Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Zlikwidujmy hodowle zwierząt futerkowych w Polsce. Kto za to zapłaci?

87
Podziel się:

Ekolodzy uważają, że barbarzyństwem jest uśmiercanie zwierząt na futra. Eksperci twierdzą, że zniknięcie ferm z mapy Polski będzie miało daleko idące skutki ekonomiczne. Odczujemy je wszyscy.

Ferma norek w Polsce
Ferma norek w Polsce

Komisja sejmowa pracuje obecnie nad dwoma projektami nowelizacji ustawy o ochronie praw zwierząt. Jeden złożony przez przedstawicieli PiS, drugi przygotowany przez PO i Nowoczesną. Założenia są podobne i mówią w zasadzie o tym samym, m.in. o zakazie chowu i hodowli zwierząt na futra.

Ekolodzy, którzy czynnie uczestniczyli w pracach nad projektem, są zadowoleni. Zarzucają hodowcom złe traktowanie zwierząt i brak elementarnych zasad humanitaryzmu. Fundacje, m.in. Viva! i Otwarte Klatki, opublikowały raporty, które miały pokazać dramatyczne warunki życia zwierząt na fermach.

Według nich hodowcy nie przestrzegają wymagań z zakresu ochrony środowiska ani przepisów weterynaryjnych.

Fundacje ekologiczne uważają także, że Polacy nie chcą ferm. Powołują się przy tym na badanie GFK Polonia na zlecenie fundacji Viva! Według ich wyników 67 proc. Polaków jest za wprowadzeniem zakazu hodowli.

Czy rzeczywiście jest tak dramatycznie, że należy całkowicie zakazać hodowli zwierząt futerkowych? I czy rzeczywiście Polacy chcą likwidacji ferm?

Ekolodzy kontra rzeczywistość

Z najnowszego badania Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych z czerwca 2017 roku pt. "Polacy o regulacjach dotyczących hodowli zwierząt futerkowych w Polsce", 56 proc. respondentów negatywnie oceniło pomysł nowej regulacji, przeciwnego zdania był 31 proc. Odsetek zwolenników całkowitego zakazu hodowli wyniósł zaledwie 16 proc.

Wspomniane zarzuty ekologów obalają nie tylko hodowcy, ale także naukowcy czy posłowie, którzy debatowali na ten temat na łamach Wirtualnej Polski.

Ich zdaniem raporty ekologów to manipulacja. Powstały na podstawie informacji z zaledwie 40 ferm, które niekoniecznie należały nawet do związków zrzeszających hodowców.

Polskie fermy należą bowiem do najnowocześniejszych na świecie i żaden hodowca nie dopuści do tego, by norki były chowane w złych warunkach.

- Produktem finalnym hodowli zwierząt futerkowych jest okrywa włosowa. Im wyższe warunki prowadzenia hodowli, tym lepszej jakości futro, a co za tym idzie, jego wyższa cena – podkreśla prof. dr hab. Marian Brzozowski z Wydziału Nauk o Zwierzętach SGGW.

Eksperci podkreślają też, że likwidacja ferm spowoduje daleko idące konsekwencje ekonomiczne – zarówno dla budżetu państwa, kooperujących z fermami firm, jak i dla samych Polaków.

- Ekolodzy i posłowie, którzy podpisali się pod projektem zakazu hodowli, nie posługują się argumentami merytorycznymi, tylko nieuczciwymi, niskimi argumentami emocjonalnymi – przekonuje poseł Jarosław Sachajko, przewodniczący sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. - Chciałbym, by społeczeństwo było świadome zagrożeń związanych z likwidacją hodowli. To przyniosłoby tragiczne skutki dla kraju. I nie jestem lobbystą organizacji futrzarskich. Jestem lobbystą Polski i Polaków – przekonuje.

Budżet mocno okrojony

W Polsce obecnie zarejestrowanych jest ok. 1,2 tys. ferm zwierząt futerkowych (dane z Fur Europe z 2016 roku), w tym ponad 750 ferm mięsożernych. Pracuje w nich bezpośrednio ok. 10 tys. osób. Kolejne 50 tys. pracuje w firmach kooperujących z fermami.

