Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Krzysztof Janoś
Krzysztof Janoś
|

Misiewicz z Macierewiczem obiecali tysiąc dronów dla wojska. Na razie mamy ich 50

123
Podziel się:

Przez ostatnie miesiące obserwowaliśmy przesuwanie i ograniczenie do kilkunastu maszyn programu zakupu śmigłowców dla polskiej armii. To nie koniec problemów. Jak się okazuje nasze wojsko dłużej może też poczekać na nowoczesne drony, choć obiecano kupić ich tysiąc i to jeszcze w tym roku. Kłopot jednak w tym, że MON chce, by były produkowane w firmach z udziałem skarbu państwa. Najbardziej zaawansowana w tej dziedzinie polska firma jest jednak prywatna.

Misiewicz z Macierewiczem obiecali tysiąc dronów dla wojska. Na razie mamy ich 50
(Andrzej Hulimka/REPORTER)

Podczas środowej, wspólnej wizyty prezydenta Dudy i ministra Macierewicz w Bazie Bezzałogowych Statków Powietrznych w Mirosławcu obaj politycy podziwiali Izraelskie drony Orbiter, które jako pierwsze pojawiły się przed laty w naszym wojsku. Tych najbardziej zaawansowanych i zapowiadanych oglądać nie mogli, bo przetargi utknęły w martwym punkcie.

Pod koniec zeszłego roku resort obrony deklarował, że żołnierze już w 2017 r. otrzymają tysiąc dronów bojowych. Taką obietnicę złożył w imieniu ministra Macierewicza jego ówczesny bliski współpracownik Bartłomiej Misiewicz.

Ukraińcy drony robili taśmą klejącą

Dziś już Misiewicza w MON i PiS nie ma, ale nadzieja wojskowych, że otrzymają wreszcie tak potrzebny sprzęt, jest ciągle żywa. - Bezzałogowce wszystko załatwiają. Można nimi atakować, ale to też nie wszystko. Zamiast wysyłać żołnierzy za linie wroga, zwiadu dokonuje się za ich pomocą. To są oczy i uszy wojska na współczesnym polu walki - mówi WP money Bartosz Głowacki, ekspert wojskowy miesięcznika "Skrzydlata Polska".

Jak twierdzi, ciągle jeszcze trwający konflikt Rosji z Ukrainą pokazał, jak te maszyny są istotne. W pierwszej fazie starć na wschodzie Ukrainy Rosjanie zyskiwali olbrzymią przewagę przez to, że posiadali bardzo dużo profesjonalnych bezzałogowców.

Ukraińcy ratowali się, wykorzystując do tego drony cywilne, które można kupić w sklepach modelarskich. Przerabiali też te najprostsze zabawkowe, doklejając taśmą telefony komórkowe czy kamery, które rejestrowały obraz.

By w przypadku ewentualnego zagrożenia nie musieć się ratować w ten sposób, w Plan Modernizacji Technicznej (PMT) wojska wpisano zakup sześciu rodzajów bezzałogowych systemów powietrznych (w zależności od zasięgu i zdolności atakowania celów).

Problem w tym, że według Głowackiego obecnie na stanie naszego wojska jest maksymalnie 50 maszyn bezzałogowych i to tylko najmniejszego zasięgu. Nie dostaliśmy od MON odpowiedzi na pytanie o dokładną ich liczbę. Plany zakładały jednak, że to będzie co najmniej kilkaset, albo tak jak obiecywał Misiewicz - nawet tysiąc.

- Tak naprawdę im więcej, tym lepiej. Kłopot w tym, że PMT jest ciągle modyfikowany, ale nie znamy szczegółów. Są tylko przecieki. Ostatnie z zeszłego roku jakieś kilka slajdów ze spotkania MON z amerykańskim przemysłem zbrojeniowym. Nasz rząd lubi wszystko utajniać, jak np. z ostatnim przetargiem na śmigłowce - mówi Głowacki.

