Strajk ciągły rozpoczęli w poniedziałek rano lekarze Wojewódzkiego Szpitala Obserwacyjno-Zakaźnego w Toruniu. Nie zgadzają się na 10-procentowe podwyżki płac, żądają wzrostu wynagrodzenia o tysiąc złotych.
Strajk ogłosiła zakładowa organizacja Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy po tym, jak oczekiwanego skutku nie przyniósł godzinny strajk ostrzegawczy 13 marca i strajk jednodniowy 18 marca.
W strajku bierze udział połowa z 20 zatrudnionych w szpitalu lekarzy, z wyjątkiem ordynatorów, kierowników i osób w wieku emerytalnym. Żądają podwyżki płac o tysiąc złotych, gdyż - jak podkreślają - wzrost płac o 10 proc. oznacza, że lekarze z kilkunastoletnim stażem otrzymają dodatkowo tylko około 300 zł.
Dyrekcja szpitala podkreśla, że 10-procentowa podwyżka została zaproponowana w odniesieniu do umów pracy i dyżurów, co w przypadku lekarzy z drugim stopniem specjalizacji oznacza wzrost pensji o 600-660 zł. Protestujący nie zgadzają się, twierdząc, że wynagrodzenie za dyżury to odrębna kwestia.
"Rozmowy prowadzone z dyrekcją w okresie trwania protestu nie odniosły skutku. Obiecywano nam prowizję w przypadku wypełnienia limitów świadczeń zdrowotnych, ale to nic pewnego. Proponowane nam też przejście na kontrakty, ale na gorszych warunkach niż gdzie indziej" - powiedziała PAP szefowa OZZL w szpitalu Dorota Kasztelowicz.
Zaznaczyła, że w przypadku przejścia na kontrakty dyrekcja proponowała za godzinę pracy w dni powszednie 40 zł, a w dni świąteczne - 55 zł. Zaznaczyła, że dla porównania w największym szpitalu w Toruniu lekarze na kontraktach otrzymują za godzinę odpowiednio po 50 i 70 zł.
Propozycję podwyżki o 10 proc. przyjęły dwa pozostałe związki działające w szpitalu związki zawodowe - pielęgniarek i pracowników administracyjno-technicznych. W toruńskim szpitalu są miejsca dla 160 pacjentów. (PAP)
rau/ itm/ gma/