- Biznes futerkowy jest w 90 proc. kapitałem polskim. Wartość ulokowana w środkach trwałych to 7-9 mld zł. To jedna trzecia rocznego finansowania programu 500 plus. Same podatki, jakie wpływają do budżetu państwa, to 600-800 mln zł rocznie. Fermy zasilają także budżety samorządów – wylicza dr Marian Szołucha z Akademii Finansów i Biznesu Vistula. - Jest to biznes w starym, dobrym stylu, opartym na czystym rachunku ekonomicznym. I właśnie ze strony ekonomicznej likwidacja tej gałęzi gospodarki nie ma żadnego uzasadnienia – podkreśla.

Polska jest dziś jednym z liderów w produkcji skóry zwierząt futerkowych – drugim w Europie (po Danii) i trzecim na świecie (po Chinach). Niemal 100 proc. jej produkcji trafia na eksport, którego wartość szacowana jest na 1,3 mld zł. W ubiegłym roku Polska sprzedała za granicę towar (skóry surowe i wyprawione) za niemal 2,5 mld zł.

Na dodatek branża ta nie potrzebuje dotacji i wsparcia rządowego. Jest samowystarczalna, a dzięki ich funkcjonowaniu zyskują także zakłady drobiarskie, mleczne i rybne.

Drogie odpady, więc wyższe ceny w sklepach

Fermy zwierząt futerkowych to nie tylko produkcja samych skór. W sposób ekologiczny zagospodarowują w skali roku 700-800 tysięcy ton produktów ubocznych pochodzenia zwierzęcego. Ich wartość to ok. 2,5 mld zł rocznie.

W chwili likwidacji – fermy drobiarskie i rybne, nie dość, że nie będą zarabiały na sprzedaży odpadów dla norek, to jeszcze będą musiały wykupić w firmie utylizacyjnej usługę ich przetworzenia.

- To spowoduje, że hodowca drobiu czy ryb zamiast zarabiać na odpadach, będzie zmuszony wydać ok. 0,5 mln zł rocznie. Co to oznacza dla potencjalnego klienta? To, że cena tych produktów wzrośnie o ok. 10 proc. lub więcej – przekonuje poseł Jarosław Sachajko.

Z kolei dr Marian Szołucha z Akademii Finansów i Biznesu Vistula uważa, że w ten sposób uderza się w polski kapitał, a robi to konkurencja, czyli wszyscy ci, którzy zyskają na likwidacji tej branży w Polsce.

Kraje, które z chęcią przejmą tę gałąź gospodarki, to Rosja, Ukraina czy Chiny, a także firmy utylizacyjne w 90 proc. skupione w niemieckich rękach.

- Branża futerkowa bardzo dobrze sobie radzi i właśnie z tego powodu jest atakowana – podkreśla Szołucha. Przypomina, że jakiś czas temu podobne ataki kierowano przeciwko polskim transportowcom, którzy zdominowali rynek przewozów po Europie. - Polska, dzięki zaradności obywateli i przedsiębiorców, wychodzi z roli, jaką w latach 90. część wielkich tego świata chciała jej przypisać. Mieliśmy być biorcą technologii, a nie ich dawcą. Mieliśmy być rezerwuarem taniej siły roboczej i stanowić zaplecze dla produkcji montażowej. Mieliśmy być ubogim krewnym wielkich tego świata, co najwyżej wegetującym dzięki ich łaskawości. Dziś wychodzimy z tej roli. To wielu za granicą przeszkadza – podkreśla.

Odszkodowania lub przeprowadzki

Czy hodowlę zwierząt futerkowych można zamienić na inną działalność rolniczą?

- Hodowcy nie są w stanie przebranżowić się, bo to specyficzna gałąź gospodarki. To specjalistyczny sprzęt, specyficzne wiaty i odpowiednia infrastruktura. Polski hodowca ma najwyższe standardy chowu i polskie skóry są najbardziej cenione na czterech światowych aukcjach zdobywając najwyższe laury – podkreśla Jacek Podgórski, dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej.

