Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Monika Rosmanowska
Monika Rosmanowska
|

Dlaczego burrito z samochodu jest lepsze od korporacji

27
Podziel się:

Są pozytywnie zakręceni i mają zdrowy dystans do siebie i innych. Teraz karmią innych, podróżując swoimi „restauracjami na kółkach” po całej Polsce.

Dlaczego burrito z samochodu jest lepsze od korporacji

Są pozytywnie zakręceni i mają zdrowy dystans do siebie i innych. Teraz karmią innych, podróżując swoimi „restauracjami na kółkach” po całej Polsce.

Patryk Kobiela ze Śląska, wrocławianin Damian Budziński, ślązaczka Dominika Górnioczek, łodzianin Adam Jaruga i Zbigniew Kwiatkowski spod Radzymina. Są w różnym wieku, pochodzą ze wszystkich stron kraju, mają odmienne zainteresowania, także smakowe, ale jeden pomysł na biznes – food truck. I podobną charyzmę, bez której trudno im byłoby się utrzymać w tym interesie.

Popularny w USA biznes na kółkach w Polsce zaczyna się dynamicznie rozwijać. Jeszcze kilka lat temu po krajowych drogach jeździło zaledwie kilka aut z jedzeniem, dziś jest ich już sześćset.

Zloty tego rodzaju samochodów przyciągają tysiące miłośników dobrego jedzenia. A można tu spróbować praktycznie wszystkiego. Kuchnię meksykańską serwuje Patryk, indyjską – Damian, pizzę z pieca opalanego drewnem – Adam, tajskie lody – Dominika, a klasyczne burgery i kanapki, od których wszystko się w tym biznesie zaczęło – Zbigniew.

Ten ostatni to właściciel „Jadłobusa”, który pierwsze doświadczenia zdobywał w latach 80. w USA. Po polskich drogach jeździ od czterech lat. Wcześniej próbował swoich sił w prowadzeniu masarni, firmy z karmami dla zwierząt i przedsiębiorstwa budowlanego.

Nie chciałem budować dla kogoś pałacu

Adam który jeździ teraz po kraju, wcześniej był piekarzem, a Patryk, zanim w 2014 roku wsiadł do swojego „Fit&Fat” pracował jako szef kuchni w czterogwiazdkowym hotelu. Z gastronomią związany jest od 18 lat.

Na zdjęciu Patryk Kobiela

– Poświęcałem większą część swojego życia na to, by ktoś mógł sobie wybudować pałac. Gwoździem do trumny było dołożenie obowiązków i próba zmuszenia mnie do robienia różnego rodzaju tabelek i zestawień, czego nie potrafię i nie lubię. Wtedy postanowiłem odejść – przyznaje Patryk.

Zdecydował się na food truck, zamiast restauracji, bo nie chciał zaczynać własnej działalności od kredytu. – Nie sztuką jest pieniądze pożyczyć, sztuką jest je oddać. Postarałem się o unijną dotację i rozejrzałem na rynku. Większość samochodów to były burgerownie. Chciałem serwować coś innego, co będzie w opozycji do typowych polskich dań – stąd kuchnia meksykańska – opowiada .

Damian przez wiele lat prowadził firmę handlową. Pomysł na założenie food trucka przywiózł z jednej ze swoich podróży.

– Dużo jeździłem po Europie i widziałem, jak to działa. W Polsce brakowało mobilnej gastronomii, więc postanowiłem spróbować. Tym bardziej, że zawsze lubiłem jedzenie „z budki” – opowiada. Damian stworzył kilka food trucków. „Mumbai” jeździ od lipca ubiegłego roku wspólnie z hindusem Vijejem.

Wpadasz w wir lub giniesz

Food truck, jako sposób na ucieczkę od biurowej rutyny okazał się trafiony. Bo sztampa to jedyne, czego w tym biznesie nie ma. Są za to niezaplanowane akcje, niespodziewane zamówienia, nieoczekiwane problemy techniczne, niezwykle szybkie tempo pracy i obcowanie, także z trudnymi klientami, o ile w ogóle są, bo zdarzają się tzw. „pustynie ludzi”, co oznacza spore manko w kasie.

Na zdjęciu Damian Budziński

– Początki nie były łatwe, brakowało przekonania w klientach, którzy jeśli już decydowali się na tego typu jedzenie, to wybierali kebab lub kurczaka z rożna. Wielu nawet nie wiedziało co to jest burrito – wspomina Patryk. – Nigdy też nie wiadomo, ile przyjedzie osób, nie można się na to w żaden sposób przygotować, nawet jeśli organizator danego wydarzenia ma jakieś szacunki. Wystarczy gorsza pogoda i wszelkie wcześniej zakładane liczby przestają mieć jakiekolwiek znacznie – dodaje.

To także praca, która praktycznie nigdy się nie kończy. Znalezienie w mieście atrakcyjnego miejsca, przy którym można stanąć potrafi być czasochłonne. Dodatkowo w sezonie różnego rodzaju imprezy masowe i festiwale, na które zapraszane są food trucki, są organizowane co weekend.

