Złoto z 50. dziennym rekordem w tym roku. Srebro też się nie zatrzymuje

Ceny złota po raz kolejny w tym roku wspięły się na poziomy nigdy wcześniej nienotowane, osiągając psychologiczną barierę 4500 dolarów za uncję. To już 50. dzień w 2025 roku, w którym kruszec ten ustanawia historyczne maksimum. Równolegle rekordowe poziomy odnotowuje srebro, a rynek metali szlachetnych notuje najlepsze wyniki od 1979 roku.

Wzrosty cen kruszców - zresztą nie tylko tych szlachetnych - są napędzane przez splot kilku czynników makroekonomicznych i politycznych. Kluczowym elementem jest wiara inwestorów w dalsze luzowanie polityki pieniężnej w Stanach Zjednoczonych. Po trzech tegorocznych obniżkach stóp procentowych, rynek zakłada, że Rezerwa Federalna (Fed) będzie kontynuować ten trend w 2026 roku. Niższe koszty pieniądza tradycyjnie wspierają aktywa, które nie przynoszą odsetek, takie jak złoto czy srebro.

Sytuacja na rynkach jest dynamiczna – w ciągu jednej sesji notowania kruszcu rosły o ponad 1,2 proc., odrabiając z nawiązką straty z okresu korekty. Warto przypomnieć, że jeszcze w październiku złoto przebiło ówczesny szczyt na poziomie 4380 dolarów, po czym nastąpiło chwilowe schłodzenie nastrojów. Obecny powrót do wzrostów potwierdza siłę trendu wzrostowego, który w skali roku przyniósł już 70-proc. stopę zwrotu.

W ostatnich dniach status złota jako "bezpiecznej przystani" został wzmocniony przez eskalację konfliktów międzynarodowych. Inwestorzy z niepokojem śledzą działania USA wobec Wenezueli, gdzie Waszyngton zdecydował się na blokadę tankowców, by zwiększyć presję na rząd Nicolása Maduro. Dodatkowo niepokój budzą incydenty na Morzu Śródziemnym, w tym ataki na jednostki tzw. rosyjskiej floty cieni transportującej surowce energetyczne - podaje Bloomberg.

Eksperci wskazują również na zjawisko określane mianem "debasement trade". Polega ono na odchodzeniu od obligacji skarbowych i tradycyjnych walut w obawie przed ich długoterminową utratą wartości. Przyczyną jest rosnące zadłużenie państw, które może prowadzić do erozji siły nabywczej pieniądza papierowego. W tym kontekście złoto staje się naturalnym zabezpieczeniem portfela.

– Kruszec jest na dobrej drodze do najlepszego rocznego wyniku od ponad czterech dekad – wskazują analitycy Bloomberga. Optymizm ten podzielają duże instytucje finansowe. Goldman Sachs przewiduje, że ceny złota będą rosły również w 2026 roku, wskazując poziom 4900 dolarów za uncję jako scenariusz bazowy, z możliwością dalszych wzrostów. Potwierdzeniem tego trendu jest niesłabnący popyt ze strony banków centralnych oraz stały napływ kapitału do funduszy ETF opartych na złocie, które notowały wzrosty aktywów w niemal każdym miesiącu tego roku.

Choć to złoto przyciąga najwięcej uwagi, srebro notuje jeszcze bardziej spektakularne wzrosty. W tym roku jego cena skoczyła o około 140 proc., zbliżając się do poziomu 70 dolarów za uncję. Tak silna dynamika jest efektem nie tylko popytu inwestycyjnego, ale także problemów z podażą. Zapasy srebra w Szanghaju spadły do najniższego poziomu od blisko dekady, a rynki w Nowym Jorku oczekują na wyniki dochodzenia Departamentu Handlu USA dotyczącego wpływu importu minerałów krytycznych na bezpieczeństwo narodowe.

Gorączka zakupów nie ominęła także platyny i palladu. Platyna przekroczyła barierę 2100 dolarów za uncję, zyskując w skali roku ponad 120 proc. W tym przypadku impulsem do wzrostów były obawy o nowe cła i restrykcje handlowe, co skłoniło wielu graczy rynkowych do gwałtownego uzupełniania rezerw. Agresywne zapowiedzi dotyczące polityki handlowej oraz potencjalne naciski na niezależność Fed dodatkowo napędzają rynek byka na metalach szlachetnych.

Obecnie złoto spot oscyluje w granicach 4484 dolarów, a srebro utrzymuje się powyżej 69 dolarów. Mimo że niektórzy analitycy ostrzegają przed "przegrzaniem" rynku, fundamenty w postaci niepewności politycznej i polityki monetarnej USA wydają się na razie wystarczająco silne, by podtrzymać rekordowe wyceny w nadchodzących kwartałach.