W momencie likwidacji ferm zdecydowana większość hodowców po prostu upadnie, tonąc w długach, które spłacać będą też kolejne pokolenia ich rodzin. Jak twierdzi hodowca Szczepan Wójcik, jednocześnie prezes Instytutu Gospodarki Rolnej i Fundacji Wsparcia Rolnika Polska Ziemia, w niedawnym wywiadzie dla money.pl – część hodowców przeniesie swoje fermy na Ukrainę lub do Rosji, Hiszpanii czy Grecji.

Te dwa ostatnie kraje zwracają 50 proc. kosztów inwestycji związanych z budową ferm. Branżę futerkową wspierają też Duńczycy, Finowie czy Norwegowie. Popyt na skóry futerkowe wciąż rośnie i nie spadnie nawet wtedy, gdy w Polsce zostanie wprowadzony zakaz hodowli tych zwierząt.

Jak podkreśla Wójcik, hodowcy będą ubiegać się także o odszkodowania. – I tak nie pokryją one potrzeb generowanych przez wielomilionowe kredyty. Budżet państwa straci roczne wpływy na poziomie ponad 2 mld zł, gospodarka wartość dodaną na poziomie 1,3 mld zł. Bezrobocie w licznych powiatach, w których panuje obecnie wyśmienita sytuacja w kwestii zatrudnienia, stanie się plagą. Nie ma pozytywów likwidacji branży – zaznacza hodowca.

Banki zapłacą za hodowców

Dr Marian Szołucha podkreśla, że wiele ferm korzysta z finansowania bankowego. Najczęściej banków spółdzielczych. To także kapitał polski, o którym tak często wspomina premier Mateusz Morawiecki.

Banki spółdzielcze są specyficzne. Nakierowane głównie na klienta związanego z rolnictwem i gospodarką rolną. - Jak wynika z danych BIK banki spółdzielcze są głównymi partnerami hodowców zwierząt. Likwidując tę gałąź, uderzamy także w te instytucje – ostrzega.

Nauka i szkolnictwo wyższe w zakresie zootechniki to także dziedziny, które stracą na likwidacji branży, przekonuje prof. Marian Brzozowski. - Wielu naukowców przez wiele lat zajmowało się badaniem tych zwierząt. Gdy znikną fermy, ich dorobek okaże się nic nie warty – podkreśla.

Poseł Jarosław Sachajko przyznaje, że niezrozumiałym dla niego jest fakt, że chce zlikwidować się branżę, do której państwo nie musi dokładać, tak jak do górnictwa i stoczni. Branżę, która daje pieniądze na 500 plus, drogi i rozwój ludzi. Branżę, która daje pracę i godne życie ludziom, dzięki czemu nie muszą wyjeżdżać poza granice kraju.

- To nie jest przypadek, że atakowana jest branża zdominowana przez kapitał polski i taka, której udało się wyrąbać całkiem sowity kęs tortu międzynarodowego rynku handlu skórami zwierząt – reasumuje dr Marian Szołucha.

wiadomości
gospodarka
gospodarka polska
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(87)
Maki
4 lata temu
Czy "Otwarte Klatki" opanowały PiS? Przecież to są lewacy. Polska na likwidacji ferm straci 4-5 mld rocznie, a zyskają głównie Niemcy.
Jakub
5 lata temu
Primo to likwidacja pseudo hodowli garażowych,szopkowych itp. Duo to konsekwentne kontrole tych profesjonalnych. Wtedy zwierzęta będą hodowane i uśmiercane w humanitarny sposób. Zyskają zwierzęta(to najważniejsze) zyskamy my -spokojne sumienie, zyska cała polska branża podniesie się jakość i pr na świecie dla polskich futer i będzie ok
celt
6 lat temu
My za to zapłacimy. Wszystkich co tam pracowali plus zawody pokrewne muszą być przekwalifikowani. Pytanie gdzie ?
Grom
6 lat temu
Ekoświry wciskają ludziom ciemnotę. Latają po nielegalnych fermach robią materiały i mówią że warunki straszne. Na fermę zarejestrowaną nie mają jak się dostać!!!
Jaa
6 lat temu
Ale to hodować na mięso można?
...
Następna strona