Około pięćdziesięciu osób, przede wszystkim pracownicy i plantatorzy współpracujący z zakładem, wzięli udział w pikiecie w obronie Cukrowni Łapy SA, zorganizowanej w niedzielę w centrum Białymstoku.
"Słodkich Świąt życzą plantatorzy i pracownicy likwidowanej Cukrowni Łapy" - pod takim hasłem prowadzili swoją akcję. Mieli też ze sobą flagi "Solidarności".
Cukrownia w Łapach należy do Krajowej Spółki Cukrowej SA, która w planach restrukturyzacji, związanych z ograniczeniem produkcji cukru w Unii Europejskiej, zakłada m.in. likwidację tzw. rejonu plantatorskiego łapskiej cukrowni, co dotknęłoby ponad 2 tys. rolników.
Choć w planach KSC nie ma mowy o zamknięciu cukrowni, pracownicy obawiają się, że w konsekwencji dojdzie i do tego.
Uczestniczący w pikiecie burmistrz Łap Roman Czepe przyznał w rozmowie z PAP, że niedzielną akcję pracownicy i plantatorzy chcieli pośrednio zwrócić się do polityków, zwłaszcza Platformy Obywatelskiej współtworzącej koalicję rządzącą, by pomogli w obronie cukrowni.
"Żeby nas świętujące, przygotowujące się do świąt społeczeństwo zobaczyło i żeby ten głos społeczny miał wpływ na polityków (...) Musimy sobie uświadomić, że nie dla wszystkich te święta będą radosne. Dla wielu będą stresujące, dramatyczne, może ze strachem a może z przerażeniem będą odbierać, co będzie dalej" - dodał Czepe.
KSC argumentuje m.in., że rejon plantacyjny Cukrowni w Łapach charakteryzuje się najniższym w całej spółce biologicznym plonem cukru oraz najsłabszymi warunkami klimatycznymi i glebowymi do uprawy buraków.
Plantatorzy odpierają te zarzuty. W ich ocenie, ma miejsce nie analiza ekonomiczna, ale silny lobbing polityczny z innych regionów, gdzie także są należące do KSC cukrownie.
W czasie niedzielnej pikiety doszło do scysji jej organizatorów z ojcem Edwardem Konkolem ze Stowarzyszenia Pomocy Rodzinie "Droga" w Białymstoku. W tym samym miejscu organizowana była bowiem miejska wigilia dla osób potrzebujących.
Zaskoczony obecnością pikietujących zarzucił im, że wykorzystują miejsce i czas dla własnych celów, zdenerwowany mówił że nic o pikiecie nie wiedział.
Po rozmowie m.in. z burmistrzem Czepe jeszcze raz wyjaśnił rolnikom swoje racje, zapewnił ich o swoim poparciu, doszło do wzajemnych przeprosin. (PAP)
rof/ dym/