MON nie chce rozmawiać o modernizacji

O wyborze niejawnej procedury przetargowej na śmigłowce pisaliśmy w WP money. Jednak jak zauważa ekspert, nawet i bez niej wszelkie pytania dotyczące realizacji PMT, MON pozostawia bez odpowiedzi.

- Biuro prasowe ogranicza się do formułek typu: poinformujemy o tym w swoim czasie, albo że trwają właśnie analizy. Tak naprawdę jedyną znaczącą zmianą ws. maszyn bezzałogowych była zapowiedź, że większość z tych o małym zasięgu będzie pozyskiwana od polskich producentów - wyjaśnia Głowacki.

W sprawie realizacji PMT i konkretniej wszystkich programów dotyczących zakupu bezzałogowców pytaliśmy też MON, ale do czasu opublikowania tego artykułu nie doczekaliśmy się odpowiedzi. Z kolei wspomniana przez eksperta decyzja pokazuje zagrożenia dla całego programu maszyn bezzałogowych.

Wszystko dlatego, że nie jesteśmy, mówiąc to bardzo delikatnie, potęgą w produkcji tego typu uzbrojenia jak np. Izrael czy USA. W ocenie Głowackiego najbardziej zaawansowaną technologicznie w tej materii polską firmą jest WB Electronics.

- Jednak problem z nią jest taki, że jest prywatna i nie należy do PGZ. Tymczasem obecnie przecież wszystko, albo prawie wszystko, co jest w stanie wyprodukować nasz przemysł, MON chce kupować właśnie tam - mówi Głowacki.

Obiecywane przez Misiewicza drony również mają powstawać w oparciu o polski przemysł. By było jeszcze ciekawiej deklaracja ta wprawdzie padła na pokazie dronów w Wojskowym Instytucie Technicznym Uzbrojenia. Jednak zebrani podziwiali bezzałogowca o nazwie Łoś, wyprodukowanego przez WB Electronics.

Firma polska, ale nie państwowa

Maszyna o zasięgu 200 km może być wykorzystana zarówno do obserwacji, jak i do przenoszenia dwóch pocisków. Szczegóły tej konstrukcji i jej możliwości nie są przypadkowe, bo powstawały z myślą o konkretnym zapotrzebowaniu.

- Przygotowywaliśmy się do spełnienia wymagań programu Orlik (zasięg 200 km). Nasz system Łoś spełnia je wszystkie. W lipcu zapadła w MON decyzja, że dostawcą uzbrojenia dla polskiej armii, mogą być tylko firmy z większościowym udziałem skarbu państwa - mówi Tomasz Badowski z WB Electronics.

Jak przekonuje, dowodem na to, że właśnie WB Electronics jest jedyną polską firmą, która ma już obecnie wszystkie kompetencje do produkowania systemów bezzałogowych. Jest fakt, że jej system FlyEye jest już wykorzystywany w polskiej armii. Firma też eksportuje swoje drony.

- Nasze technologie systemów bezzałogowych są obecnie z powodzeniem wykorzystywane, w tym również w warunkach bojowych, w kilku krajach na świecie - dodaje Badowski. W polskiej armii wykorzystuje się 17 zestawów FlyEye. Jest to sprzęt klasy mini o zasięgu 50 km i czasie trwania lotu do 3 godzin.

Jednak umowa o rozpoczęciu produkcji głowic bojowych i ich bezzałogowego nosiciela Dragon Fly został podpisana z Wojskowym Instytutem Techniki Uzbrojenia. Produkcja odbywa się ze wsparciem Bydgoskich Zakładów Mechanicznych Belma SA i Wojskowymi Zakładami Lotniczymi nr 2.

Przed tygodniem pytany przez WP money rzecznik WZL nr 2 w Bydgoszczy, nie chciał jednak odpowiedzieć, na jakim etapie są te prace. Dowiedzieliśmy się tylko, że "umowa jest w trakcie realizacji" i jest "bardzo mocno zaawansowana", a żołnierze dostaną drony w trakcie kilku najbliższych miesięcy.