– W styczniu mamy już rezerwację terminu na październik. A i tak jeździmy tylko na te wydarzenia, które są najbliżej, bo to jednak spore koszty. Po powrocie trzeba posprzątać auto i już przygotowywać się do kolejnego wyjazdu. Pokrojenie warzyw, zrobienie bazy do sosów, zamarynowanie mięsa, to wszystko wymaga czasu – mówi Damian.

Z Patrykiem rozmawiamy dopiero późnym wieczorem, a i tak nie udaje nam się skupić całej jego uwagi – równocześnie przygotowuje gulasz.

Damiana łapiemy w Warszawie przed Stadionem Narodowym, podczas wiosennego festiwalu food trucków „Żarcie na kółkach”. Zanim uda nam się zadać pierwsze pytanie zdąży kilkakrotnie zapewniać nas, że oddzwoni za pół godziny, jak tylko będzie wolniejszy.

– W Food trucku musisz być kucharzem, kierownikiem, budowlańcem, spawaczem. Wpadasz w wir, albo giniesz. I choć bywa różnie za nic nie wróciłbym do pracy w korporacji – zapewnia Patryk.

– Nigdy nie nadawałem się do pracy za biurkiem. Food truck daje dużo swobody. Odwiedzamy różne miasta, poznajemy ciekawych ludzi, a jak jeszcze trafi się miłe słowo od klienta... – wtóruje Damian.

Zamiast konkurencji, jest pomoc

Trzeba mieć też „to coś”, by przyciągnąć głodnego do swojego auta.

– Ale nie traktujemy siebie nawzajem, jak konkurencję, którą trzeba wykończyć. Pomagamy sobie, wprowadzamy nowych do biznesu, lubimy się. Bo im większa różnorodność kuchni, tym większa liczba chętnych do jej spróbowania. W końcu nie każdy musi mieć ochotę na pierogi – zwraca uwagę Damian.

A co robią food truckowcy poza sezonem? Patryk przygotowuje catering. Damian zimuje.

– Nie ma mnie w domu przez większą część roku, bo pierwszy wyjazd jest już w marcu, a ostatni w październiku. Ten czas wykorzystuję więc na nadrobienie zaległości z rodziną ­– przyznaje.

Rynek food trucków w Polsce dynamicznie się rozrasta. Posiadanie własnego biznesu na kółkach nie jest zbyt skomplikowane. Można kupić gotowy wóz z kompletnym wyposażeniem, zlecić przystosowanie auta do mobilnego gotowania specjalistycznej firmie lub przerobić je samemu. Wszystko zależy od budżetu. Trzeba też oczywiście zarejestrować działalność i uzyskać zezwolenie z sanepidu. I wymyślić atrakcyjne menu. Można też skorzystać ze sprawdzonego rozwiązania i podpisać umowę franczyzową.

– Ten biznes wciąż ma w sobie duży potencjał. Mimo wszystkich trudności nadal uważam, że to dobrze prosperujący i stale rozwijający się rynek – mówi Patryk. – Do tego ciągle się profesjonalizuje. Organizatorzy nie chcą już Janusza z grillem i z kiełbasą z dyskontu, ani pajd chleba ze smalcem, zapraszają food trucki – dodaje Damian.

O programie:

Patryk, Damian, Dominika, Adam i Zbigniew są bohaterami „Biznesu na kółkach”, emitowanego przez Discovery Chanel. Program pokazuje w zaskakujący sposób rzeczywistość właścicieli polskich food trucków. Ludzie, którzy zdecydowali się żyć na własnych zasadach, wyruszają ze swoim biznesem w świat w poszukiwaniu adrenaliny, wolności i głodnych klientów. Wielu z nich porzuciło pracę w wielkich firmach na rzecz własnego biznesu, choć jak widać nie jest to lekki kawałek chleba. Emisja programu w poniedziałki o 22:00.

Artykuł powstał we współpracy z Discovery

wiadomości
gospodarka
gospodarka polska
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(27)
Pszemek
7 lat temu
Zakochałem się dziś w tej Dominice
RealLife
7 lat temu
Patrząc na komentarze - chyba komuś się w życiu nie powiodło. Polacy z krwi i kości (niezgody): nie ważne co u mnie, ważne, żeby sąsiad nie miał lepiej. Proponuję zrobić coś w życiu z własnej woli, osiągnąć sukces, zarobić pieniądze (NIE otrzymać) i wtedy wrócić do komentowania zachowań ludzi, którymi interesują się media.
tylko
7 lat temu
To dobre na woodstock i podobne imprezy.
Hanys
7 lat temu
A mnie nakbardziej ciekawi jak Dominika robi tajskie lody, musze przeczytac i przeszkolic żone zeby mi tez takie zrobila
gregor
7 lat temu
ciękawe gdzie oni myją ręce czy załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne w ciągu całego dnia ( często pod drzewko) , nie zjadłbym nic z takiego foodtrucka,
...
Następna strona