Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Dzik: Nie ma co się cackać ze sprzedawcami dopalaczy

0
Podziel się:

Zapewne wiele racji mają komentatorzy zwracający uwagę, że moment rozpoczęcia wojny totalnej z dopalaczami jest nieprzypadkowy. Wojna ta może być elementem samorządowej kampanii lub odwracać uwagę od narodzin partii Janusza Palikota. Dużo mniej miejsca poświęca się ważniejszemu zagadnieniu – dlaczego problem dopalaczy w ogóle zaistniał?

Dzik: Nie ma co się cackać ze sprzedawcami dopalaczy

Zapewne wiele racji mają komentatorzy zwracający uwagę, że moment rozpoczęcia wojny totalnej z dopalaczami jest nieprzypadkowy. Wojna ta może być elementem samorządowej kampanii lub odwracać uwagę od narodzin partii Janusza Palikota.Dużo mniej miejsca poświęca się ważniejszemu zagadnieniu – dlaczego problem dopalaczy w ogóle zaistniał?

Właściciel największej sieci sprzedającej dopalacze straszy,że ma dobrych prawników i wydębi od państwa sowite odszkodowania za niesłuszne interwencje. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak się stało. Dopalacze to bowiem jedynie wierzchołek góry lodowej źle stanowionego i jeszcze gorzej egzekwowanego prawa. Doskonale by było, gdyby przy okazji walki z psychoaktywnymi gadżetami rozpoczęła się głębsza debata nad miejscem prawa, moralności i zdrowego rozsądku w publicznym życiu.

Właściciele sklepów z dopalaczami wykorzystują nie tyle lukę prawną, co obowiązujący u nas bezmyślny kult paragrafu. Elementem tego kultu ten jest złe rozumieniem zasady _ co nie jest zabronione, jest dozwolone _. Dlatego można sprzedawać psychoaktywną truciznę jeśli mrugnie się okiem i nazwie ją nawozem sztucznym.

Problem wcale nie leży - jak twierdzą niektórzy - w dobrze sformułowanym katalogu substancji. Problem leży w tym, by ponad kultem paragrafu dominował rozsądek i odpowiedzialność. Próby ujęcia pewnych zakazów w suche paragrafy zawsze kończą się fiaskiem - bo zamiast narkotyków będą dopalacze, a zamiast burdeli - agencje towarzyskie.

Duże lepszy jest system, w którym, na przykład, lokalna społeczność może wywierać skuteczny nacisk na władzę, by niechciany lokal eksmitować. Tak po prostu! Oczywiście zaraz pojawiłyby się głosy, że to pogwałcenie świętych praw własności, działanie ponad prawem, moherowe państwo policyjne. Otóż nie - jest to jedynie właściwie ustawienie hierarchii spraw, postawienie rozsądku i interesu społecznego ponad abstrakcyjnymi regułami i pokrętnymi paragrafami.

W naszym kraju, gdzie paragrafy są zagmatwane jak gordyjskie węzły, obchodzenie prawa jest cenioną sztuką, a państwo jest silne tylko wtedy, gdy chce zabrać komuś działkę pod budowę stadionu, tylko przeważenie paradygmatu w stronę wyższości moralności, nawet tej zaściankowej, nad literą prawa może coś istotnie poprawić.

Jeśli kogoś ta argumentacja jeszcze nie przekonuje i uważa, że sposobem na dopalacze jest szlifowanie paragrafów, niech sięgnie po przemyślenia mędrców Kościoła, którzy wielokrotnie powtarzali, że z diabłem się nie pertraktuje. Nie wynika to z tego, że diabeł to niesympatyczny gość, ale z tego, że jest on od nas inteligentniejszy i zawsze nas przegada. Profesorowie prawa czy unijne dyrektywy nakazywałby może mediację i negocjacje z diabłem, ale lepiej zaufać naszym prababkom i od razu chlustać mu w oczy wodą święconą.

Autor felietonu jest ekonomistą specjalizującym się w zagadnieniach racjonalności, ekonomii behawioralnej i psychologii hazardu

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)