Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

To był tydzień słabej złotówki

0
Podziel się:

Miniony tydzień nie przyniósł większych zmian w poziomie dolara na rynkach międzynarodowych.

Miniony tydzień nie przyniósł większych zmian w poziomie dolara na rynkach międzynarodowych. Dobrze to obrazuje US Dollar Index, który w zasadzie nie zmienił swojej wartości – na zakończenie sesji 25 sierpnia b.r. jego wartość wynosiła 85,42 pkt., a w piątek po południu 85,13 pkt.

W przypadku najbardziej interesującej nas pary, czyli EUR/USD mieliśmy do czynienia z kolejnym nieudanym testem strefy oporu w okolicach 1,2880 i tydzień zakończyliśmy w okolicach figury 1,28. Ta słabość europejskiej waluty może nieco zastanawiać, biorąc pod uwagę dosyć „jastrzębie” sygnały płynące z Europejskiego Banku Centralnego. Jeżeli jednak spojrzymy na inne czynniki to sprawa ma się nieco inaczej.

Opublikowane w tym tygodniu zapiski z sierpniowego posiedzenia amerykańskiego FED, pokazały, że członkowie tego gremium podejmując decyzję o pozostawieniu stóp procentowych na niezmienionym poziomie, kierowali się nie tylko założeniami dotyczącymi spadku i ustabilizowania się wskaźnika inflacji w najbliższych miesiącach, ale i także obawami, co do stanu gospodarki. Stwierdzono, iż warto zebrać więcej danych, aby ocenić wpływ ostatnich podwyżek. Ta troska ze strony FED może sugerować, iż koniec cyklu podwyższania kosztu pieniądza, który rozpoczął się w 2004 r., dobiegł faktycznie do końca. Wprawdzie jeden z członków FED, który głosował za dalszymi podwyżkami, Jeffrey Lacker powtórzył, iż inflacja nadal stanowi poważne zagrożenie, ale takie opinie stanowią wyraźną mniejszość. Inwestorzy nie zareagowali zbytnio także na czwartkową wypowiedź Williama Poole’a, który przyznał, że bank centralny będzie gotów do działania, jeżeli oczekiwania inflacyjne zaczną ponownie rosnąć. Tyle, że jak dodał scenariusz ten jest
mało prawdopodobny i rynek przyjął to za dobrą monetę. Takie postawienie sprawy, a także rosnące obawy o kondycję światowej gospodarki w przyszłym roku sprawiają, że inwestorzy pomału wycofują się z obarczonych większym ryzykiem rynków wschodzących, kierując się w stronę bezpiecznych i dosyć rentownych amerykańskich obligacji. Co ciekawe, można założyć, że jest to dopiero początek dłuższej tendencji.

Dane makroekonomiczne z ubiegłego tygodnia pokazały, że amerykańskiej gospodarce nie grozi na razie gwałtowne załamanie. Po rewizji okazało się, że wzrost gospodarczy w II kwartale wyniósł 2,9 proc. r/r, a inflacyjny wskaźnik PCE Core spadł do poziomu 2,8 proc. r/r, wobec 2,9 proc. r/r w pierwszym odczycie. Niższy od prognoz był również miesięczny PCE Core, który w sierpniu wzrósł tylko o 0,1 proc. m/m. Lepszy od oczekiwań okazał się także odczyt indeksu nastrojów Michigan, a spadek wskaźnika ISM w przemyśle w sierpniu był minimalny.

