Wiadomo, że stan trzech górników z sześciu przebywających w siemianowickim szpitalu jest bardzo poważny. To ranni, którzy zostali przewiezieni do szpitala niezwłocznie po wybuchu. W lepszymi stanie mają być górnicy, którzy do siemianowickiej oparzeniówki byli dowożeni w ciągu dnia.
W wyniku wybuchu zginęło czterech górników. Najstarsza ofiara wypadku miała 50 lat, najmłodsza 22. Dwóch ze zmarłych górników było pracownikami kopalni, dwóch firmy zewnętrznej. Górnicy osierocili łącznie 7 dzieci.
Do zdarzenia doszło wczoraj około godziny 23.00 na głębokości jednego kilometra. Rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego, Edyta Tomaszewska poinformowała, że przed wybuchem uszkodzone zostały dwa czujniki metanometrii automatycznej i przekroczone zostały dopuszczalne stężenia metanu.
Gliwicka prokuratura wszczęła śledztwo mające wyjaśnić przyczyny katastrofy. Jak wyjaśnił rzecznik prokuratury Michał Szułczyński - jedną z pierwszych zleconych przez prokuraturę czynności będzie sekcja zwłok. Jak najszybciej zostaną także przesłuchani pierwsi świadkowie. Śledczy zbadają również, czy w kopalni nie doszło do niedopełnienia obowiązków przez osoby odpowiedzialne za BHP.
Do kopalni Borynia przyjechał też wicepremier, minister gospodarki, Waldemar Pawlak, który w imieniu rządu złożył rodzinom zmarłych i poszkodowanych wyrazy współczucia.
W związku z tragedią prezydent Jastrzębia Zdroju ogłosił żałobę która zakończy się w sobotę o godzinie 12.