Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Krzysztof Janoś
Krzysztof Janoś
|
aktualizacja

Wielbłądzia farma w Polsce. Młodzi rolnicy zarabiają na mleku dromaderów

36
Podziel się:

Hodowcy z Sań na Dolnym Śląsku mówią, że mleko od ich wielbłądów jest smaczne i zdrowe, bo są u nich szczęśliwe. - Nie są to jednak łatwe zwierzęta. Jeśli nie zechcą, to mleka nie dadzą - mówi Monika Szymańska z wielbłądziej farmy.

Ta pchająca się do obiektywu trójka urodziła się już w Saniach na Dolnym Śląsku.
Ta pchająca się do obiektywu trójka urodziła się już w Saniach na Dolnym Śląsku. (Money.pl, krzysztof janoś)

Sanie - mała, spokojna wieś na Dolnym Śląsku. Nie ma tu już gospodarzy, którzy hodowaliby krowy czy świnie. Wszyscy przestawili się na uprawę kukurydzy czy truskawek. Wszyscy oprócz Moniki i Krzysztofa Szymańskich, którzy mają w zagrodzie 30 wielbłądów jednogarbnych.

Jak śmieją się Szymańscy, w ich wsi tylko kur jest więcej, a tak królują tu wielbłądy. Nie o tym uczą się dzieci w szkole, gdy poznają typowe dla naszego kraju hodowle. Niemniej to właśnie wielbłądy rozsławiają małą wioskę. Nawet w Wikipedii przy haśle "Sanie" informacja o farmie wielbłądów jest jedyną oprócz przynależności administracyjnej.

Obejrzyj naszą wizytę na farmie wielbłądów w Saniach:

- Do wielbłądów? Cały czas prosto i po lewej stronie. Taka duża zielona brama - instruuje jedna z mieszkanek. Pytania nie było, ale najwidoczniej wyglądam na kolejnego ciekawskiego mieszczucha.

We wsi nikt z Szymańskich się nie naśmiewa. Nikt nie puka się w czoło. Mieszkańcy przychylnie patrzą na niezwykłą farmę za zieloną bramą. - Przecież nie ma sensu kolejnego spożywczaka otwierać. Dobrze, że szukają pomysłu na siebie - mówi inny mieszkaniec wioski.

Na początku była cukrzyca

- Dziecko szwagra zachorowało na cukrzycę typu pierwszego. Wyczytaliśmy, że w terapii pomaga wielbłądzie mleko, które reguluje gospodarkę cukrową w organizmie. W Polsce go jednak nie było, a zagraniczne, w proszku, kosztuje ok. 350 zł za 500 g z wysyłką - mówi Krzysztof Szymański.

Wbrew pozorom wielbłądy nie przepadają za słońcem.

Luka na rynku została odkryta. Mleko tych sympatycznych zwierząt rzeczywiście w składzie jest najbardziej zbliżone do mleka matki. Zawiera też dziesięć razy więcej żelaza i trzy razy więcej witaminy C niż mleko od krowy.

U cukrzyków zapobiega dużym wychyleniom wartości cukru. Takie skoki są niebezpieczne i prowadzą do powikłań.

- Wśród stałych klientów mamy też rodziców dzieci z autyzmem i uczulonych nie tylko na białko, ale i inne produkty. Jedna z mam kupuje u nas mleko już od roku i przyjeżdża na farmę z córeczką. Gołym okiem widać, że zniknęły rumienie i krostki. Mała ma się lepiej - mówi Marcin Jakubowski, szwagier, od którego wszystko się zaczęło.

A jak mleko smakuje?

- Smak jest jednak nieco inny. Niech pan spróbuje świeżego - zachęca Krzysztof Szymański. Mleko, które dostałem, jeszcze przed godziną było własnością wielbłądzicy o długich rzęsach. Jak każdy mieszczuch mam pewne opory przed pierwszym łykiem. Niesłusznie. Mleko jest kremowe i delikatnie słodkawe w smaku. Obawy były całkowicie nieuzasadnione.

- Wszystkim smakuje. Nikt jeszcze nie powiedział, że złe. Piłem z niemieckiej hodowli, to było słone. Widać u nas im lepiej. Pewnie to też dlatego, że jedzą dużo warzyw. Marchewkę, buraki i ostatnio kalarepę. Rzecz jednak w tym, żeby ludzie poznali się na właściwościach leczniczych - mówi Marcin Jakubowski.

Ale początki były trudne. Rynek wielbłądów w Europie jest mikroskopijny, ceny więc są wysokie. Samica kosztuje ok. 35 tys. zł, a samiec 15-18 tys. zł. Najpierw rolnicy chcieli kupić wielbłądy w Kazachstanie i Indiach. Tam są nawet o 20 tys. zł tańsze. Jednak nie pozwalają na to unijne przepisy.

