Wewnętrzny audyt ujawnił patologie w systemie opłacania pracowników biur eurodeputowanych. Rzecznik Parlamentu Europejskiego stanowczo odrzucił jednak w czwartek oskarżenia o defraudację.
Brytyjska prasa ujawniła w czwartek istnienie raportu z audytu przeprowadzonego w PE, który - jak pisze "The Daily Telegraph" - wykazał "przestępcze i prowadzone na szeroką skale nadużycia" w wydatkach na biura poselskie, które rocznie unijny budżet kosztują ponad 100 mln euro.
Nadużycia mają dotyczyć zwłaszcza płac i ubezpieczeń zatrudnianych asystentów, na co każdy z 785 eurodeputowanych ma rocznie około 150 tys. euro.
Wszystkie wydatki muszą być potwierdzone rachunkami, ale brytyjska prasa sugeruje, że niektórzy europosłowie "odbierają" asystentom rzekomo przyznane im pieniądze. Pisze o przypadku posła (brak nazwiska), który swojemu asystentowi miał wypłacić premię z okazji Bożego Narodzenia w wysokości 19 miesięcznych pensji. To, czy asystent dostał taką kwotę, budzi wątpliwości.
"W trakcie audytu zbadano próbkę 167 wypłat i towarzyszących im dokumentów z lat 2004 i 2005. Audytorzy nie sprawdzali transakcji poszczególnych eurodeputowanych i raport nie wykazał żadnego przypadku defraudacji" - oświadczył w komunikacie prasowym w czwartek rzecznik PE Jaume Duch.
Przyznał jednak, że raport "potwierdza, iż istnieją obawy, że system zatrudniania asystentów jest zbyt skomplikowany".
"Istnieją trzy różne systemy zawierania kontraktów z asystentami oraz 27 różnych narodowych systemów opodatkowania i ubezpieczenia zdrowotnego. W dodatku część asystentów pracuje w Brukseli, a cześć w krajach członkowskich posłów" - czytamy w komunikacie Ducha.
Nie są tajemnicą ogromne dysproporcje w zarobkach asystentów posłów, od kilkuset euro do kilku tysięcy miesięcznie, w zależności, dla kogo się pracuje. Wśród asystentów złą opinię mają posłowie z nowych, uboższych państw UE.
Duch zapowiedział, że sekretarz generalny PE w najbliższym czasie przedstawi propozycje stworzenia jednolitego europejskiego systemu zatrudniania pracowników biur poselskich, pozostawiając eurodeputowanym prawo do wyboru asystentów. Ten nowy system miałby być wdrażany po wyborach do PE w 2009 roku.
Raport jest poufny i mają do niego dostęp tylko eurodeputowani z Komisji Kontroli Budżetowej PE.
Polska eurodeputowana Genowefa Grabowska (SdPl), była kwestor PE, zastrzegając w rozmowie z PAP, że nie widziała raportu, wskazała, że trudno jej sobie wyobrazić, iż ma miejsce "defraudacja".
"Wszystkie wydatki posłów muszą być potwierdzone dokumentami i rachunkami, które są rejestrowane przez administrację i sprawdzane" - powiedziała PAP. Jak dodała, co roku są też przeprowadzane kontrole przez OLAF, czyli unijne biuro do walki z nadużyciami. Inna kwestia - przyznała - że obecne reguły pozwalają posłom na dużą swobodę.
Grabowska zwróciła uwagę, że o defraudacjach nie pierwszy raz zresztą pisze tradycyjnie dość eurosceptyczna prasa brytyjska. "W dodatku jesteśmy w okresie debaty na temat ratyfikacji nowego (unijnego) traktatu w Wielkiej Brytanii" - zauważyła.
Inga Czerny (PAP)
icz/ kot/ ro/