Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Szykuje się rewolucja dla pracodawców. To ma być koniec zatrudniania na czarno

0
Podziel się:

- Mówimy dość patologiom na rynku pracy - zapowiadała po stu dniach urzędowania minister Elżbieta Rafalska.

Szykuje się rewolucja dla pracodawców. To ma być koniec zatrudniania na czarno
(Mateusz Jagielski)

Zwlekanie z podpisaniem umowy z pracownikiem, który wykonuje już swoje obowiązki, ma się skończyć. - Mówimy dość patologiom na rynku pracy - zapowiadała po stu dniach urzędowania minister Elżbieta Rafalska. We wtorek rząd przyjął projekt ustawy nowelizującej Kodeks pracy, mającej zlikwidować tzw. "syndrom pierwszej dniówki".

Do tej pory pracodawca po zatrudnieniu osoby musiał podpisać z nią umowę "najpóźniej w dniu rozpoczęcia pracy". To z pozoru sensowne rozwiązanie traktowane było, jako metoda omijania prawa i sposób na zatrudnianie pracowników "na czarno".

- To już dawno należało uporządkować - oceniła Rafalska. Jej zdaniem zbyt długo na polskim rynku pracy były akceptowane równego rodzaju "nienormalne sytuacje". - Najwyższa pora, żeby powiedzieć, że radykalnie trzeba to zmienić. Nie małymi krokami, ale radykalnie.

Jak dodała, przez lata było dużo wyrozumiałości wobec tego, co się działo na rynku pracy: nadużywania umów-zlecenia, galopującego samozatrudnienia, które było często ucieczką od umów stałych. To - w jej ocenie - powoduje, że wciąż jest duża emigracja, a sytuacja pracownika na rynku dużo słabsza.

W przypadku kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, pracodawca tłumaczył brak umowy pracownika faktem, że to dopiero jego pierwszy dzień, choć w rzeczywistości był on już zatrudniony od dłuższego czasu. - Ta sprawa niejako legalizowała zatrudnianie "na czarno" - wyjaśnia w rozmowie z money.pl Marek Lewandowski, rzecznik NSZZ Solidarność i przedstawia ten proceder obrazowo. - Wyglądało to tak, że w szufladzie leżał kwit, podpisany przez pracownika i pracodawcę. Dopiero jak przychodził inspektor, to papier był wyciągany i wszystko "ganz legal", bo "to pierwszy dzień".

Jak wskazuje w swoim raporcie Państwowa Inspekcja Pracy, problem dotyczył aż 18 procent z kontrolowanych przedsiębiorstw, czyli ponad 10 tysięcy pracowników. Najwięcej w transporcie, usługach magazynowych i gastronomii.

Nie ma papierów, nie ma pracy

- Codziennie do pracy przechodzę obok placu budowy, na którym zawsze widzę trzech robotników, bardzo charakterystycznych - opowiadał we wtorkowym programie #dziejesienazywo Roman Giedrojć, Główny Inspektor Pracy. - Po kilku dniach przeprowadzam tam kontrolę i co słyszę? Że oni wszyscy są w pracy pierwszy dzień, choć przecież widziałem ich na rusztowaniach codziennie.

Problem polegał na tym, że inspektor nie zawsze mógł udowodnić pracodawcy łamania prawa, bo często nie było żadnych dokumentów, potwierdzających moment faktycznego zatrudnienia pracownika. W rzeczywistości takich przypadków może więc być dużo więcej. - To było nagminne, szczególnie w budownictwie, czy na przykład leśnictwie - komentuje Giedrojć.

Według nowych przepisów, pracodawcy otrzymają dodatkowy obowiązek przed dopuszczeniem zatrudnionego do pracy. Jeśli bowiem umówili się z nim na konkretne warunki (rodzaj umowy, okres jej trwania, wynagrodzenie), będzie musiał mu to dać na piśmie. Niekoniecznie w formie umowy, ale przynajmniej w formie wskazania umówionych wcześniej warunków. Bez takiego dokumentu pracownik nie będzie mógł rozpocząć pracy.