Unia nie pozwala importować wielbłądów

- Najpierw kupiliśmy 11 wielbłądów, w tym jednego samca. To było trudne, bo UE nie przewiduje tu wsparcia. Dla urzędników wielbłąd to jak egzotyczny pyton. Potem dokupiliśmy kolejne i z nowo narodzoną trójką mamy już 30 zwierząt. Za chwilę urodzi się jeszcze jeden, a w przyszłym roku liczymy nawet na 9 - mówi Marcin Jakubowski.

Na pierwszym planie jedyna nowo narodzona wielbłądzica. Pozostała dwójka maluchów to panowie

Na narodziny wielbłądziątka czeka się 13 miesięcy i rodzi się tylko jedno. Jak wspominają hodowcy, narodziny pierwszego były dużym przeżyciem. Poradzili sobie sami. Wszystko rozegrało się w nocy. Weterynarz wspomagał narodziny tylko telefonicznie, choć gdyby były komplikacje, pojawiłby się na miejscu.

Hodowla stale się powiększa, w górę idzie również produkcja mleka. Jedna wielbłądzica może go oddać nawet 5 litrów dziennie, lecz wiele zależy tu od fazy okresu laktacyjnego i humoru zwierzęcia.

Wielbłądzica rządzi

- Bardzo o nie dbamy, a one odwdzięczają się, domagając się pieszczot. Nie są to jednak łatwe zwierzęta. Za nami miesiące pracy z nimi. Jeśli nie zechcą, to mleka nie dadzą. Przy dojeniu musi też być bardzo cicho. Dojący musi być znany zwierzęciu, a dojarek nie lubią - mówi Monika Szymańska.

O skali produkcji nie chce mówić. Musi być ona jednak znacząca. W Saniach zaczynają bowiem produkcję sproszkowanego mleka na zimno. W ten sposób zachowuje ono swoje wartości, a łatwiej je przechowywać.

Obecnie farma ma swoich stałych klientów w całej Polsce, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Irlandii. Świeże mleko dociera do nich w ciągu 24 godzin od dojenia. Specjalnie spakowane w towarzystwie pojemników z suchym lodem.

Na farmie można też kupić półlitrowe butelki mleka.

Ile to kosztuje? Kupując 5 litrów, za każdy płacimy 50 zł, przy 10 litrach - 40 zł, a przy 25 - 36 zł. Chętnych nie brakuje, a może być jeszcze lepiej.

"Nie jesteśmy jak zoo"

- Mamy nadzieję, że nowych klientów zdobędziemy mlekiem w proszku. Nie ukrywamy, że nadal jesteśmy na etapie inwestowania. Rozbudowujemy wielbładziarnie, czekamy na nowe narodziny - przekonuje Krzysztof Szymański.

W Polsce to ciągle nowość. Rolnicy z Sań przekonują się o tym szczególnie w okresie wakacyjnym. Telefon z pytaniem o możliwość obejrzenia hodowli nie jest niczym niezwykłym.

- Zgadzamy się na takie odwiedziny. Wierzymy, że również dzięki nim głośno zrobi się o walorach wielbłądziego mleka. Nie jesteśmy lokalnym zoo, chcemy po prostu rozwijać biznes i propagować modę na zdrowe żywienie, w którym jest też miejsce dla naszego mleka - mówi Marcin Jakubowski.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(36)
Zeflik
5 miesięcy temu
Bardzociekawy i artykuł i chów tych ciekawych zwierząt! Ale jedna uwaga: nazwa jest błędna! Nie dromAdEry, a dromEdAry, łacińska nazwa brzmi - Camelus dromedarius! ślóński górol beskidzki, harnaś Zeflik
MO .
3 lata temu
Życzę powodzenia i żeby polskie prawo i urzędy w niczym nie przeszkadzały i dał człowiekowi święty spokój .
pediatra
4 lata temu
bardzo logiczna unia imigrantow przyjmuja ale wielbladow nie wolno sprowadzac no bo spolecznosc a szczegolnie dzieci mialy by sie dobrze na zdrowiu co jest nie na reke przemyslowi farmaceutycznemu ....zygac sie chce.
rolnik
5 lata temu
Podziwiać tych ludzi ,ze się odważyli, przecież unijno-krajowa biurokracja mogła zniweczyć pomysł pod lada pretekstem, który nie trudno znaleźć w morzu przepisów.
Aga
5 lata temu
Miło czytać o takich ludziach. Właścicielom wielbłądków gratuluję pomysłu na siebie. Dbajcie o swoje wielbłądki bo zadbane, szczęśliwe zwierzę odwdzięcza się dziesięciokrotnie. Powodzenia !
...
Następna strona