Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Sebastian Ogórek
Sebastian Ogórek
|

Lidl chce podbić USA. Czy uda się wygrać ze sklepami za jednego dolara?

8
Podziel się:

Sklepy za jednego dolara, etniczne, hard-dyskonty, kluby zakupowe i wiele innych. Wbrew pozorom sieci handlowe nie dzielą się tylko na supermarkety i sklepiki osiedlowe. W USA rodzajów handlu jest dużo więcej niż w Europie, ale to Lidl właśnie próbuje podbić tamtejszy rynek, a nie Walmart nasz.

Lidl chce podbić USA. Czy uda się wygrać ze sklepami za jednego dolara?
(Łukasz Piecyk/Reporter)

Sklepy za jednego dolara, etniczne, kluby zakupowe i wiele innych. Wbrew pozorom sieci handlowe nie dzielą się tylko na supermarkety i sklepiki osiedlowe. W USA ich rodzajów jest dużo więcej niż w Europie, ale to Lidl właśnie próbuje podbić tamtejszy rynek.

Amerykańskie media od kilku miesięcy donoszą, że tamtejsze sieci szykują się do masowych zwolnień i zamykania placówek. Mówi się o nawet 3-4 tys. punktów. Powód? Rozwój handlu internetowego oraz zbyty duże nasycenie sklepami. Jak podawała niedawno Business Insider, na każdego Amerykanina przypada aż 23,5 stopy kwadratowej (ok. 2,2 mkw.) sklepu, podczas gdy w Kanadzie jest to 16,4 stopy kwadratowej, a w Australii tylko 11,1 mkw.

I choć zamykają się głównie centra handlowe i sklepy odzieżowe, to moment na ekspansję Lidla nie wydaje się najlepszy. Donald Trump walczy z wszystkim co "nieamerykańskie", Amazon walczy ze wszystkim co "nieinternetowe", a na dodatek rynek wygląda tam zupełnie inaczej niż na starym kontynencie.

Jak wiadomo w Ameryce wszystko jest "naj", więc i sklepy muszą być najtańsze. Rolę naszych dyskontów przejęły tzw. sklepy za jednego dolara. I to dosłownie. W tej cenie placówki tego typu sprzedają kosmetyki, chemię, słodycze, żywność. Dosłownie wszystko co można sobie wyobrazić, choć podstawą są oczywiście produkty prosto z Chin.

Aby zmieścić się w limicie "jeden produkt to jeden dolar", sieci po prostu zmniejszają gramaturę towarów, czyli np. zamiast całego proszku do prania dostaniemy opakowanie, które waży o połowę mniej od standardowego. Ewentualnie sprzedają produkty na wielopaki, np. opakowanie mleka za 1 dolara można kupić tylko wtedy, gdy weźmiemy 8 kartonów.

Choć promocji tam nie ma w ogóle, bo trudno przeceniać coś co kosztuje dolara, to model świetnie działa. Najlepszy przykład to sieć Dollar Tree, która ma ponad 13 tys. sklepów, a jej giełdowa wycena to blisko 19 mld dolarów. Nie trudno zgadnąć, że tego typu tani sklep zyskał jak mało który na kryzysie. Od 2007 roku jego wycena wzrosła aż sześciokrotnie.

Podobnie wygląda sytuacja z siecią Dollar General. Ten zadebiutował na giełdzie w Nowym Jorku w 2010 roku z ceną 22 dolary za akcję. Dziś jeden walor wyceniany jest już na 71 dolarów.

Inny sposób na tanie zakupy, to sieci supermarketów w których trzeba wykupić abonament. Może to brzmi dziwnie z naszego punktu widzenia, ale są to tanie sklepy, do których aby wejść, trzeba mieć specjalną kartę. Opłaca się ją raz do roku i dzięki temu korzysta z placówek, które oferują różnego rodzaju towary mniej więcej w cenach hurtowych. Tak samo i tu promocji praktycznie brak - trudno przeceniać coś, co jest sprzedawane bez marży. Jak sklep zarabia? Jego zyskiem są przede wszystkim opłaty pobierane od klientów.

Największa z tego typu sieci to Costco. Zrzesza dziesiątki milionów Amerykanów, którzy są w stanie wydać kilkadziesiąt lub nawet ponad 100 dolarów rocznie (jest kilka rodzajów kart), by móc wejść do ich sklepu. Poza USA działa też w Meksyku czy Kanadzie. Roczne przychody to ponad ok. 130 mld dolarów, czyli blisko 500 mld zł. Dla porównania Biedronka w Polsce to 40 mld zł, a cały budżet państwa polskiego to ok. 320 mld zł. Nic dziwnego, że Costco to jedna z największych sieci handlowych na świecie.

