Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Tomasz Porada
|

Bez odpoczynku na światowej giełdzie

0
Podziel się:

Miniony tydzień z powodu wtorkowego święta sprawił, że aktywności inwestorów na polskim rynku była wyjątkowo niska. Rynek światowy jednak nie odpoczywał, a informacje, które napłynęły z zza oceanu rzuciły nowe światło na dalszy los polityki monetarnej największej światowej gospodarki Stanów Zjednoczonych.

Miniony tydzień z powodu wtorkowego święta sprawił, że aktywności inwestorów na polskim rynku była wyjątkowo niska. EURPLN poruszał się w wąskim przedziale wahań 3,86-3,89, a USDPLN 3,00- 3,05. Rynek światowy jednak nie odpoczywał, a informacje, które napłynęły z zza oceanu rzuciły nowe światło na dalszy los polityki monetarnej największej światowej gospodarki Stanów Zjednoczonych.

Zacznijmy jednak od początku, kiedy to w poniedziałek kurs EURUSD podczas sesji japońskiej otworzył się w okolicach 1,2700. Dolar zyskiwał głównie za sprawą rozbudzonych oczekiwań na kontynuację podwyżek stóp procentowych wspartych dobrymi wynikami piątkowej sprzedaży detalicznej, która w skali miesięcznej wzrosła aż o 1,4%, podczas gdy rynek spodziewał się wzrostu zaledwie o 0,6%. Taki stan rzeczy nieznacznie osłabił polską walutę, gdzie EURPLN z najniższych od maja poziomów 3,85 wzrósł w okolice 3,88.

Dalsza część tygodnia jednak nie była już tak korzystna dla amerykańskiej gospodarki, a słowa Bena Bernanke, szefa Rezerwy Federalnej w Stanach zaczęły się materializować. Wyniki inflacji, produkcji przemysłowej oraz dane z rynku nieruchomości wydawały się potwierdzać obawy, że gospodarka istotnie zaczyna zwalniać. Najpierw poznaliśmy wyniki inflacji cen producentów, która w maju w skali miesięcznej wzrosła zaledwie o 0,1% podczas gdy rynek spodziewał się wzrostu o 0,4%. Najważniejszy wskaźnik cenowy, czyli CPI, opisujący koszt ostatecznych dóbr konsumpcyjnych również okazał się poniżej oczekiwań spadając w skali rocznej do poziomu 4,1% z 4,3% w czerwcu.

Spadek inflacji dla gospodarki jest na pewno korzystną informacją, gdyż znacznie ogranicza ryzyko dalszych podwyżek stóp procentowych. Obecnie już tylko 20% uczestników rynku przewiduje podwyżkę podczas następnego głosowania. A nic nie jest bardziej zabójcze dla rynków akcyjnych niż dalsze zwiększanie kosztów obsługi kapitałów w przedsiębiorstwach. Inwestorzy, więc z wielkim zapałem kupowali akcje amerykańskich blue chipów, co pociągnęło za sobą również wzrosty na parkietach europejskich.
Przyglądając się jednak podstawom tego optymizmu wydaje się, że wiele powodów do radości nie ma. Spadek dynamiki wzrostu cen wynika głównie ze słabszych fundamentów gospodarczych. Przedsiębiorstwa nie są w stanie już tak agresywnie narzucać swoich warunków cenowych, a konsumenci coraz głębiej muszą sięgać do swojego portfela, który wydaje się nie być już tak pełny jak jeszcze kilka miesięcy temu.

Tak jak wspomniałem wcześniej niższa od oczekiwań okazała się również produkcja przemysłowa, która w lipcu wzrosła zaledwie o 0,4% m/m (rynek liczył na 0,5%, w czerwcu mieliśmy 0,8%). Kolejny miesiąc z rzędu spadła również aktywność inwestorów na rynku nieruchomości. Liczba noworozpoczętych inwestycji budowlanych w lipcu wyniosła 1,795 mln ( oczekiwano 1,81, w czerwcu mieliśmy 1,841), podczas gdy jeszcze na początku roku wartości te kształtowały się znacznie powyżej 2 mln.
Optymizmem na przyszłość nie napawa również liczba wydanych zezwoleń na nowe budowy, która w lipcu wyniosła 1,747 mln (oczekiwano 1,840, w czerwcu mieliśmy 1,869). W tym wypadku również koniec ubiegłego oraz początek obecnego roku przynosiły wartości przekraczające 2 mln. Wartości te sugerują, że kolejne miesiące raczej nie przyniosą nam znacznego ożywienia na rynku nieruchomości, a pamiętać trzeba, że rynek ten uważany jest jako jeden z lepiej obrazujących całą koniunkturę Stanów Zjednoczonych.
W tym miejscu powstaje, więc pytanie, czy uzasadnione jest tak optymistyczne kupowanie akcji przedsiębiorstw w momencie, w którym wyniki gospodarcze sugerują, że czekają nas gorsze miesiące? Moim zdaniem nie a ewentualna dalsza zwyżka nie powinna trwać już długo.
Zawsze jednak istnieje nadzieja (ryzyko), ze obecne słabsze wyniki są tylko przejściowe. Dlatego na pewno z baczną uwagą należy śledzić zbliżające się publikacje, gdzie w nadchodzącym tygodniu na pewno na pierwszym miejscu będą wyniki na temat sprzedaży domów tak na rynku wtórnym jak i na rynku pierwotnym, których siła oddziaływania na rynek jest zdecydowanie większa od wcześniej wspomnianych wyników noworozpoczętych inwestycji oraz wydanych zezwoleń na budowę. W tym wypadku również spodziewany jest dalszy spadek wartości.

