Ostatni dzień tygodnia przyniósł pewne osłabienie się złotego, chociaż w ostatnich godzinach złoty odrobił część poniesionych wcześniej strat. Po południu za jedno euro płacono 3,8630 zł, a za dolara 2,9970 zł, wobec odpowiednio 3,8973 zł i 3,0163 zł odnotowanych w trakcie sesji.
Sporą nerwowość na rynku wywołały ranne informacje prasowe o ewentualnym odejściu minister Zyty Gilowskiej w związku z jej kandydowaniem na prezydenta Warszawy w wyborach samorządowych. Później jednak takiej możliwości zaprzeczyli premier Marcinkiewicz, Jarosław Kaczyński i sama zainteresowana. Rynek pozostał jednak nerwowy w kontekście obserwowanego osłabienia na pozostałych emerging markets, a to z kolei wynik wyraźnej wyprzedaży tureckiej liry. Wpływ miały także spadki na giełdach.
Z kolei na rynkach światowych dolar nadal pozostawał pod presją spadkową, a nastrojów nie polepszyły lepsze dane o deficycie handlowym USA w marcu, który spadł do poziomu 62 mld USD i był jednocześnie najniższy od sierpnia 2005 r. Rynek zwrócił jednak uwagę na fakt 0,8 proc. m/m spadku importu, co uznano za pewien sygnał zbliżającego się spowolnienia gospodarczego. Mimo tego należy odnotować blisko dwukrotnie wyższy od prognoz wzrost cen importu w kwietniu, który wyniósł 2,1 proc. m/m (to jednak wpływ drożejącej ropy). Po południu okazało się, iż wskaźnik nastrojów konsumenckich Uniwersytetu Michigan spadł na początku maja do 79,0 pkt., wobec oczekiwanego spadku do 86,1 pkt. Warto jednak zwrócić uwagę, że ta ostatnia figura nie wywołała już zbytniej przeceny dolara, co sugeruje, że najbliższy tydzień może przynieść tak oczekiwaną korektę amerykańskiej waluty. Po południu za jedno euro płacono 1,2890 dolara wobec ustanowionego w trakcie dnia maksimum na 1,2956.