Po za nimi Lidl rywalizować będzie musiał też ze sklepami etnicznymi, czyli tysiącami sklepów prowadzonych przez Chińczyków, Filipińczyków, Latynosów czy ortodoksyjnych Żydów. Wbrew pozorom nie jest to żadna nisza. Sieci takie jak H Mart, 99 Ranch Market czy Mitsuwa potrafią generować miliardowe przychody.

To jednak nie te najtańsze sklepy rosną najmocniej w ostatnim czasie w USA. Według firmy analitycznej Willard Bishop, najdynamiczniej rozwijały i rozwijać dalej będą się sklepy fresh, czyli oferujące świeże warzywa, owoce, ale także gotowe do spożycia, ale zdrowe posiłki. Na ich półkach królują też tzw. zdrowa żywność oraz oznaczona certyfikatami (np. Fair Trade lub ekologicznymi). Przez najbliższych kilka lat ten format rozwinąć ma się aż o 13,5 proc.

Zaraz za nimi są jednak właśnie dyskonty. Tu swojej szansy upatruje Lidl. Rynek rosnąć ma o ok. 8 proc. do 2020 roku. Co ciekawe, typowych sklepów dyskontowych takich jak znamy z Europy, w USA jest niewiele. Określane są mianem "Limited-Assortment Store", czyli sklepy o ograniczonej liczbie produktów. Na razie w tej kategorii prym wiodą niemiecki Aldi, który chce mieć 2 tys. sklepów w 2018 roku oraz Trader Joe's i Save-A-Lot.

Symbolem handlu za Oceanem jest jednak Walmart. To gigant taki, że nawet nasz kraj wygląda przy nim blado. Rocznie sprzedaje towary za ok. 500 mld dolarów, czyli ponad 1,8 biliona złotych. Zatrudnienie to ponad 2 miliony osób, czyli tyle ilu mieszkańców ma Łotwa, Macedonia czy Słowenia.

Walmarta trudno porównać do jakiejkolwiek sieci działającej w Europie. Nie jest to bowiem ani typowy dyskont, ani hipermarket. W jednej hali sprzedaje się wszystko, czego klient może zapragnąć, w cenach jakich nikt inny nie jest w stanie zaproponować. Sieć wyrosła z tego, że zmuszała swoich dostawców do dostarczania niezłej jakości towarów w maksymalnie niskich cenach.

Walmart obecny jest też w Europie - na Wyspach Brytyjskich prowadzi sieć Asda, którą na tamtejszym rynku wyprzedza tylko Tesco. Choć od wielu lat spekuluje się o wejściu na rynek polski, to dotąd zawsze tego typu informacje okazywały się jedynie dziennikarskimi kaczkami.

Planned Grocery

Ekspansja Lidla w USA to jednak już nie żarty. Sieć już kilka miesięcy temu informowała, że zamierza otworzyć 20 sklepów w Wirginii, Karolinie Północnej oraz Południowej. W rok ma mieć już 80-100 sklepów.

- Sieci przygotowują się na wejścia Lidla. Traktują to zupełnie poważnie - komentował dla Reutersa te informacje Milos Ryba z firmy analitycznej IGD.

Na razie Niemcy szukają lokalizacji i pracowników w USA, a w Europie wstrzymują strategiczne dotąd projekty. Na przykład Lidl stwierdził, że woli skoncentrować się na rozwoju za oceanem niż rozwijać koncept sklepu Lidl Express, czyli małego sklepiku osiedlowego.

W walce o lokalizacje Lidla chce ubiec Dollar General i Dollar Tree. Pierwsza zapowiada otwarcie tylko w tym roku 1000 placówek, druga 600. Na razie więc plany niemieckiej grupy wyglądają przy tym blado. O Lidlu zwykło się jednak mówić, że jest jak dobry niemiecki czołg - jedzie może niezbyt szybko, ale za to bardzo konsekwentnie.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(8)
seba
7 lat temu
od lat 99 store to tylko nazwa w usa
veni
7 lat temu
Podbije Ameryke??? Na polodnie od Nowego Jorku... Bez Connecticut, Rhode Island, Massachusetts, State of New York... to wioska a nie Ameryka... Przy okazji.. a towar zrobiony .. Made in China.... smiech...
nnn
7 lat temu
kupowałem w tych sklepach za dolara nie znalazłem w takim sklepie jednego towaru amerykańskiego króluje made in china
Interes
7 lat temu
A kiedy PSS Społem podbije USA?
ASDFG
7 lat temu
BIEDRONKA PADNIE