Przy małych obrotach, coraz trudniej przewidywać, jak mogą zachować się indeksy. Potrzeba równie mało, żeby rynek zamienił się czerwienią, i równie mało, aby spadki zatuszować.
Tak dokładnie wyglądała wczorajsza sesja. Wczoraj również optymizm opuścił nieco Amerykanów i indeksy zakończyły sesję stratami. Wydaje się jednak, że to korekta ostatnich wzrostów i dziś giełdy za Oceanem znów pokażą trochę nieroztropnej gry.
Co z GPW? Naszym problemem wciąż jest brak kapitału, który napędziłby wzrosty. Fundusze mają go mniej, gdyż z każdym miesiącem ubywa nieco środków na ich rachunkach. Tzw. _ dawcy kapitału _są już poza rynkiem i nie wrócą na niego, dopóki ogół nie okrzyknie, że hossa znów ma miejsce.
Zastanawiający jest brak wyraźnych działań inwestorów zagranicznych. Jedno jest pewne - nie sprzedają. Widać to także po utrzymującym się wysoko złotym. Ale też specjalnie nie kupują, sytuacja o tyle znamienna, że emerging markets powinny wyprzedzać ruchy na dojrzałych rynkach, a już na pewno zdrowsze gospodarki od USA czy Europy Zachodniej. Na razie jednak to Stany Zjednoczone są _ bull market _.
Takie negatywne dywergencje zawsze są zapowiedzią, że dotychczasowy porządek zostanie zburzony. W polskim przypadku oznaczać to będzie cofnięcie się do 2800-2700 pkt. na WIG20. Wczorajsza czarna świeca zdaje się to potwierdzać. Z pewnością niekorzystnie z punktu widzenia zagranicznej instytucji finansowej wyglądają wczorajsze dane o sprzedaży detalicznej. Jeśli kolejne będą tak zawodzić, to rynek akcje będzie miał kolejne problemy - tym razem realne, przekładające się w mniejsze zyski.
Nieco otuchy, może dodać informacja, że Warren Buffet wybiera się do Europy po zakupy. Dokładnie do Włoch, Niemiec i Francji - inwestor chce przejmować, jak to określił, _ rodzinne, pokoleniowe _ interesy. Może zajrzy też nad Wisłę?