Zawadzki: Kłócimy się o wszystko, nawet o część ulicy w Chicago

Jak przy każdym podobnym wydarzeniu nie obyło się bez już tradycyjnej wojny polsko-polskiej. Tym razem nie było jednak kłótni pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami byłego polskiego prezydenta, a jedynie pomiędzy jego sympatykami. Części z nich nie podobało się bowiem miejsce.

Lech Kaczyński został patronem ulicy North Central Avenue na jej około kilometrowym odcinku. Według przeciwników tej lokalizacji, to częściowo opuszczone i zaniedbane miejsce ma niewiele wspólnego z Polonią, a przede wszystkim jest nieodpowiednie i niegodne, aby upamiętniać tragicznie zmarłego polskiego prezydenta.

Spierać się można o to, czy imieniem Lecha Kaczyńskiego powinno się nazywać ulice, drogi, mosty lub stawiane mu pomniki. Jeśli jednak nie ma powodu do kłótni, to zawsze można go poszukać. Choć władze Wilna chciały nazwać jedną z ulic imieniem Lecha Kaczyńskiego, to doszło do sporu o to, jak powinno być zapisane jego nazwisko - w formie oryginalnej, czy może _ zlitewszczonej _. Przeciwko tej drugiej wystąpiła wówczas Ambasada RP w Wilnie oraz polska społeczności na Litwie.

Wygląda na to, że dla nas każdy pretekst, aby jest dobry, aby się pokłócić lub kogoś obrazić. Władze amerykańskiego miasta chciały upamiętnić ważną dla miejscowych Polaków osobę, a zostały wplątane w wojnę polsko-polską. A przecież cała walka toczy się o coś, co dla Amerykanów nie ma większego znaczenia.

Oficjalna nazwa ulicy pozostała taka, jaka była, a o patronacie Lecha Kaczyńskiego nad jej fragmentem ma przypominać jedynie brązowa tabliczka. Zapisanego na niej nazwiska i tak prawdopodobnie większość Amerykanów nie skojarzy. Chyba, że z Tedem Kaczynskim, amerykańskim terrorystą o polskich korzeniach o pseudonimie Unabomber.

Autor jest dziennikarzem Money.pl