USA potępiły w czwartek stracenie przez Iran dwóch mężczyzn zaangażowanych w protesty po czerwcowych wyborach prezydenckich. Opozycja uznała te wybory za sfałszowane.
"To jedynie doprowadzi do dalszej izolacji rządu irańskiego na świecie i od własnego narodu" - powiedział rzecznik Białego Domu Bill Burton.
"Mordowanie więźniów politycznych, domagających się gwarancji uniwersalnych praw, nie przyniesie Iranowi szacunku ani uznania, którego Teheran potrzebuje" - oznajmił Burton, który towarzyszy prezydentowi Barackowi Obamie w podróży do Tampy na Florydzie.
W Iranie w czwartek powieszono dwóch mężczyzn z grupy jedenastu skazanych na śmierć, którym irańskie władze zarzucały m.in. "wojnę przeciwko Bogu" (moharebeh), próbę obalenia islamskich władz oraz przynależność do grupy zbrojnej.
Były to pierwsze egzekucje przeprowadzone w związku z powyborczym protestami. "Wyroki na tych dwóch osobach wykonano dziś (w czwartek) o świcie. Skazani zostali powieszeni" - poinformowała agencja ISNA. Agencja podała również, że skazani to Mohammad Reza Alizamani i Arasz Rahmanipur.
Kryzys polityczny, który podzielił Iran, wybuchł 13 czerwca 2009 roku, po ogłoszeniu ponownego wyboru Mahmuda Ahmadineżada na prezydenta kraju. Opozycja uznała wyniki głosowania za sfałszowane i setki tysięcy ludzi wyszły na ulice skandując: "Co się stało z moim głosem?".
Tysiące osób aresztowano po wyborach. Wśród nich setki działaczy reformatorskiej opozycji, której przewodzą kandydaci pokonani w wyborach prezydenckich - Mir-Hosejn Musawi i Mehdi Karubi.
Protesty zaostrzyły się 27 grudnia ubiegłego roku, w święto Aszury, gdy - według oficjalnych danych - zginęło z rąk policji osiem osób. (PAP)
jo/ keb/ mc/
5565414