Tempa natomiast nie zwalnia gospodarka europejska, gdzie mijający tydzień przyniósł kolejna serię pozytywnych informacji. Wzrost gospodarczy wyniósł w II kwartale 2006 roku 2,4% w skali rocznej, po wzroście o 2% w I kwartale. Wyniki te okazały się wyższe od oczekiwań rynkowych, który szacował wzrost na poziomie 2,3%. Szybsza okazała się również dynamika produkcji przemysłowej, która w lipcu wzrosła o 4,3% ( spodziewano się wzrostu o 4% r/r), a wszystko to przy wciąż spadającej inflacji, gdzie wskaźnik CPI wyniósł 2,4% o 0,1% niżej niż w czerwcu.

Jeszcze kilka miesięcy temu mieszanka słabych danych ze Stanów oraz poprawy wyników w Eurolandzie spowodowałby wzrost kursu EURUSD co najmniej o kilka figur. Pamiętać jednak należy, że rynek znaczną część ruchów gospodarczych wycenia już ze znacznym wyprzedzeniem, a stale utrzymujący się optymizm, co do europejskiej gospodarki sprawia, że znacznie większe ryzyko istnieje po stronie negatywnego zaskoczenia.
Na koniec tygodnia kurs EURUSD wzrósł w okolice 1,28, czyli w niecały 1% od zeszłotygodniowego zamknięcia, a majowe szczyty 1,2950 wydają się stanowić silną barierę powstrzymującą EURUSD przed dalszymi wzrostami.
Dodatkowo spowalniająca amerykańska gospodarka może przełożyć się również na korektę wyników co do zachowania się koniunktury Eurolandu, co sugeruje, że potencjał zwyżkowy EURUSD wydaje się być już w znacznym stopniu wyczerpany.

W tym miejscu warto również wrócić do zachowania się globalnych rynków akcyjnych, gdzie inwestorzy pewnym momencie mogą zorientować się, że podstawy fundamentalne nie zachęcają do dalszego kupowania akcji a co za tym idzie rozsądnym byłoby poszukiwanie alternatywnych źródeł inwestycji, gdzie rynek obligacji w takich momentach wydaje się być jednym z częściej wybieranych.

W tym miejscu widzę wiec długoterminową silę amerykańskiego dolara (perspektywa roku), gdzie rozpoczęcie procesu obniżek spowoduje spadek rentowności a co za tym idzie wzrost cen, gdzie ewentualny zysk w skali rocznej może okazać się znacznie wyższy niż tylko 4-5% procentowy kupon.
Jak więc na taką sytuację zareaguje polska waluta, którą rozpatrywać należy jako składową globalnego rynku przez wielu inwestorów uważana jako kolejna waluta regionów rozwijających się? Czynniki fundamentalne mogą mieć w tym wypadku niewiele do powiedzenia, a ewentualny spadek skłonności do podejmowania ryzyka przełoży się również na osłabienie naszego regionu. Dlatego uważam, że poziomy w okolicach 3,86 na EURPLN oraz 3,00 na USDPLN wydają się atrakcyjne do dokonania tak krótko jak i średnioterminowych zakupów.

Przyjrzymy się jednak, co tak właściwie się na polskim rynku wydarzyło. Gospodarka w dalszym ciągu rozwija się w szybkim tempie. Produkcja przemysłowa wrosła w lipcu o 14,6% w skali rocznej, podtrzymując wysokie tempo na przestrzeni całego roku.

Niestety lepsze wyniki gospodarcze pociągają za sobą również i negatywne następstwa, czyli wzrost inflacji. Zarówno wskaźnik cen konsumentów jak i producentów zanotował w lipcu wyższą dynamikę.

Szczególnie niepokoi wzrost cen producentów, który w lipcu wyniósł aż 3,5%, podczas gdy rynek spodziewał się wartości w okolicach 3%.

Oczywiście najważniejszym miernikiem wzrostu inflacji jest dynamika cen konsumentów tzw wskaźnik CPI, który w lipcu zanotował wzrost o 1,1% (oczekiwano 0,8%, po wzroście o 0,8%), co w dalszym ciągu wychodzi znacznie poniżej celu Rady Polityki Pieniężnej.

Jednak na zachowanie się inflacji oraz ewentualne ruchy RPP należy patrzeć ze sporym wyprzedzeniem. Patrząc na wyniki cen producentów można zakładać, ze firmy znaczną część wzrostu kosztów przerzucą na finalnych odbiorców.

Dodatkowo widoczny jest również wzrost presji płacowej. Średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło w lipcu o 5,6% w skali rocznej, notując kolejny miesiąc z rzędu poprawy. Tak więc również i konsumenci zaczynają odczuwać efekty wzrostu gospodarczego co spowoduje, że popyt wewnętrzny będzie wywierał dodatkową presję na wzrost cen.

Tak, więc obawy, że Rada Polityki Pieniężnej zdecyduje się na przedsięwzięcie odpowiednich kroków wydają się być w tym miejscu w pełni uzasadnione.

Rynek spodziewa się, że pierwsze podwyżki stóp procentowych nastąpią dopiero na początku 2007 roku. Zdanie to podziela członek Rady Polityki Pieniężnej Jan Czekaj, który uważa, że obecne tempo wzrostu gospodarczego nie dostarcza dodatkowych powodów do zmartwień, jednak inflacja będzie stopniowo wzrastać w kierunku celu wyznaczonego przez Radę Polityki Pieniężnej.

Podsumowując w sytuacji, w której światowy rynek gospodarczy wydaje się mieć za sobą najlepsze czasy a inwestorzy mogą być mniej skłonni do podejmowania nadmiernego ryzyka sprawia, że regiony krajów rozwijających się mogą nie być ulubionym miejscem na inwestowanie kapitału.

dziś w money
komentarze walutowe
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
FMCM
KOMENTARZE
(0)