Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Agata Kołodziej
Agata Kołodziej
|

"Ustawka" podczas licytacji w Janowie? Teraz już nawet dwa nagie konie nie pomogą [FELIETON]

296
Podziel się:

Nowy prezes stadniny koni w Janowie stara się jak może, żeby załagodzić burzę rozpętaną wokół hodowli polskich arabów. Najwyraźniej chce oddać Shirley Watts w prezencie dwa konie. Tak trochę na zgodę za to, że dwa inne, należące do słynnej żony jeszcze słynniejszego Rolling Stonesa, padły w Janowie. Może i słusznie. Nie ma co zaogniać sytuacji, bo szumu jest już i tak za dużo. Tylko że jego mocodawcy działają dokładnie odwrotnie i robią wszystko, żeby legendę polskich hodowli pogrzebać na długo. Co tak naprawdę wydarzyło się w niedzielę w Janowie?

"Ustawka" podczas licytacji w Janowie? Teraz już nawet dwa nagie konie nie pomogą [FELIETON]
(PAP/Wojciech Pacewicz)

Nowy prezes stadniny koni w Janowie stara się jak może, żeby załagodzić burzę rozpętaną wokół hodowli polskich arabów. Najwyraźniej chce oddać Shirley Watts w prezencie dwa konie. Tak trochę na zgodę za to, że dwa inne, należące do słynnej żony jeszcze słynniejszego Rolling Stonesa, padły w Janowie. Może i słusznie. Nie ma co zaogniać sytuacji, bo szumu jest już i tak za dużo. Tylko że jego mocodawcy działają dokładnie odwrotnie i robią wszystko, żeby legendę polskich hodowli pogrzebać. Co tak naprawdę wydarzyło się w niedzielę w Janowie?

Wygląda na to, że prof. Sławomir Pietrzak, który zaledwie od dwóch miesięcy rządzi w Janowie, chce oddać Shirley Watts dwa nagie konie. To trochę jak pod Grunwaldem w 1410 roku. Tylko że wtedy dwa nagie miecze, przekazane polskiemu królowi Władysławowi II Jagielle i księciu litewskiemu Witoldowi przez wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego Ulricha von Jungingena, były raczej prowokacją i znakiem rozpoczęcia bitwy. Dzisiaj nagie konie mają raczej zakończyć wojnę, niż ją rozpoczynać.

**To była sroga zima (a może i nie?)**

Wojna rozpoczęła się w lutym. PiS postanowił wprowadzić swoje porządki i swoich ludzi, także w stadninach w Janowie Podlaskim i Michałowie. Odwołał więc dwóch prezesów i powołał własnych. W Janowie pojawił się Marek Skolimowski – działacz Solidarnej Polski, ekonomista, wcześniej związany z sektorem bankowym. Nawet nie ukrywał, że na hodowli koni się nie zna, ale już czuje, że będzie to jego wielka życiowa pasja. Pech chciał, że wkrótce po objęciu stanowiska w jego stadninie padła klacz. Przyczyna: skręt jelit.

Kilka tygodni później ten sam los spotkał kolejnego konia. Oba należały do Shirley Watts – znanej światowej hodowczyni, prywatnie żony perkusisty The Rolling Stones, która od lat kupowała konie w Janowie. Ironia losu polega na tym, że przyczyną odwołania dotychczasowego wieloletniego prezesa stadniny w Janowie - Marka Treli - były zarzucane mu zaniedbania, w wyniku których w październiku 2015 roku padła klacz Pianissima. Również na skręt jelit.

Pani Watts się wściekła i zabrała z Janowa dwie kolejne klacze, które jeszcze pozostały przy życiu. Okazało się, że były one zaźrebione, a zgodnie z umową, jaką hodowczyni zawarła z polską stadniną, w świetle prawa potomstwo należy do stadniny. Jak podało w połowie lipca radio RMF FM, Agencja Nieruchomości Rolnych, właściciel stadniny, zażądała zwrotu źrebiąt i groziła pani Watts pozwem.

Jednak prof. Sławomir Pietrzak, nowy prezes stadniny w Janowie, który rządzi tam od niespełna dwóch miesięcy (nowa pasja prezesa Skolimowskiego została brutalnie zakończona w kwietniu), wcale nie planuje dopominać się o źrebaki. – Od kiedy ja tutaj jestem, stadnina nie wystosowała takiego pisma – powiedział mi prof. Pietrzak w niedzielę, na kilka godzin przed rozpoczęciem aukcji Pride of Poland. Przyznał, że w świetle prawa źrebięta powinny być własnością stadniny. Dlaczego więc nie dopomina się o swoją własność? Na to pytanie nie odpowiedział, tylko z uroczym porozumiewawczym uśmiechem powtórzył: „stadnina nie wystąpiła o zwrot”. Tym uśmiechem mnie kupił. Tak po ludzku go rozumiem, bo on tak po ludzku rozumie panią Watts.

