzegorz Jankilewicz i Sławomir Smołokowski, chodzą sobie spokojnie ulicami, a nawet mają paszporty i mogą wyjeżdżać za granicę.

Modrzejewski oskarżony o ujawnienie poufnej informacji o spółce publicznej odpowiada przed sądem z wolnej stopy. Jankilewicz i Smołokowski nadal sprowadzają ropę do Polski. Kupując ją na Wschodzie od dziesiątków producentów, ciągle jeszcze niezależnych od Kremla, chociaż były szef UOP i Agencja Wywiadu bardzo chciał, żeby surowiec ten dostarczał do naszego kraju – tak jak to ma miejsce w przypadku gazu – jeden, ustalony na szczeblu rządowym między Polską a Rosją, pośrednik.
Jeżeli swoją pozycję na rynku dostaw ropy z kierunku wschodniego stracą, to będzie to oznaczało tylko, że ktoś zaoferował polskim odbiorcom lepsze warunki finansowe, albo że miał przełożenie polityczne na decyzje zarządów spółek prawa handlowego.

Nie dzieje się tak dotąd nie dlatego, że III RP jest wzorcową demokracją. O tym, że nią nie jest, przekonujemy się na co dzień. Skąd zatem taka różnica pomiędzy Moskwą i Warszawą na korzyść tej ostatniej? Nie powstała ona w ciągu kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. Pewnych różnic nie zatarły najpierw zabory, a następnie po krótkim zachłyśnięciu się wolnością w okresie międzywojennym lata totalitaryzmu, który od 1956 r. nieudolnie i niekonsekwentnie próbował skórą baranka zakryć swą wilczą naturę.

Minęło już parę dekad, odkąd ekonomista zza oceanu John Kenneth Galbraith w swej głośnej niegdyś rozprawie „Istota masowego ubóstwa” zwracał uwagę na sięgające czasów reformacji i wojen religijnych początki bogactwa niektórych (Niderlandy, Anglia, kraje niemieckie) społeczeństw Europy Zachodniej.
Zasada ta stosuje się też do standardów wolności słowa czy niezależności sądownictwa (nie chcę wcale powiedzieć, że w Polsce mamy już pod tym względem, zwłaszcza w tej drugiej kwestii, stan zadowalający. Z pewnością jednak u nas to, co jest złem, nawet występującym powszechnie, oceniane jest jako aberracja, a nie jako norma).

Paweł Jasienica w II tomie swej „Rzeczypospolitej Obojga Narodów” przytacza pouczającą anegdotę. W 1650 r. podczas kozackiego powstania na Ukrainie na dwór króla Jana Kazimierza przybył poseł cara moskiewskiego Jurij Gawriłowicz Puszkin. Wysłannik kremlowskiego władcy skarżył się, że w wydawanych w polsko-litewskim państwie książkach i pismach ukazują się notorycznie różnego rodzaju „bezczestja”. I tak np. gdański drukarz opublikował książkę, w której przy imieniu ojca zasiadającego wtenczas na tronie moskiewskim Aleksieja nie dodano „cara i wielkiego kniazia”, trzykrotnie nie napisano „świętej pamięci”, a w innym miejscu pominięto tytuł „hospodara wielkiego”.

Carski poseł zażądał kategorycznie, żeby ohydne książki spalić, drukarzy bez sądu zaćwiczyć knutami na śmierć, a księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, który nadsyłał bluźniercze listy, ściąć mieczem lub wbić na pal. W razie niespełnienia żądań obejmujących też pół miliona ówczesnych złotych kontrybucji i zwrot Smoleńska z innymi grodami Moskwa groziła wojną.

Senat Rzeczypospolitej odrzucił te roszczenia stwierdziwszy, że „który drukarz wydrukuje dobre i sprawiedliwe rzeczy, to my chwalimy, a jeśli głupcy wydrukują coś lichego, niegodnego i kłamliwego, to my panowie Rada z tego się śmiejemy. (…) U nas druk wolny, tak na mocy prawa, jak i zwyczaju narodów”.

Nic dziwnego, że przy tak odmiennych tradycjach cywilizacyjnych Polska i Rosja w różny sposób rozwiązują swoje problemy, chociaż nadal nie brak u nas naśladowców Putina w skali mikro, jawnych i skrytych, jak Siemiątkowski, obłudnie grający kartą antyrosyjską.

W Rosji po śledztwie i procesie urągającym elementarnemu kanonowi praworządności Chodorkowski i Lebiediew zostaną uznani za groźnych przestępców i pójdą siedzieć, bo tego wymaga interes polityczny i ekonomiczny będących u władzy sierot po Feliksie Edmundowiczu Dzierżyńskim. W Polsce – jak dotąd – skończyło się na ordynarnie wyreżyserowanym spektaklu z zatrzymaniem Modrzejewskiego i doradztwie personalnym szefa bydgoskiej delegatury ABW płk. Piotra Lenarta przy zmianach kadrowych w płockim koncernie naftowym.

To, co w Rosji zyskałoby oprawę na miarę opery „Borys Godunow” Modesta Musorgskiego z jej mrocznym dramatyzmem i bezwzględną walką o władzę, u nas bywa co najwyżej żałosną operetką. Jeśli ktoś wpiera nam, że dla tych bliźniaczych modeli nie ma żadnej alternatywy, zmusza nas do wyboru między dżumą a cholerą.

Autor jest dziennikarzem tygodnika "Wprost"

wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)