- To. że ktoś wyprodukuje kilka bezzałogowców, to nie znaczy jeszcze, że łatwo będzie je wdrożyć do produkcji przemysłowej. Sama zapowiedź o tysiącu maszyn jest wątpliwa. To nie jest taka prosta sprawa. Oczywiście można "natłuc" setki i tysiące tych modeli tylko, co dalej. Mamy wchodzić na drzewa i je z nich zrzucać - pyta retorycznie Głowacki.

Co z bardziej zaawansowanymi dronami?

W ocenie eksperta, kluczowe są tu technologie związane z systemami rozpoznania celów i transmisji zakodowanych danych. W tej materii nie mamy w Polsce zbyt wielu ekspertów. Brakuje też przeszkolonych żołnierzy, którzy umieliby je obsługiwać

- Ale na czym mają się uczyć, skoro mamy ich tak mało. Co z tego, że żołnierze WOT dostaną nawet tysiąc dronów. W przypadku ewentualnej niskiej jakości ich wykonania i słabego przeszkolenia, to może być po prostu sprzęt jednorazowy, bo drony nie będą wracały z misji - dodaje Głowacki.

Oprócz tych mniejszych maszyn produkowanych obecnie w WZL 2 i wspomnianego już programu Wizjer i Orlik, MON w ramach PMT planuje jeszcze kupić 4 zestawy bezzałogowców o dużym zasięgu i zdolnościach do przenoszenia uzbrojenia. Ten program nazwany Zefir będzie najbardziej kosztowny, a wybór dostawcy wydaje się być tu bardzo ograniczony.

- Takie maszyny dostarcza tylko dwóch producentów na świecie. Do wyboru jest tylko izraelski Hermes 900 oraz amerykański Reaper. Wątpię, żeby ze względu na technologiczne zaawansowanie, któryś z nich chciał nam przekazać know-how - mówi Głowacki.

Dlatego w przypadku tych konkretnych maszyn MON już wcześniej dopuszczał, że może je kupić bez przenoszenia zdolności produkcyjnych do Polski. Możliwa jest więc szybsza procedura, ale nie wiadomo, kiedy ewentualnie dojdzie wreszcie do podpisania umowy. W ocenie eksperta nie chodzi tu o pieniądze.

- Hiszpanie za 4 Reaper zapłacili ostatnio 160 mln euro. To nie są sumy, których nie ma w budżecie MON - mów Głowacki. W kolejnym programie "Gryf" (nieco mniejszy zasięg i możliwości operacyjne) też jest tylko dwóch potencjalnych dostawców, ale tutaj jest większa otwartość producentów dronów na przekazanie nam części technologii. Zatem rozmowy mogą być teoretycznie łatwiejsze.

- Umowy miały być podpisane w tym roku, a pierwsze dostawy dotrzeć do Polski w ciągu dwóch, trzech lat. Ciągle jednak nic się w tej sprawie nie robi - mówi Głowacki.

Tutaj wybór ogranicza się do brytyjskich dronów Watchkeeper, oferowanych przy współudziale firmy WB Electronics, oraz izraelskich Hermesów 450, które mogłyby być współprodukowany w PGZ. Tutaj również trudno orzec, co będzie rozstrzygające, poza oczywiście ceną i szczegółami technicznymi. Większe doświadczenie WB Electronics, czy fakt, że PGZ jest państwowy

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(123)
górol
7 lat temu
A na tej focie to dwa pajace , wstyd dla kraju.
górol
7 lat temu
A na tej focie to dwa pajace , wstyd dla kraju.
pilot
7 lat temu
Macierewicz i jego fantazje - noo to polska sila teraz stoi mamy flote 50 dronow - extra . Antoś jak tam twoje Mistrale sprzedane za 2 dolary hahah - Leczyć tego starego satyra w zakladzie zamknietym a nie do polityki wystawiac
punkt widzeni...
7 lat temu
Błaszczak powinien kupić także przynajmniej jednego drona do sypania konfetti na Zielińskiego, wyjdzie taniej niż użycie śmigłowca, może być także z opcją polewania wodą święconą
rozcak
7 lat temu
to jest ich prywatny folwark z niczym i z nikim się nie liczą.
...
Następna strona