Prawdopodobnie liczy, że taki prezent załagodzi konflikt, udobrucha sławną hodowczynię i za jakiś czas sprowadzi ją z powrotem na aukcję, a wraz z nią wrócą inny hodowcy. Fakt, to prezent za nasze pieniądze - pieniądze podatników, bo stadnina to własność państwowa, ale czy nie stracimy więcej, jeśli damy zniszczyć sławę polskich arabów? Może warto?

**„Ustawka” zmiotła resztki zaufania**

Tylko, że te starania mogą już nic nie pomóc, bo to, co wydarzyło się podczas tegorocznej aukcji Pride of Poland, jest nie do pojęcia. Gwiazdą aukcji miała być klacz Emira wystawiona jako „lot 0”. Aukcjoner krzyczy: „550 tys. euro. Sprzedane!”. Ale nie podaje, do jakiego kraju pojedzie Emira.

Pewnie nie usłyszałam, pytam więc innych dziennikarzy. Jeden mówi, że też nie zanotował, inny, że nie usłyszał, trzeci, że chyba nie podano. W końcu na moje pytanie, kto kupił Emirę, jeden z gości VIP odpowiada: "jak to kto?! Na ścianie ma pani listę, Polski Cukier, Orlen, PKO BP, Lotto...". To lista tegorocznych sponsorów, ale chyba dalej nie rozumiem.

Jak to – dopytuję. "Nie słyszała pani, że w kuluarach krąży plotka, że spółki skarbu państwa mają nakaz podbijania ceny, jakby aukcja nie szła?". Nie słyszałam. VIP-a szturcha koleżanka i mówi "pssst, daj już spokój". To tylko domysły, tylko plotka. Nie wierzę w nią i chcę myśleć, że to tylko teoria spiskowa.

Z licytacją jednak coś jest nie tak. Pytam więc innych gości, co z Emirą. – Przecież ona wcale nie została sprzedana – twierdzi Irena Cieślak, miłośnicza koni, która do Janowa przyjeżdża od 35 lat, doradczyni Shirley Watts. Dowód? Zaraz po wylicytowaniu, zanim wejdzie kolejny koń, ktoś ze stolika aukcjonera od razu idzie z dokumentami do stolika kupca, żeby podpisać kontrakt. Tym razem nikt nic nie podpisał. – Dokładnie obserwowałam, do którego stolika pójdzie człowiek z dokumentami, ale nikt ich nigdzie nie zaniósł – twierdzi pani Cieślak.

Pomyślałam, że trzeba to sprawdzić i być może mam niezłego newsa. Dwie godziny później, jeszcze przed zakończeniem aukcji, mieli go już wszyscy. Prowadzący aukcję namawiał przez mikrofon, żeby klienci nie wychodzili, co zresztą było jak błaganie o litość, i ogłosił, że za chwilę będzie niespodzianka. Była nią Emira wprowadzona ponownie na licytację. Choć nikt tego nie wyjaśnił, jasne stało się, że rzeczywiście za pierwszym razem nie została sprzedana.

Na konferencji prasowej chwilę później Karol Tylenda, były już wiceprezes Agencji Nieruchomości Rolnych (we wtorek podał się do dymisji, w środę przyjął ją minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel; Rzecznik ANR Witold Strobel powiedział, że: Prawdopodobnie uważał, że rzeczą honorową będzie podać się do dymisji, jeżeli po, naszym zdaniem, udanej od strony finansowej aukcji Pride of Poland i całym Święcie Konia Arabskiego, pojawiły się zarzuty, które w naszym odczuciu są bezpodstawne - red.), wyjaśniał: "Ktoś zalicytował i po prostu się wycofał, ta licytacja była po prostu bezskuteczna". Ale mówił też, że nie wiadomo, kto złożył ostateczna ofertę. To jak w końcu? Ostateczna wersja: kupiec się wycofał. Mnie zastanawia tylko panie wiceprezesie, skąd wiadomo, że się wycofał, skoro nikt po wylicytowaniu konia do niego nie podszedł z kontraktem do podpisania? – To primo.

Secondo: skoro najwyższa oferta spada, zgodnie ze sztuką zwycięzcą staje się druga najlepsza oferta. Ale nie tym razem, tu po prostu powtórzono licytację. A może nie wiadomo było również, kto złożył tę drugą ofertę? Czy ktokolwiek na poważnie licytował tego konia?