"Ustawa ma na celu ograniczenie skali zjawiska zatrudniania pracowników bez uprzedniego zawarcia z nimi umowy o pracę na piśmie lub bez uprzedniego potwierdzenia im na piśmie podstawowych warunków zatrudnienia i tym samym zwiększenie ochrony praw pracowników oraz zapobieganie nielegalnemu zatrudnieniu" - czytamy w uzasadnieniu projektu ustawy.

Prawie pełna zgoda

- Bardzo pozytywnie przyjmujemy ten pomysł, to ruch w dobrym kierunku - ocenia rzecznik Solidarności. Podobnego zdania jest też przedstawiciel Państwowej Inspekcji Pracy. - To bardzo dobry pomysł, ale też nic nowego. We wszystkich krajach Unii Europejskich takie regulacje są wprowadzone, tylko u nas tego do tej pory brakowało - mówił w programie #dziejesienazywo Roman Giedrojć.

Na więcej obowiązków nie obruszają się tez pracodawcy. - Trzeba przyznać, że dla tej grupy jest to dość neutralna zmiana, bo uczciwi pracodawcy nie stosowali takich metod wcześniej - zaznacza w rozmowie z money.pl Monika Gładoch, ekspert i doradca prezydenta Pracodawców RP. - Na pewno jednak czeka nas praca nad tym, by pracodawcy jednoznacznie zrozumieli, że forma takiego dokumentu musi być pisemna i nie wystarczy przesłać warunków mailem czy smsem.

Z kolei Jacek Męcina z Konfederacji Lewiatan zwrócił uwagę, że zmiana przepisów będzie korzystna nie tylko dla pracowników, ale też samych pracodawców. Dodał, że nowe rozwiązanie będzie zapobiegało nieuczciwej konkurencji pomiędzy firmami. Potwierdza to rzecznik Solidarności. - Podczas spotkań Rady Dialogu Społecznego wszystkie strony zgodziły się, że zmiany są potrzebne - relacjonował w rozmowie z money.pl Marek Lewandowski.

Wątpliwości do projektu zgłaszał za to resort rozwoju. Przedstawicielom ministerstwa kierowanego przez Mateusza Morawieckiego nie podobało się, że nowe przepisy mają być tak restrykcyjne. Wskazują przy tym na inne kraje Unii Europejskiej, gdzie na przedstawienie pisemnych warunków często jest więcej czasu. Oprócz tego resort rozwoju zwraca uwagę na niedogodności dla pracodawców, którzy zatrudniają pracowników w innym miejscu, niż siedziba firmy. - Może rzeczywiście byłoby to pewne utrudnienie, dlatego dobrze byłoby może dopuścić również na przykład formę elektroniczną takiego dokumentu, a nie tylko "klasyczną pisemną" - zastanawia się Monika Gładoch.

- To szukanie dziury w całym - twierdzi z kolei rzecznik Solidarności. - Po pierwsze, nie możemy porównywać w ten sposób wszystkich krajów, bo dane nie są niejednorodne. A po drugie, niedogodności dla firm są dużo mniejszym problemem, niż zatrudnianie na czarno.

Przedstawiciele związkowców i PIP są też zgodni, jeśli chodzi o to, że potrzebne są kolejne uprawnienia dla PIP. - Jeśli inspektor stwierdzi, że pracownik pracuje w ramach normalnego stosunku pracy, a ma umowę-zlecenie, to może sprawę skierować do sądu - wyjaśnia Marek Lewandowski. - Dopiero, gdy sąd przychyli się do jego zdania, pracownik otrzyma etat. Problem w tym, że po tym czasie często pracownika w firmie już nie ma lub sama firma przestała istnieć.

Choćby z tego powodu kolejność powinna być odwrócona. Zdaniem Lewandowskiego i Giedrojcia, inspektor powinien mieć prawo zmiany umowy na etat, a pracodawcy przysługiwałoby odwołanie do sądu.

Nowe przepisy mają wejść w życie w ciągu 6 tygodni od ich ogłoszenia. Po przyjęciu przez rząd, nowelizacja trafi do parlamentu.

wiadomości
gospodarka
gospodarka polska
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)