Cztery osoby zginęły w poniedziałek na zachodzie Tunezji w zamieszkach przeciwko wysokiemu bezrobociu - poinformowały we wtorek władze. Oficjalny bilans ofiar gwałtownych protestów, które wybuchły w weekend, wzrósł z 14 do 18.
Według organizacji broniących praw człowieka zabitych jest prawie dwukrotnie więcej.
W starciach w mieście Al-Kasrajn, około 200 km na południowy zachód od Tunisu, zastrzelono w poniedziałek czterech cywilów - podało ministerstwo spraw wewnętrznych.
Zdaniem władz, "grupy uzbrojone w koktajle Mołotowa i stalowe pręty atakowały posterunki policji. Funkcjonariusze musieli się bronić". Zginęło czterech "napastników", a ośmiu policjantów zostało rannych.
Świadkowie informują, że w poniedziałek wieczorem policja użyła gazu łzawiącego, gdy w dwóch miastach na zachodzie, Al-Kaf i Kafsa, doszło do nowych protestów. Zamieszki wybuchły pomimo poniedziałkowych zapewnień prezydenta o stworzeniu 300 tys. miejsc pracy do końca 2012 r.
Przed podaniem nowego oficjalnego bilansu Międzynarodowa Federacja Praw Człowieka (FIDH) informowała, że w zamieszkach zginęło podczas weekendu co najmniej 35 osób, a Amnesty International szacowała, że są 23 ofiary śmiertelne.
W związku ze społeczną rewoltą, która wybuchła 17 grudnia po samospaleniu młodego Tunezyjczyka, od wtorku wszystkie szkoły i uczelnie w kraju są zamknięte.
26-letni Mohamed Bouazizi podpalił się przed budynkiem rządowym w Sidi Bouzid na znak protestu przeciwko bezrobociu; policja skonfiskowała mu wózek z warzywami i owocami.
W końcu ubiegłego tygodnia, jeszcze przed gwałtownymi zamieszkami podczas weekendu, bilans ofiar protestów wynosił cztery osoby; dwie z nich popełniły samobójstwo.
Społeczne niepokoje na tle bezrobocia w Tunezji nie mają precedensu od czasu, gdy 23 lata temu władzę objął obecny prezydent Zin el-Abidin Ben Ali. (PAP)
jhp/ mc/
8049786