W drugiej licytacji klacz ledwo uzyskała cenę 225 tys. euro. – o połowę mniej. Dobrze, że w ogóle się sprzedała, bo jest klaczą już leciwą - 16-letnią, a w dodatku po dzierżawach ma problem z zaźrebieniem – mówił były już wiceprezes ANR o klaczy, która miała być gwiazdą dnia. Uff, to dzięki Bogu poszła, pomyślałam.

"To tak jakby zachwalać jaki mamy super samochód, "tylko w niedzielę do kościoła", niebity i pielęgnowany. A po transakcji, jak kupca mamy za plecami, powiedzieć, że dobrze, że go sprzedaliśmy, bo cały silnik do wymiany!!!" – napisał w komentarzach jeden z internautów. Doskonale trafił w samo sedno.

Bojkot. Kupcy się połapali, że coś nie gra

Po Emirze po raz drugi na licytację została wystawiona jeszcze jedna klacz – Al-Jazeera, perła janowskiej stadniny. Za pierwszym razem oferowano za nią 350 tys. euro, tak mi się przynajmniej wydawało, ale aukcja została przerwana, bo jak powiedział aukcjoner, nie osiągnęła ceny minimalnej. Za drugim razem nie dobiła nawet do 300 tys., więc została w domu.

Karol Tylenda wyjaśniał dziennikarzom, że oferty były zbyt niskie, dlatego koń został odesłany. Jak się okazało, nie tylko mi wydawało się, że ktoś dawał za nią 350 tys. euro, ale wiceszef ANR upierał się, że najwyższa oferta to było 300 tys. euro, a cena minimalna konia to...300 tys. euro. Jak zorientował się, co powiedział, od razu się poprawił: widocznie oferta była jedynie na 290 tys.

Po co koń został wprowadzony po raz drugi, skoro za pierwszym razem nikt go nie chciał za odpowiednią cenę? Hmmm... Może aukcjoner znów nie wiedział, kto de facto podbija cenę i nauczony doświadczeniem przerwał licytację? Tak czy inaczej w dogrywce było jeszcze gorzej. Potencjalni kupcy zaczęli wychodzić. Byli zniesmaczeni tym, co się dzieje. I choć Al-Jazeera rzeczywiście była łakomym kąskiem, zbojkotowali licytację.

A najgorszym, co zupełnie położyło atmosferę aukcji i pokazało brak profesjonalizmu (albo desperację), były zawołania do publiczności: „pomóżcie” i zapraszanie do zakupu niesprzedanych koni, po licytacji w stajni. Eksperci podkreślają, że takich rzeczy się nie robi. To było jak błaganie o litość.

A co było w tym najlepsze? Były wiceprezes ANR, który w niedziele wieczorem rozpoczynając konferencję prasową pewnie zasiadając za stołem, ogłosił sukces. Dawno się tak nie ubawiłam. Miał odpowiedź na każde pytanie. Czy logiczną, to już inna kwestia. I tylko siedzącego obok prof. Pietrzaka było mi trochę szkoda. Pomyślałam, że zaraz go rozjadą. A co on mógł, skoro stadninę przejął niespełna dwa miesiące wcześniej po wojnie wywołanej przez polityków? Sam politykiem nie jest. Od lat związany jest z Uniwersytetem Przyrodniczym w Lublinie. Ale to też praktyk, międzynarodowy sędzia w ujeżdżaniu i trener jeździectwa. Na konferencji mówił niewiele i lekko się uśmiechał, jakby chciał ukryć inne emocje. Sprawiał wrażenie, jakby było mu trochę głupio. Ale może się mylę, w końcu właściwie go nie znam.

Opozycja manipuluje danymi

Domyślnie krytycy i obrońcy tego, co wydarzyło się w lubelskiej stadninie dzielą się na zwolenników i przeciwników PiS. Linia podziału wydaje się linią polityczną. Ale będąc uczciwym, zanim rozpoczęła się aukcja, w Janowie panowały nie najgorsze nastroje. Goście byli raczej powściągliwi. Dopiero zamieszanie podczas wieczornej aukcji zniszczyło resztki nadziej, że wojnę o konie mamy za sobą. Trudno ich zatem posądzić o to, że w ciągu kilku godzin zmienili polityczne poglądy.

A skoro mowa o politykach, po uszach powinna dostać też opozycja, która wdrapuje się na szczyt manipulacji, wykorzystując okazję. Mówienie, że tegoroczne przychody z aukcji „Pride of Poland” są skandalicznie niskie, bo aż trzykrotnie niższe niż rok wcześniej, to żaden dowód na „złą zmianę” w stadninach. Dowodem nie jest też to, że rok temu najdroższa klacz, sprzedana na aukcji w Janowie, poszła za kwotę większą, niż wszystkie konie razem wzięte podczas tegorocznej aukcji – jak podkreślał we wtorek w Sejmie szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.