Kluczowym wydarzeniem w strefie euro było natomiast czwartkowe wystąpienie szefa Europejskiego Banku Centralnego. Inwestorzy jednak w dużej mierze spodziewali się dosyć „jastrzębiej” retoryki Jean-Claude Tricheta i tym samym słowa o zachowaniu „wzmożonej czujności” nie zrobiły na nich wrażenia. Na rynku długu od jakiegoś czasu uwzględnia się wzrost głównej stopy procentowej o 50 p.b. z obecnych 3,00 proc. w perspektywie do końca roku. Można jedynie spierać się o słuszność tez szefa ECB, biorąc pod uwagę ostatnie publikacje danych makroekonomicznych, zwłaszcza z Niemiec, które są przecież jedną z kluczowych gospodarek. To, że w II kwartale europejska gospodarka (jak podano w piątek) rosła w tempie 2,6 proc. r/r nie stanowi aż tak mocnego argumentu. Istnieje pewne ryzyko, że ECB popełni błąd, którego chce uniknąć amerykański FED, czyli podniesie stopy procentowe do zbyt wysokiego poziomu, co zaszkodzi gospodarce.

Rynek krajowy

Miniony tydzień nie okazał się dobry dla naszej waluty. Inwestorzy zignorowali rewelacyjny odczyt danych o PKB za II kwartał, który wyniósł 5,5 proc. r/r i był najwyższy od czasu wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Co istotne, jest to poparte fundamentami, gdyż o 14,4 proc. r/r wzrosły inwestycje, a o 5,1 proc. r/r popyt krajowy. Rynek ma jednak to do tego, że dyskontuje przyszłość, a ta nie rysuje się aż tak dobrze. Inwestorzy coraz bardziej obawiają się o kształt przyszłorocznego budżetu. Premier Jarosław Kaczyński wprawdzie cały czas powtarza, że kotwica budżetowa na poziomie 30 mld zł nie zostanie naruszona, ale jednocześnie przyznaje, ze wydatki mogą przekroczyć poziom 240 mld zł. Jednocześnie pojawiają się informacje o możliwej rezygnacji z pomysłu obniżki składek rentowych w przyszłym roku, który był jednym z elementów reformy finansów publicznych forsowanych jeszcze przez Zytę Gilowską. W zamian myśli się o zwiększeniu wydatków z resortu polityki społecznej i pracy, w tym na waloryzację rent i
emerytur.

Widać wyraźnie przesunięcie akcentu w polityce w kierunku „rozdawnictwa”, co ma oczywiście związek ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi, a być może i nawet parlamentarnymi, jeżeli „małżeńska kłótnia” pomiędzy PiS a Samoobroną nie zostanie zakończona. W kontekście tych wydarzeń nie powinien zbytnio dziwić ostatni raport agencji Fitch, gdzie przyznano, że Polska może przyjąć euro dopiero w 2012 r. To niewiele lepiej od borykających się z olbrzymimi problemami Węgier, gdzie mówi się o 2014 r. Zresztą klimat w regionie cały czas pozostaje niezbyt dobry, a inwestorzy nie „kupują” już informacji o tym, że działania podjęte przez węgierski rząd w celu obniżenia ogromnego deficytu budżetowego przyniosą wyraźne efekty w ciągu najbliższych lat. Do tego dochodzi wspominana w komentarzu międzynarodowym kwestia odpływu kapitałów z emerging markets w kierunku amerykańskich obligacji.

Wydarzeniem minionego tygodnia było także posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej. Wprawdzie stopy procentowe pozostały niezmienione, a komunikat był relatywnie „gołębi” to spekulacje odnośnie terminu podwyżek stóp procentowych powróciły po czwartkowej wypowiedzi szefa NBP. Leszek Balcerowicz przyznał, iż inflacja CPI może naruszyć cel na poziomie 2,5 proc. r/r, jeżeli RPP nie podejmie żadnych kroków. Wprawdzie od dawna wiadomo, iż obóz jastrzębi w Radzie wciąż nie jest zbyt liczny, to jednak piątkowa wypowiedź wiceministra finansów, iż wskaźnik CPI może w grudniu wzrosnąć do poziomu 2,0 proc. r/r, może już zacząć budzić niepewność. W każdym razie na razie przedstawiciele resortu finansów nie widzą konieczności podwyżek w tym roku, choć naszym zdaniem może się to zmienić.

dziś w money
komentarze walutowe
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
TMS Brokers
KOMENTARZE
(0)