Fakt, przychód z tegorocznej aukcji Pride of Poland to 1,27 mln euro, rok temu to 4 mln euro. Fakt, w ubiegłym roku najdroższa klacz Pepita została sprzedana za 1,4 mln euro. Tylko że ubiegły rok był rekordowy, wyjątkowy i zupełnie niereprezentatywny.

Czy pofatygował się pan, panie pośle, żeby sprawdzić, jakie kwoty padały w poprzednich latach, kiedy rządziła koalicja PO-PSL? Nie? Podpowiem: w 2012 roku przychód z aukcji to ledwie 1,3 mln euro, w 2014 roku - 2,1 mln euro. Klacz Piacolla, która w 2014 roku osiągnęła najwyższą cenę, została sprzedana za 305 tys. euro – to tylko o 5 tys. euro więcej niż tegoroczna rekordzistka Sefora. Komentarz w kwestii porównań jest chyba zbędny. Ale nie o pieniądze tu chodzi. I o tym chyba wielu zapomina.

Dawno, dawno temu...

Kiedy Niemcy w czasie wojny weszli do Polski, wszędzie siali spustoszenie, ale kiedy dotarli do stadniny w Janowie, usiedli przy stole i zapytali: czego potrzebujecie, żeby dalej robić swoje? Powiedzcie, a my Wam to zapewnimy. Taka legenda krążyła w tym roku wśród hodowców, zbulwersowanych polityczną wojną o konie. Czy to prawda? Nie wiem.

Prawdą jest natomiast, że kiedy Hitlera zastąpili komuniści, ci też nie dali zrobić krzywdy polskim arabom. – Był taki okres, że nad legendarnym, wieloletni prezesem tej stadniny Andrzejem Krzyształowiczem był rozłożony jakiś parasol ochronny. Komuniści aresztowali takich ludzi jak on, ze złym pochodzeniem. Kilka razy się zdarzyło, że zatrzymali również pana Krzyształowicza. Ale jak tylko wyżsi oficjele się o tym dowiedzieli, natychmiast wyciągali go z tego więzienia. Opowiadała mi o tym córka pana Krzyształowicza – mówiła Irena Cieślak, miłośniczka koni, od 35 lat przyjeżdżająca na aukcje koni do Janowa, współpracowniczka Shirley Watts.

Rozmawiałyśmy na trawie, przed tylnym wejściem do hali pokazowej. Za drzwiami ciągle trwała aukcja. Irena Cieślak mimo to wyszła, nie chciała dłużej patrzeć na to, co się dzieje. Nie ona jedna.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(296)
Nie rób mi ws...
8 lat temu
TAK tak ten cudowny PiS pusci nas z torbami, TVP i konie już leżą. Tylko za co wtedy będzie PiS kupował złoto na ordery za zasługi za osmieszczanie, poniżanie,wyzyskiwanie i czyszczenie z oszczędności polskiego narodu, a zapomniałem na ordery dobiera kredytów z zagranicy i na premie i podwyżki też wezmą kredyty od Rosji bo nikt inny nie będzie chciał nam pożyczyć. Wstyd mi że jako Polacy są tak beznadziejni w zarządzaniu i że prezentują taki poziom może brak poziomu intelektualnego.
pawelxp
8 lat temu
Dziekuje Pani Autorce powyzszego artykulu za rzetelne objasnienie afery podczas licytacji a Janowie. To jest polkrzepiajace, ze mamy takich dociekliwych dziennikarzy. Dlatego proponuje wyslanie Pani Agaty Kolodziej na Sluzewiec. Tam naprawde bedzie Pani miala pole do popisu. Tylko prosze uwazac bo moga Pania skrocic jak sie zorientuja, ze ktos wsadza nos. Gdyby Pani bala sie Sluzewca to proponuje pochodzeni po biurach i korytarzach Stolecznej Administracji. Ma Pani prace przynajmniej do konca roku a z wierszuwek kupe kasy. Ale tam nie wolno, prwada?
gość2
8 lat temu
Chcieli za klacze wziąć miliony dolarów, a tu niespodzianka. Nikt nie chce przepłacać. Ropa u szejków też ostro potaniała.
Wierny PISIOR...
8 lat temu
Pani Kołodziej się napociła, i nic z tego nie wynika. Poza pochwałą komunistów, że dyrektora nie zamknęli.
KILLER
8 lat temu
wiecie co sie dzieje bojkotowali licytacje bo Katarczyki porozumieli sie z innymi zeby nie kupowac wiec akcie spadna a puzniej wykupja stadnine za pol darmo lub jeszcze taniej , bo tak wczesniej planowali wykupic ale PiS wprowadzil zakaz sprzedania ziemi wiec wiecie o co chodzi jak by rzadzila Platforma to stadnina nie bylaby POLSKA .
...
Następna strona